Absolwentka
Zdałam wczoraj egzamin kończący studia podyplomowe i jestem nauczycielką języka polskiego.
Rozumiejąc ograniczenia takich studiów, postanowiłam wykorzystać tę okazję najlepiej, jak się da. Na przykład podczas dyskusji i wymiany opinii. Studia nauczycielskie wiążą się z obowiązkowymi praktykami, co jest największym obciążeniem czasowym i fizycznym. Jeździłam daleko, żeby pouczyć polskiego. Poza tym dwa razy w tygodniu przez dziesięć tygodni łączyłam się z odległą o ponad tysiąc kilometrów grupą w tym samym celu. Widzę i czuję, ile to mnie kosztowało - czuję ten ciężar zupełnie dosłownie, fizycznie.
Teraz sobie poświętuję. Moja szefowa, myśląc o moim awansie, wyraźnie i dwukrotnie nakazała mi świętować. Rzeczywiście, świętowanie nie przychodzi mi łatwo, bo nie wydaje się istotne. Tymczasem jest niezbędne: po prostu trzeba przyznać sobie nagrodę i uznać, że się zrobiło kawał dobrej roboty (a nie, k...a, że "się udało").
Wczoraj dzień był upalny i duszny w obliczu nadchodzącego deszczu, który spadł po ósmej wieczorem. Poszliśmy z Jotem na zakupy, gadając o tym i o owym. Za chwilę będzie dorosły i wyjedzie na studia, a ja jeszcze nie mogę w to uwierzyć, więc staram się korzystać z tych krótkich chwil, kiedy mogę się czegoś o nim dowiedzieć.
Potem wyszorowałam mieszkanie, bo wysiłek tego rodzaju bardzo pomaga oczyścić głowę.
Zjedliśmy bardzo późny obiad. Obejrzeliśmy dwa mecze w telewizji. Za zasługi nalałam sobie kieliszek białej cavy, która u mnie jest zarezerwowana na szczególne okazje. Lekka i zimna, z lodem, musująca, z Katalonii.
W ramach podbijania ego (a może wcale nie) zamówiłam wydruk mojej pracy dyplomowej - podobnie, jak w ubiegłym roku, kiedy studiowałam nauczanie języka polskiego jako obcego. Myślę, że ego powinno być jak nasz cień - ani zbyt małe, jak cień w południe, ani zbyt duże, jak cień przed zachodem słońca. Nie chcę się pławić we własnych słowach ani wyjątkowości, ale dobrze mieć namacalne potwierdzenie swojego wysiłku - ot, tak.
A w ramach tego świętowania poszłam sobie poprawić twarz długim i drogim zabiegiem kosmetycznym. Nie wierzę w jego skuteczność ani jej nie dostrzegam, ale biorę to jako formę relaksu, a zatem inwestycji w swój dobrostan. No.
A po drodze do salonu widziałam taki busz róż.