To i owo, czyli maj
Maj ciepły, a nawet gorący. Czterodniowy tydzień pracy pozwolił mi dziś wybrać się do Tubize, gdzie może kiedyś mogłabym mieszkać - w każdym razie jest to moje miasto kandydat. A może nie. Wycieczka turystyczna pociągiem trwała całe pół godziny.
Dlaczego jest tak trudno? Puste kieszenie nie pozwalają mi mierzyć wysoko, każą mi przez kolejne szesnaście lat wykonywać obowiązki pracowe, które mnie nie uszczęśliwiają. Muszę szukać swojego miejsca po taniości. Patrzę teraz na Walonię, ale nie wiem, gdzie wyląduję. Może spotka mnie los Jerzego Żet (mam dość polityki, ale ona mnie dopada), nie mam jednak mieszkania komunalnego do podarowania komukolwiek.
Dlatego też, choć planuję i liczę, wiem, że potrzebuję też elementu szczęścia.
Bez względu na to, co będzie - dziś dzień jest ciepły, a niebo bezchmurne. Trzeba takie chwile chłonąć. Po kto wie, co będzie potem. Bo mi się spiętrza: praca, życie, pisanie (doktorat, konferencja, zapiski). W każdej chwili po przebudzeniu WIEM, świadomie wiem, co powinnam zrobić. Co nie znaczy, że to robię. A dziś mój limit wyznacza zupa pomidorowa z kluseczkami i bazylią.
I tak wszystko, co nas cieszy albo gryzie spłynie rzeką, na przykład Senną.