Granica
Ja, Tanichtys Albonubes, mam oczywiście poglądy. Dosyć wyraziste i słabo ewoluujące na przestrzeni czasu. Nie mam za to wielkiej potrzeby, aby je wyrażać, ale postanowiłam napisać poniższe.
Obcy w ogóle i obcy na granicy. Lęk przed obcym ("the other"). Zaskoczenie? Przypomniałam sobie, jak w 2001 r. mówiła mi studentka, Wietnamka, gdzieś w szkole językowej w Warszawie: - Wielu z nas wjeżdża do Polski i przebywa tu nielegalnie. "Oczy czarne, włosy czarne" - uniwersalna przepustka.
Polska nie była wtedy w Unii Europejskiej. Ale była już azylem dla wielu.
W 2004 r., w pewnej szkole wyższej, miałam kolejną wietnamską studentkę, Mai P. Ceniłam ją sobie.
Wtedy w Warszawie istniała już znacząca diaspora wietnamska, której obecności dowodziły liczne bary wietnamskie. Więcej, nawet w mieście B. od lat 90. działał taki bar pod dowództwem pani M.
Potem przyszły wojny czeczeński i związany z tym napływ uchodźców z tamtego regionu. A niejaki Chalidow zwyciężał już jako Polak.
Pobyt w pewnym warszawskim szpitalu w 2006 r. - dzielę się pieluszkami nr 3 z Asłanem i jego młodziutką mamą, która ma skośne oczy i mówi po rosyjsku.
I tak dalej, i tak dalej.
Uchodźcy nie są samym dobrem, bo mają te same wady i zalety, które mają inni ludzie. A ludźmi są na pewno.
Byłabym ostrożna w definiowaniu "naszości". Miks genów, który stanowi o tym, jacy jesteśmy, biali czy nie, przez nas niezawiniony, splot okoliczności kulturowych, który stanowi o naszym języku ojczystym i tożsamości - te sprawy są poza nami i poza naszym wyborem. Wiele razy w historii staliśmy na jakiejś granicy. Wiele razy ją przekraczaliśmy, czasem nas przegnali. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie następny raz. Nigdy.