Pojechałam dziś do Gandawy na spotkanie z promotorem, żeby omówić fragmencik pracy, który mu wysłałam. W tym celu wzięłam pół dnia wolnego; pognałam na północ pociągiem. Osobowym, czyli raczej się powlokłam.
Przed dworcem w Gandawie
Miałam dużo czasu, dużo luzu, połaziłam po mieście, pooglądałam studentów. Część młodzieży okupuje rektorat w proteście wobec polityki Izraela. Dziś zapadł wyrok sądowy w tej sprawie; budynku nie można bowiem użytkować w celu, do jakiego ma służyć.
Okupacja rektoratu
Wszędzie młodzi, tak bardzo młodzi, że to powinno być zakazane. Ich przywilej, moja strata.
Rozmowa była dość owocna, wiem po niej w którą stronę pisać, a profesor sugeruje mi wydanie pracy. Ha. Gdyby on wiedział, jaka to dla mnie męczarnia - pisać. Pisać to siebie obnażać i wykańczać, a jednocześnie jedyna droga, żeby dać się poznać.
Zrobiło się ciepło.
Przed dworcem w Brukseli manifestacja poparcia dla Palestyny, legalna, w asyście policji.
W pasażu między dworcem kolejowym a stacją metra siedzi sobie pan proszący o datki. Obok niego siedzi gołąb - pewnie niepełnosprawny. I naraz człowiek zwraca się do gołębia czysto po polsku: - Nie mam dla ciebie nic do jedzenia. No może kawałek tej bagietki.