Nowa era
Wrócił z kampusu Jot. Zapisał się na studia ekonomiczne, razem z M. i z F. (F. jest kumplem od przedszkola). Mam nadzieję, że jego droga do dyplomu będzie prosta, szeroka i pełna odkryć.
Dojazd dobry, okazuje się, że dojechał hulajnogą.
Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.
Wrócił z kampusu Jot. Zapisał się na studia ekonomiczne, razem z M. i z F. (F. jest kumplem od przedszkola). Mam nadzieję, że jego droga do dyplomu będzie prosta, szeroka i pełna odkryć.
Dojazd dobry, okazuje się, że dojechał hulajnogą.
Wczoraj wysłałam ponownie, bo po raz drugi w historii moich studiów doktoranckich, raport ze stanu badań. Rok temu bardzo się męczyłam, co widać tutaj. W tym roku poszło tylko trochę gładziej, no ale raport został wysłany o czasie.
Co w raporcie? Stało się tak, jak z każdym wielkim objętościowo tematem: chociaż chcę zakreślić ramy poszukiwań, materiał rośnie i rośnie. W zasadzie mowa o kilkunastu szczupłych tomikach poezji, ale obrosły one dużą liczbą odwołań intertekstualnych, dygresji, tekstów paralelnych. Wszystko to muszę przetrawić. Kultura ma to do siebie, że zachowuje się jak drożdże: w odpowiednich warunkach rośnie i ucieka z ram naczynia. Czy to źle? Nie. Tylko trzeba pamiętać, że nie da się znaleźć równania ani definicji, w których kulturę (u mnie poezję) można zamknąć. Czyli nie wolno prymitywnie upraszczać. Interpretacja pozostaje zawsze otwarta.
Pojechałam dziś do Gandawy na spotkanie z promotorem, żeby omówić fragmencik pracy, który mu wysłałam. W tym celu wzięłam pół dnia wolnego; pognałam na północ pociągiem. Osobowym, czyli raczej się powlokłam.
Przed dworcem w Gandawie
Miałam dużo czasu, dużo luzu, połaziłam po mieście, pooglądałam studentów. Część młodzieży okupuje rektorat w proteście wobec polityki Izraela. Dziś zapadł wyrok sądowy w tej sprawie; budynku nie można bowiem użytkować w celu, do jakiego ma służyć.
Okupacja rektoratu
Wszędzie młodzi, tak bardzo młodzi, że to powinno być zakazane. Ich przywilej, moja strata.
Rozmowa była dość owocna, wiem po niej w którą stronę pisać, a profesor sugeruje mi wydanie pracy. Ha. Gdyby on wiedział, jaka to dla mnie męczarnia - pisać. Pisać to siebie obnażać i wykańczać, a jednocześnie jedyna droga, żeby dać się poznać.
Zrobiło się ciepło.
Przed dworcem w Brukseli manifestacja poparcia dla Palestyny, legalna, w asyście policji.
W pasażu między dworcem kolejowym a stacją metra siedzi sobie pan proszący o datki. Obok niego siedzi gołąb - pewnie niepełnosprawny. I naraz człowiek zwraca się do gołębia czysto po polsku: - Nie mam dla ciebie nic do jedzenia. No może kawałek tej bagietki.
Tytuł jest oczywiście prowokacją.
Dzisiaj na studiach kontynuowaliśmy omawianie technik HR (po francusku RH - to swoisty odwrotny świat) i coś zaczęło mi wreszcie świtać.
Osiem godzin zajęć...
Nie mogąc ich opuścić, nie poszłam na tutejszy Marsz Miliona Serc, ale moje pojedyncze serce rosło, gdy widziałam w internecie, ile osób zebrało się w Warszawie. Jeszcze będzie przepięknie.
I pogoda dziś piękna, i dzień taki miły. Na koniec zrobię szarlotkę. A z innych pozytywów - chyba leciutko pomagają mi leki przeciwko osteoporozie, bo trochę mniej bolą mnie stopy, lepiej mi się chodzi.
Zaczęłam dziś studia MBA, o które ubiegałam się w maju. Wrażenia mam takie: pozostali uczestnicy są pięknymi młodymi kobietami w białych bluzkach, absolwentkami potrójnych filologii, lat 25. A nasze studia są francuskie.
No dobrze. Przedstawiłam się krótko i do rzeczy, autoreklamy nie uprawiam. Za to siedzę ubrana po domowemu, dwukrotnie starsza od pięknych koleżanek, w niebieskiej bluzie z napisem "femme" - kobieta, akurat francuskiej firmy Kiabi.
Po ośmiu godzinach zajęć nie przyswajałam już informacji; trochę też dlatego, że poprzedni wieczór spędziłam w kinie pod Heysel na seansie "Teściów 2". Czasem prostacki śmiech pomaga.
Dużo, dużo roboty przede mną, na przykład opanowanie dzisiejszego przedmiotu - GRH, gestion de ressources humaines. Oczy pieką mnie i wręcz wpadają mi w głąb czaszki; potrzebuję wypoczynku jak nigdy wcześniej. A jutro znowu zajęcia od rana.