• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Co chce, to robi.

Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Kategorie postów

  • literatura i język (45)
  • o sobie (230)
  • studia (25)
  • świat (137)
  • tworzenie (19)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Czerwiec 2025
  • Maj 2025
  • Kwiecień 2025
  • Marzec 2025
  • Luty 2025
  • Styczeń 2025
  • Grudzień 2024
  • Listopad 2024
  • Październik 2024
  • Wrzesień 2024
  • Sierpień 2024
  • Lipiec 2024
  • Czerwiec 2024
  • Maj 2024
  • Kwiecień 2024
  • Marzec 2024
  • Luty 2024
  • Styczeń 2024
  • Grudzień 2023
  • Listopad 2023
  • Październik 2023
  • Wrzesień 2023
  • Sierpień 2023
  • Lipiec 2023
  • Czerwiec 2023
  • Maj 2023
  • Kwiecień 2023
  • Marzec 2023
  • Luty 2023
  • Styczeń 2023
  • Grudzień 2022
  • Listopad 2022
  • Październik 2022
  • Wrzesień 2022
  • Sierpień 2022
  • Lipiec 2022
  • Czerwiec 2022
  • Maj 2022
  • Kwiecień 2022
  • Marzec 2022
  • Luty 2022
  • Styczeń 2022
  • Grudzień 2021
  • Listopad 2021
  • Październik 2021
  • Wrzesień 2021
  • Sierpień 2021
  • Lipiec 2021
  • Czerwiec 2021
  • Maj 2021

Archiwum maj 2021

< 1 2 >

ciemno, ciepło, cicho

dla Zo.

 

 

 

Wcale nie umarłam tylko

 

musiałam się schować

 

i leżę cichutko

 

nic mnie nie wywabi

 

z brukselskiego bruku

 

i z ardeńskich wód

 

w każdym z tych miejsc

 

gdzieśmy płakały

 

gdzieśmy się bawiły...

 

wybuchające stacje i lotniska

 

amatorskie bomby

 

nie zawrócą mnie;

 

nie zawrócą mnie

 

nienawistne komentarze

 

udawany żal

 

pod wpisami o życiu

 

które będzie trwało

 

w tle

 

tak się cieszę

 

że byłam

 

poza tym

 

nie zapomnij mnie

 

a będę była

 

 

 

 

 

 

 

 
29 maja 2021   Dodaj komentarz
literatura i język   tworzenie   wspomnienie  

Słowa pozostają, a wszystko jest tekstem...

W kwietniu spotkałam się wirtualnie z młodzieżą jako wykładowca. Młodzież ta studiuje kierunki filologiczne i o językach właśnie chciała słuchać. Zadawała pytania, słuchała odpowiedzi i znowu zadawała… Przez długą i przyjemną chwilę wydawało mi się, że wróciłam do sali wykładowej albo że prowadzę ćwiczenia na uniwersytecie. Za czym bardzo tęsknię. Tym niemniej, kiedy minęły dwie godziny spotkania, zdałam sobie sprawę, że chciałabym powiedzieć im jeszcze tyle rzeczy… miałam przecież przygotowane notatki. Dlatego właśnie powstaje ten wpis. Dla Was, drodzy tłumacze! Chciałabym, byście wiedzieli, co następuje. Są to rady, a rad się nie słucha; i tak do wszystkiego musicie dojść sami:

 

Moim zdaniem nie ma tekstu zbyt łatwego i zbyt trudnego do przetłumaczenia. Jeśli wydaje się za trudny – potrzebujecie tylko więcej praktyki; jeśli zbyt łatwy – chyba gdzieś tkwi pułapka i być może czegoś nie dostrzegacie.

 

Rozmawiajcie z klientami, zachęcam Was. Klient powie Wam, czego oczekuje, a Wy jemu – co możecie dostarczyć, w jakim terminie i za ile. Bawi mnie do dziś moja własna przygoda z tłumaczeniem dokumentów pojazdu sprowadzonego ze Stanów Zjednoczonych, którego kolor określono jako cactus mica. Oględziny w Google’ach nie na wiele się zdały, bo na różnych ekranach kolor prezentował się różnie, gdzieś między zielenią a szarością. Po długich rozterkach zadzwoniłam wreszcie do klienta i poprosiłam go o ocenę koloru samochodu, który stał zresztą pod jego domem. Słysząc niepewne „eeee”, poprosiłam o interwencję jego żonę (kobiety mają z reguły lepszą percepcję barw). I tak ustaliłyśmy kolor, który następnie ubrałam w słowa. Oszczędziłabym czasu, dzwoniąc do klientów od razu po nabraniu wątpliwości.

 

Jako tłumacze od początku ufajcie swoim umiejętnościom; będą one rozwijać się w czasie.

 

Tłumaczenie można opisać jako most albo prom kursujący między dwiema wyspami. Zrozumienie tekstu wyjściowego i jego przełożenie na język docelowy to proces, z rzadka raczej błysk objawienia. Dużą rolę gra tu intuicja. Jeżeli tłumaczenie nie chce do Was przyjść, prześpijcie się z tym, a wówczas Wasz mózg znajdzie połączenie i przywoła, co wydaje się potrzebne albo podrzuci Wam ekwiwalent czy najlepiej pasujące słowo. Tłumaczenie pisemne jest diachroniczne, pozwala zatem na refleksję i autokorektę.

 

Język jest środkiem komunikacji i ekspresji, ale może także być źródłem zachwytu i piękna. Jednak w standardowych tekstach typu umowy nie liczcie na wiele. Właśnie przypomniałam sobie tłumaczenie umowy dla wielkiego wydawnictwa, gdzie znalazłam zdanie siedemnastokrotnie złożone.

 

Jestem przekonana, że ludzie za dużo mówią, jak również - dzięki łatwemu dostępowi do internetu – za dużo piszą. Większość produkcji mówionej i pisanej jest całkowicie miałka, pozbawiona znaczenia i zbędna. Osobiście staram się pomyśleć zanim się wypowiem, więc w efekcie mówię niewiele; dzięki temu uchodzę za osobę niezwykle mądrą lub niespotykanie głupią. Większość tekstów, jakie istnieją, jest złej jakości i musimy się z tym pogodzić. Tłumaczenie źle napisanego tekstu jest męczarnią. Tłumaczenie dobrze napisanego tekstu jest czysta przyjemnością, nawet jeśli zawiera on trudne i nieznane słownictwo. Taki tekst tłumaczy się niemal sam. W ubiegłym roku kupiłam dwujęzyczne wydanie „Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego” Adama Mickiewicza; tłumaczenie polskiego tekstu na hiszpański jest po prostu znakomite. Oczywiście, tłumaczenie nie może raczej przewyższyć oryginału – musimy pracować z tym, co mamy, a rzadko jest to tekst klasy Mickiewicza.

 

Regularny dopływ nowych, urozmaiconych zleceń zapewnia tłumaczowi stanowisko tłumacza na etacie w biurze tłumaczeń i jest to chyba najlepsza szkoła zawodu; większe ryzyko biorą na siebie wolni strzelcy.

 

Dla mnie tłumaczenie jest docieraniem do jądra znaczenia, obwąchiwaniem słów, próbą rozbijania zdań na cząstki; jest analizą, a następnie składaniem w procesie syntezy. Tłumaczenie jest aktem twórczym. Aby tłumaczyć, nie musicie doskonale opanować danego języka; umiejętność tłumaczenia przenosi się między językami. Tłumaczenie to podróż od języka źródłowego do języka docelowego, ale co dzieje się po drodze? To właśnie tajemnica. Albo, praktycznie biorąc, nieskończona liczba malutkich wyborów i decyzji dotyczących ekwiwalentów, gramatyki i składni. Kiedy zaczynałam tłumaczyć, przerażało mnie to, że jeden wybór prowadzi do kolejnego, ponieważ zrozumiałam, że gdy już się coś zapisało, był to akt nieodwracalny. Oczywiście można zrewidować własne tłumaczenie i dokonać korekty, ale nie będzie to już wtedy to samo tłumaczenie. Jedna zmiana poruszy lawinę.

 

Nie jestem lingwistą, jestem filologiem, co się tłumaczy „kochający słowa”. Mam do słów duży szacunek i staram się ich nie nadużywać. Zachęcam Was, byście uważali na słowa, ale także – byście byli twórczy.

 

Mieszkam w trójjęzycznym kraju i jestem matką dwujęzycznego nastolatka. Zalety dwujęzyczności obejmują podwyższoną inteligencję i podwójne słownictwo, ale ma to swoją cenę. Jest jeden język, który dominuje i w miarę upływu czasu przejmuje dowodzenie: język wykładowy u dzieci starszych, język placu zabaw u dzieci młodszych. Dwie kompetencje osoby dwujęzycznej nie są więc identyczne. Tłumaczenie ustne czy pisemne nie jest wcale oczywistością dla osoby dwujęzycznej; wymaga rozwinięcia dodatkowych umiejętności i zdobycia wykształcenia.

 

Na koniec mała refleksja - co ciekawe, istnieje taki zwrot jak „opanować język” (w stopniu takim to a takim). Moim zdaniem to przezabawne i bardzo aroganckie stwierdzenie, bo to język nad nami panuje, nie my nad nim. Zwłaszcza, gdy jesteśmy zdenerwowani, źli, zmęczeni i nie możemy się wysłowić: słowa, które wreszcie nadchodzą są tak potężne, że kontrolują nas, dotykając w nas czegoś bardzo głęboko ukrytego. Słowa często używają nas.

 

26 maja 2021   Komentarze (1)
literatura i język   tłumaczenie   słowa   język   tłumacz  

Kto to widział

Poczułam, że warto ("wartałoby", jak to się w mojej wsi mówiło) wyjaśnić, skąd wziął się tytuł bloga.

Otóż zdanie "co chce, to robi, robi, co chce" było wyrazem najwyższej krytyki w ustach mojej babki. Należało bowiem robić to, co należało, a nie to, co się chciało. Zwłaszcza, gdy się było mną.

Nie ma nic groźniejszego niż czyjaś wolność.

Jako że mam już niedaleko do pięćdziesiątki, postanowiłam robić, co chcę. Oczywiście w ramach określonych możliwościami, które definiuje przede wszystkim stan mojego portfela. Ale co ważniejsze - stan mojego ducha, który jest tymczasem dobry, przyznaję z lekką konsternacją. Stan ciała tez nie jest zły, bo regularnie ćwiczone od ubiegłego roku  nabiera mocy i wiary w siebie.

Podsumowując - robić, co się chce to wielki występek, no bo kto to widział, żebym robiła, co chciała! Nie kierowała się zobowiązaniami, wymogami i poczuciem winy. Kto to widział.

Ja widzę. I dobrze mi z tym. To trochę jak ze św. Augustyna - kochaj i rób, co chcesz. Wynika to z przekonania, że jeśli ktoś ma zinternalizowane normy moralne, bez względu na okoliczności nie popadnie z pewnością w bezhołowie i nihilizm. To nazywa się zaufanie. Ufanie samej sobie. Które wartałoby kultywować.

20 maja 2021   Dodaj komentarz
babka wolność  

Dziura w ziemi

Zaczęłam w tym semestrze studiować. Studiować po długiej przerwie. Rzecz dzieje się zdalnie. Myślę sobie, że jest to jedna z najlepszych stron zarazy, która nas od ponad roku trzyma w szachu. Mam więcej czasu netto; donikąd nie dojeżdżam, znikąd nie przyjeżdżam, siedzę w granatowym fotelu przykryta białą narzutką z napisem "carpe diem" (sic!) i uczestniczę w dziesiątkach kursów z kilku różnych dziedzin... Kursy są płatne (studia) albo bezpłatne, w każdym razie korzystam, ile mogę. A siedzę przykryta, ponieważ w mieszkaniu panuje chłód, a to dlatego, że mamy zimną wiosnę tego roku. Studia toczą się więc online. Jednym z przedmiotów jest stylistyka języka polskiego, co obejmuje dialekty i gwary; zaliczenie polegać ma na przygotowaniu prezentacji nt. gwary swojego regionu.

Dobra.

Pomysł bardzo mi się spodobał i szybko przystąpiłam do rzeczy. Nie ma zbyt wielu źródeł naukowych poświęconych gwarze Zagłębia (zagłębie = dziura w ziemi i tyle), dlatego muszę opierać się na publikacjach prasowych. Dodatkowo korzystam ze wspomnień języka, jakiego używali moi dziadkowie, a szczegolnie babka (dziś miałaby 108. urodziny). Żeby choć trochę zainteresować moich kolegów, postanowiłam dorzucić slajd z lista sławnych osób, które w Zagłębia się wywodzą, żyjących bądź nie. Wikipedia podpowiedziała mi nazwisko niejakiego Dawida Wdowińskiego. Poszłam tym tropem i okazało się, że to fascynująca postać. Dr Wdowiński urodził się w Będzinie, a zmarł w USA. Kształcił się w Brnie, Wiedniu i Warszawie, był neurologiem i psychiatrą, zaś w Nowym Jorku praktykował jako psychoanalityk. Zeznawał w procesie Eichmanna. W latach 60. XX wieku napisał książkę poświęconą powstaniu w getcie warszawskim - był bowiem jednym z jego przywódców. W odróżnieniu od Marka Edelmana - syjonistą.

Zaskoczona informacją o tym, że powstanie przeżył jeszcze jeden z jego przywódców, szukałam i znalazłam: kupiłam książkę dra Wdowińskiego, która nosi tytuł "And we are not saved". Ten tytuł to cytat z Księgi Jeremiasza, którego polskie tłumaczenie brzmi: "A my nie jesteśmy wybawieni" ("Minęły żniwa, skończyła się letnia pora,
a my nie jesteśmy wybawieni"). Książkę,ściągnięta za jakieś trzy dolary późną nocą, szybko przewertowałam. Tchnęła smutkiem i rozpaczą Holokaustu. Pomyślałam: może przetłumaczę kilka fragmentów, bo jest tam wiele celnych, ciągle aktualnych myśli.

Dr Wdowiński napisał tę książkę późno, po namowach pewnego dziennikarza. Szukał bowiem języka do opowiedzenia tej strasznej historii - tak jak Miron Białoszewski szukał języka do opisu powstania warszawskiego.

 

16 maja 2021   Dodaj komentarz
Holokaust   dialekt   zagłębie  

Tragedia

Tragedia w sensie greckim polega na napięciu czy pęknięciu między koniecznością a zobowiązaniem. To właśnie tragiczny wybór między czymś, co jest złe, i czymś, co się źle dla nas skończy.

 

16 maja 2021   Dodaj komentarz
literatura i język   konieczność  
< 1 2 >
Albonubes | Blogi