Chór przodków
Dają to bierz
biją
to uciekaj uciekaj
najpierw sobie sobie sobie
a potem
dziadom
dziadom
Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
Dają to bierz
biją
to uciekaj uciekaj
najpierw sobie sobie sobie
a potem
dziadom
dziadom
Przez kilka dni w tygodniu pracuję w biurze zamiast w domu. W przerwie obiadowej spotykam się z moją siostrą, A., która ma swoje sprawy w pobliżu. Jest świetnie tak sobie normalnie wyjść na powietrze, na kawę i colę albo i spaghetti, posiedzieć przy kawiarnianym stoliku, w miłym półcieniu, kiedy z nieba leje się żar.
A. mówi, że upał, ale dla mnie jest w sam raz, bo suche powietrze powoduje, że gorąco mnie nie męczy. A niebo jest lazurowe i bezchmurne.
Jestem zmęczona, bo jestem niewyspana.
Tatuś przekazał mi gen niespania, a raczej płytkego spania: śpię czujnie jak zając.
Mama mogła przekazać mi gen zasypiania w każdych okolicznościach: jej matka miała praktycznie narkolepsję. Ale tego genu nie dostałam.
Źle śpię, wstaję niewyspana, a poranki polegają na walce ze zmęczeniem. Z wiekiem jest gorzej.
Wysypiam się tylko po płytkiej narkozie, przy kolonoskopii albo gastroskopii, kiedy podają mi jakieś opiaty, dlatego nie jest to sposób do częstego wykorzystywania.
Jest jeszcze jedna możliwość: kiedy z niedospania będę bardzo wyczerpana, zasnę w końcu pewnej nocy kamiennym snem, który przyniesie mi trochę wytchnienia.
I tak trwam z dnia na dzień, jadąc na oparach paliwa.
W piątek moja uczennica powiedziała mi - słysząc, że chcę odwołać zajęcia weekendowe - że martwiła się o mnie, żem przepracowana, i że zasługuję na wychodne.
No to wzięłam wychodne i poszłam do lokalu spotkać się z Ju. Porozmawiać o życiu nad talerzem krewetek i sałatki z serem kozim i przy kieliszku białego wina.
Zawsze po tych spotkaniach jestem w dobrym humorze, czyli służą mi. Chociaż widujemy się raptem kilka razy w roku (a myślałam, że częściej!).
Warto, naprawdę warto spotykać się tylko z takimi ludźmi, którzy nas wzmacniają. To jest ten przypadek.
Jestem wolontariuszem, który pracuje zdalnie z osobami z Ukrainy, ucząc je języka angielskiego. Magistrem tej specjalności zostałam 24 lata temu, wiem, jak to się robi, nawet zdalnie. Z każdym rokiem jestem bardziej świadoma procesu. Materiały, którymi dysponuję i które subskrybuję, dotykają oczywiście różnych tematów, więc wybór mam duży i nie muszę planować lekcji z dużym wyprzedzeniem. Wszystkie moje uczennice - T., lat 37, W., lat 60, I., lat 41 - są na poziomie A2. I tak, na kolejnych zajęciach opowiadamy sobie o poruszaniu się po mieście, zakupach, jedzeniu śniadań, o tym, co lubimy, a czego nie. I przyznam, że mam pewne opory przed wprowadzaniem lekkich tematów, jak wakacje, rozrywki, podróże po świecie. Ponieważ wiem, że kiedy gadamy o błahostkach, głupotkach, śmiejemy się, TAM giną ludzie, i to ludzie bliscy moim uczennicom.
Ale... to nie są głupotki. Normalne życie toczy się dalej, ponieważ takie są prawa natury i kultury. Nawet w aresztach i mordowniach KGB ludzie dla dodania sobie otuchy uczyli się języków i recytowali wiersze - żeby zapomnieć i żeby przygotować się do powrotu do normalnego życia właśnie. Gdy przeminą raszyści, a imperium zła na Wschodzie odejdzie w zapomnienie.
Moje uczennice to wykształcone osoby, które mają duże szanse na stworzenie sobie świata na nowo - w Belgii, w Ukrainie albo gdziekolwiek indziej, a ja zaproponowałam im pomoc na miarę swoich możliwości oraz ich chęci.
"Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie" (T. Lipiński).