Inauguracja kolejnego roku
Niby jesień to koniec, ale dla studentów początek.

Wybrałam się wczoraj na wykład inauguracyjny na Wydziale Literatury Uniwersytetu Gandawskiego. Zupełnie mi umknęło, że odbędzie się on w języku niderlandzkim, który znam słabo.
Ostatnio nie idzie mi najlepiej, zaliczyłam parę upadków i kopniaków od losu. Poużalałam się nad sobą. Po czym przyszedł czas, żeby coś w tym zrobić. Dlatego przezwyciężyłam opór ducha i ciała i ruszyłam pociągiem na północ, do Gandawy, na zaklepane dużo wcześniej wydarzenie.

Tego samego dnia i w tej samej części kampusu urządzono imprezę dla studentów; kiedy wychodziłam z budynku po wykładzie o 21.00, wszyscy ci młodzi byli już mocno weseli. Rowerów zebrało się tyle, że zablokowały drzwi wyjściowe; po ciemku przeskakiwałam przez bicykle, starając się, by nie stracić zębów.

Z odczytu pisarza Stefana Hertmansa trochę jednak wyniosłam, bo mówił o sztucznej inteligencji, rozważając między innymi, jak wpływa na inteligencję i czy pozwala studentom na emancypację. Potem były pytania z sali. Hertmans to chyba najważniejszy współczesny flamandzkojęzyczny pisarz w Belgii. Widziałam go ostatnio na wieczorze literackim w Bozarze, w czasie kowidowym.
Biorąc pod uwagę powyższe, wracałam dziwnie zadowolona. Było mi całkiem lekko, w podróży przeczytałam bowiem i ofiszkowałam "Teorię liryki" Cullera, która świetnie mi się przyda do pisania pracy. A sztucznej nie znoszę i uważam na ślepy zaułek cywilizacji, który potencjalnie zniszczy ludzkość.

Pociąg zawiózł mnie szybciutko do stolicy i w domu znalazłam się już o w pół do jedenastej. I było mi trochę lepiej. Czasem takie wycieczki pomagają.




