Daj i bierz
Dawaj i bierz,
Co masz, tym się ciesz
I nie oczekuj nic w zamian.
Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 |
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
Dawaj i bierz,
Co masz, tym się ciesz
I nie oczekuj nic w zamian.
Trzymam się nadal w jednym kawałku mimo jesieni - spadł deszcz, a tutaj oznacza to definitywny koniec ciepłej pory. Będą liście, kolory, ale lato odeszło i gęsi odleciały.
Szaruga i senność, koty śpią długo, od rana, a ja dzielnie w pracy (zdalnej). Tak się świat pozmieniał, że w sumie nic nie jest już pewne.
Dwa lata temu zaczęła się w moim życiu seria niefortunnych wydarzeń. Nieuniknionych, ale nieprzyjemnych. Od dawna znani i kochani zwierzę-terapeuta, człowiek-przyjaciel - opuścili mnie na zawsze. Pewne rzeczy muszą się zdarzyć, wiem. Za wcześnie jednak. Potem kryzys wywołany wirusem - wielka zmiana w życiu. Ale paradoksalnie była i jest to dla mnie wielka okazja do przemeblowania życia, do powrotu do nauki, do zajrzenia w głąb. 13 marca, gdy wracałam do domu, wiedząc już, że od poniedziałku nie będę wychodzić do biura - miałam dreszcze, czując, że zmieni się wszystko. I tak się stało.
Dzisiaj patrzę na to spokojniej, choć nie stoicko (gdyż wbrew pozorom mam uczucia) i myślę, że co ma być, stanie się przecież.
Mam od pewnego czasu małą obsesję, obsesję rozpadu. Boję, się, że coś się we mnie zepsuje, że zapomnę oddychać, że wypadną mi zęby, włosy albo jakieś organy. Budząc się, codziennie sprawdzam, czy wszystko mam w komplecie. Początek rozsypywania się prowadzi do nieuniknionego końca.
Moje rozdawnictwo rzeczy w ostatnich tygodniach zaskarbiło mi wdzięczność lokalnej społeczności i pozwoliło odgruzować przestrzeń, ale dało mi też do myślenia. Otóż ludzie, którzy pozbywają się rzeczy, czasem planują odejść z tego świata.
Wszak odchodzimy, jak tu przyszliśmy - goli i bez dóbr materialnych. Lekcy.
Zaczęłam zastanawiać się, czy ja czegoś nie planuję.
Samobójstwo jest pewnym wyjściem z sytuacji bez wyjścia.
Ja jestem jednak zawsze ciekawa dnia następnego.
Natomiast kiedyś, kiedyś mogę potrzebowac eutanazji; jest to opcja legalna i dostępna.
Obejrzałam niedawno "Blackbird" z Susan Sarandon i myślę, że trudno odejść, że cżłowiek wciąz jest głodny życia i następnego dnia.
Ale kiedyś stanie się tak, że nie będzie następnego dnia.
Koniec.
Poszukuję od ponad tygodnia energii do życia. Siedem dni na antybiotyku wybiło we mnie bakterie i ochotę na cokolwiek. Wydaje mi się, czuję, że zużyłam wszystkie swoje zasoby, materialne i niematerialne. Spotkania z psychopatycznymi manipulatorami zniechęcają mnie do kontaktu z ludzkością w ogóle, choć wiem przecież, że tylko ułamek ludzi jest "bez serc, bez ducha".
Może mi przejdzie, może nie.
Wczoraj w przerwie obiadowej, będąc w pracy, wyszłam do pobliskiego parczku. Tam posiedziałam w piekącym słońcu, pochodziłam pod cienistymi drzewami... Patrzyłam na innych, spacerowali z psami, robili zakupy, wrzucali butelki do pojemników na surowce wtórne.
Nie wiem, co ich napędza. Nie mam sił.