Czwarty raz
Dzisiaj wieczorem wsiadłam w podmiejski pociąg, pojechałam do Z., przeszłam piechotą kawałek i w centrum szczepień przyjęłam czwartą dawkę szczepionki przeciw kowidowi.
Był to pfizer, już trzeci w mojej karierze. Natomiast poprzednią dawką była moderna, która potrzepała mną jak połowa kowidu. Pfizery znosiłam dobrze, i na to właśnie dzisiaj liczę: że skończy się najwyżej na bólu ramienia. Leżę więc zapobiegawczo w łóżeczku z umytymi włosami i czekam na uderzenie wirusa.
Włosy myję teraz wieczorami, bo ranki i tak są zbyt trudne, po co sobie dokładać męki wychodzenia do boju ze światem z mokrą głową...