Nowa droga
Odebrałam słynne wkładki do butów - mają wypisane laserem moje nazwisko. Wsadziłam do moich asiców i od razu jest lepiej, znacznie lepiej, stopy przestały mnie boleć. Cuda, tyle że dość drogie.
Blog gat. II, szary, pakowy, zastępczy. Zaprasza Albonubes.
| pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
| 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
| 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
| 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
| 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
| 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
Odebrałam słynne wkładki do butów - mają wypisane laserem moje nazwisko. Wsadziłam do moich asiców i od razu jest lepiej, znacznie lepiej, stopy przestały mnie boleć. Cuda, tyle że dość drogie.
Biegam do nowej pracy, wracam zmęczona. Łeb mi paruje, oczy nie widzą. Czy dobrze zrobiłam, zmieniając wydział? Ale powrotu nie ma, moge tylko iść dalej.
Pogoda zmieniła się diametralnie i co dzień wita nas deszczyk albo i ulewa. Nareszcie jest tak, jak dawniej bywało. Bo ten rok jest po prostu inny.
Umarła królowa brytyjska, jednak trudno mówić o zaskoczeniu, jako że miała 96 lat. Wszystko się kończy, w tym wypadku cała epoka. Napiszę tylko, że umiała trzymac fason i za to ją szanowałam.
Jako że zdrowie jest najważniejsze, muszę poważnie pomyśleć o operacji oka. Inaczej się nie da - oko mi ucieka i zupełnie nie umiem skupić wzroku...
Trudno mi też chodzić, bolą mnie uparcie stopy. Wszystko przez ten kolagen - według pana A., podiatry, którego zobaczę w piątek.
Jak widać, zakwitły mi słoneczniki, symbol Ukrainy. Napadnięta Ukraina wypiera raszystów aż po swoje granice sprzed 2014; wstrzymujemy oddech.
Nocą śniła mi się Zo., już bliska śmierci, ale niewiedząca o tym. Źle spałam, bo telefon miał mnie obudzić po to, żebym przygotowała Jotowi kanapki i napoje na mecz oraz dopilnowała, by wziął dokumenty. Potem odsypiałam.
Jot wrócił szczęśliwy: strzelił sześć bramek.
Rzadki moment tryumfu, jak dobrze, jak dobrze.
Potem trening z A., a wieczorem kolacja z Ju. Ładny dziś dzień.


Jeżeli przyjdę na świat
ponownie
to proszę na innej
planecie
Od czerwca bolą mnie stopy, postanowiłam więc przestać dzielnie to znosić i zapisać się do specjalisty, podiatry. Najpierw wizytę odwołałam (tyle pieniędzy, tyle pieniędzy, jak można tracić tyle pieniędzy), potem na nią poszłam. Było bardzo ciekawie.
Pan A., Francuz zresztą, zgodził się ze mną, że mam nadruchome stawy, szczególnie po prawej stronie. Postawiona na bieżni idę na zewnętrznych krawędziach stóp, bo kompensuję wywołane słabością kostek skłanianie ich do środka. I tak dalej. Jako córka kobiety-gumy wiem, że kłopoty z kolagenem, który współtworzy stawy i skórę dostałam w genach. Pan A. uświadomił mi, że te geny mogą wywoływac też inne, dalej idące skutki i podał mi wizytówkę z zapisaną nazwą zespołu E.-D. Do sprawdzenia.
Za tydzień odbiorę specjalne wkładki do butów, których cena wywołuje niestety zawrót głowy, nawet jeśli część kwoty uda się odzyskać (tyle pieniędzy, tyle pieniędzy, kto to widział, tyle pieniędzy wydawać na takie gówno, takie dziadostwo). Nie chcę być skazana na codzienny ból stop; po prostu kolejny chroniczny ból zatruwający mi codzienne życie przelewa czarę. Najgorzej jest rano, źle po okresie bezruchu. Nie dam rady tak funkcjonować, bo jestem łazikiem.
Pamiętam, gdy Zo. opowiadała, że kiedy zaczynało ją gdzieś pobolewać, zwłaszcza, kiedy mocno bolał ją kręgosłup, kiedy miała podejrzenie poważnej choroby oczu - powoli zsuwała się w stronę depresji. Ja depresji nie mam; jestem spokojna i w sumie pogodna, ale te wszędobylskie dolegliwości odbierają mi energię do życia i możliwości z niego korzystania. Trzeba pamiętać, że ciało i duch to jedno, zawsze i wszędzie.
W tym samym czasie, ze względu na rosnącą inflację (i dzięki tej inflacji), podwyższono mi czynsz. Kiedy brałam go na siebie rok temu - najwyższą z opłat, jakie ponoszę - wiedziałam, że jego ówczesną wysokość to maksimum moich możliwości. Moja pensja natomiast w tym czasie nie wzrosła i nie wzrośnie w przewidywalnej przyszłości - stanęłam zatem przed poważnym pytaniem: jak to zrobić, żeby zapłacić rachunki? Jednocześnie muszę zwrócić część pensji; w czerwcu wypłacono mi za dużo, a teraz tę kwotę mi potrącą i już. Sama myśl o tym mnie wpędza w rozpacz, choć wiem, że tego nie uniknę.
A ja nie chcę żyć półżyciem między kromką chleba a odrobiną masła. Ale zdałam sobie sprawę, że nie mam zasobów, że nigdy nie będzie mnie stać na przejście na emeryturę, będę musiała do końca życia pracować. A zasobów nie mam, bo przez większość życia zawodowego zarabiałam w okolicach minimalnej pensji.
To niełatwa refleksja, bo oznacza przymus, nie wybór. Szukam wyjścia, zaglądam wszędzie i nie widzę innego rozwiązania.
Tymczasem po cichu przyszła jesień, a temperatury spadły do siedemnastu stopni i da się żyć. Rankami, kiedy idę na przystanek tramwajowy, z ulgą wdycham chłodne powietrze. Nareszcie! Ten krótki odcinek, jakieś trzysta metrów, to okazja, żeby podziwiać wysokie trawy, piołuny, dzikie malwy i dojrzewające kolby kukurydzy na przydrożnym polu. Malwy kwitną na bordowo, kukurydza trochę pożółkła... Na chodniku leżą martwe liście.
Dwa dni temu zaczęły się ulewy. Nie sądziłam, że tak za nimi zatęsknię. Ale ziemia potrzebuje wilgoci. Woda to życie.
