Czternasty października to w Polsce Dzień Edukacji Narodowej, powszechnie zwany Dniem Nauczyciela.
Nie ma mnie w Polsce, ale zupełnie nieoczekiwanie - ktoś mi ten dzień umilił.
Otóż T. odwołała tego dnia zajęcia. Złożyło się idealnie, bo rozbolała mnie głowa, w pracy było sporo pracy, a potem miałam dojechać do domu na zajęcia. Ale T. napisała, by je odwołać.
I dodała, że dzięki temu będę mogła odpocząć. I pochwaliła się, że ktoś jej powiedział, że zrobiła duże postępy w angielskim. I że to dzięki mnie.
O tak, dla takich chwil warto pracować.
Lata temu (2003-2004) pracowałam w prywatnym kolegium językowym z bardzo, bardzo słabymi studentami. Było to jednak filologia, zatem musiałam ich wprowadzać w tajniki literatury angielskiej. Prowadziłam tam wykłady i ćwiczenia; miałam wrażenie, że słuchały mnie dwie osoby na sześćdziesiąt. Ale robiłam to tak, żeby kto chciał - korzystał.
Kiedyś zmuszona byłam zmienić salę; wynikł jakiś problem z ogrzewaniem i z grupą moich misiów musiałam przemieścić się do innej sali, odbierając klucze do niej od pani na recepcji, która prowadziła też dziekanat. I wtedy pani z recepcji obdarzyła mnie przeciągłym spojrzeniem i powiedziała z naciskiem: - Jak ONI panią szanują!
Minęło prawie dwadzieścia lat i myślę, że właśnie tego sobie życzę. Szacunek jako podstawa relacji między ludzkich jest czymś bardzo pożądanym. Bez niego w zasadzie niczego dobrego się nie stworzy.