Leżąco
Nie jest to kowid, ale coś mi wlazło do nosa.
Wpółleżąc, uczestniczę w zajęciach moich studiów podyplomowych, ale tylko jedną półkulą, bo wirus, wirus tryumfuje dziś.
A jutro?
Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
Nie jest to kowid, ale coś mi wlazło do nosa.
Wpółleżąc, uczestniczę w zajęciach moich studiów podyplomowych, ale tylko jedną półkulą, bo wirus, wirus tryumfuje dziś.
A jutro?
Nooo, jakoś wyszliśmy z grupy, a teraz nas raczej Francuzi rozjadą.
No ale ok, jakiś mały sukcesik jest.
Jot przeżywa, cieszy się, bo cóż, on nie może pamiętać Hiszpanii'82.
A matka owszem!
Jechałam spod Centralnego na Saską. To znaczy, najpierw czekałam, długo, bo akurat "kobiety od aborcji dogadały się z Agrounią" i Aleje były zablokowane dla ruchu kołowego, w tym transportu miejskiego - przez manifestację. Więc wysiadłam z tramwaju już na Kruczej, podeszłam pod Centralny, odebrałam walizkę ze skrytki i chwilę później już - pod Hard Rock Cafe - czekałam na autobus jadący na Saską.
Oprócz kobiet od aborcji z Agrounią niebezpiecznie blisko moich uszu przez megafon krzyczała pani, która odnalazła Jezusa. Była to kakofonia i pandemonium. Ale jednocześnie koiło mnie ciepłe powietrze i cichy szelest języka rosyjskiego sączący się ze strony młodzieży czekającej na przystanku.
Gdy wreszcie podjechało 507 i wturłałam się do środka z walizką, okazało się, że jeden ze współpasażerów jest w stanie wskazującym na niedawne spożycie, śmierdzi wódą, i w związku z tym cierpi na słowotok oraz straszliwą czkawkę. Dawał temu wyraz przez telefon komórkowy.
- Agnieszszka, ale dlaczego ty tak rela... relatywizujesz? - dopytywał rozmówczynię, podobno przebywającą na Śląsku. - Nic nie piłem, to już nie można mieć czkawki? Ale wiesz co, ja już k... nie chcę być nauczycielem. Eee, wiesz, kobiety od aborcji dogadały się z Agrounią i są stra... szne korki.
Posłuchałabym dalej, bo mnie to fascynowało bardziej niż Neonówka, ale czas już byl wysiadać, żeby wbić się K. na chatę, na ostatni w tej edycji nocleg.
Miałam sen, w którym uczyłam filozofii. (Mam uprawnienia do uczenia etyki, podobno).
Na zajęciach z dużą grupą licealistów, i to pod gołym niebem, zadawałam pytanie: co sądzą o twierdzeniu, że albo nic nie ma sensu, albo wszystko ma sens?
Młodzież była poruszona takim postawieniem sprawy.
Cytat pochodzi z serialu "Dr House".
Nieznajomym dobrze życzę, z reguły.
Prześladuje mnie myśl, że powinnam była coś powiedzieć.
Będąc w Polsce pod koniec października wielokorotnie jeździłam pociągiem. Podczas mojej przedostatniej podróży na trasie Sosnowiec-Warszawa Centralna dzieliłam przedział z panem Mongołem i panią Ukrainką podróżującą z dwiema córeczkami.
Pani miała duży problem ze starszą z dziewczynek, a mianowicie - nie akceptowała jej.
Moja mała współpasażerko, chciałam ci powiedzieć coś takiego:
Kurczaczku, nie martw się. Jesteś dobra, piękna i mądra. Wszyscy cię kochają. Nie słuchaj głupiej baby na korytarzu, która nazwała cię pijaną kurą. Jesteś dobra, piękna i mądra. Nie jesteś nienormalna. Jesteś świetną dziewczynką.
Chciałabym teraz to powiedzieć, choć wtedy nie interweniowałam i teraz żałuję.
Gdybym to powiedziała.
Gdyby - wiele lat temu - ktoś powiedział to mnie.
Przytulam cię, kurczaczku.