Bardzo wymęczona upałami czekam, aż Jot pojedzie na wakacje (jutro). Posprzątam sobie i ugotuję kalafiora z bakłażanem, a co.
W pracy czeka mnie wielka zmiana, którą chcę zgrabnie ominąć (znaczy, dołożenie obowiązków, które mi zupełnie nie pasują). W związku z tym staram się znaleźć inne stanowisko, wybór mając niewielki. Ale chodzę na rozmowy i pewnie za którymś razem mnie zechcą. A jeżeli nie zechcą, to mam też inne możliwości, w tym emigrację wewnętrzną.
Koty w tych swoich futrach bardzo się męczą. A człowiek! O, człowiek męczy się jeszcze bardziej, bo myśli o tym wszystkim.
Powoli rodzi się pomysł, bym pojechała do Polski z zajęciami nt. poezji. Taki warsztat mam gotowy, bo prowadziłam go już na pewnym uniwersytecie na Pomorzu, i był to sukces, śmiem twierdzić. I bardzo chętnie bym to zrobiła raz jeszcze, i to z uwiecznieniem w formie artykułu na przykład. Liczy się pismo, bo pismo zostaje, kiedy cywilizacje przemijają.
