Wirus we krwi
Uderzył dziś wirus: boli mnie ramię i głowa, mam też trochę gorączki.
Prawdopodobnie przeżyję.
Za trzy tygodnie grypa. Powinno być łatwiej.
Dobranoc.
Blog gat. II, szary, pakowy, zastępczy. Zaprasza Albonubes.
| pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
| 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
| 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
| 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
| 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
| 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
| 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Uderzył dziś wirus: boli mnie ramię i głowa, mam też trochę gorączki.
Prawdopodobnie przeżyję.
Za trzy tygodnie grypa. Powinno być łatwiej.
Dobranoc.
Dzisiaj wieczorem wsiadłam w podmiejski pociąg, pojechałam do Z., przeszłam piechotą kawałek i w centrum szczepień przyjęłam czwartą dawkę szczepionki przeciw kowidowi.
Był to pfizer, już trzeci w mojej karierze. Natomiast poprzednią dawką była moderna, która potrzepała mną jak połowa kowidu. Pfizery znosiłam dobrze, i na to właśnie dzisiaj liczę: że skończy się najwyżej na bólu ramienia. Leżę więc zapobiegawczo w łóżeczku z umytymi włosami i czekam na uderzenie wirusa.
Włosy myję teraz wieczorami, bo ranki i tak są zbyt trudne, po co sobie dokładać męki wychodzenia do boju ze światem z mokrą głową...
Ostatnio dowiedziałam się, że najczęstszą przyczyną zgonów kondorów w Kalifornii jest ołowica. Poza tym kondory nie mają strun głosowych.
Zawsze lubiłam takie niepraktyczne informacje!
Jestem leniwa, jak mówił mój tato. Co oznacza, że pracuję na etacie ponad czterdzieści godzin w tygodniu - w pracy, do której dostałam się po długiej, ostrej selekcji w wyniku konkursu. Wieczorami wolontaryjnie uczę języków obcych osoby, które tego potrzebują. W weekendy studiuję polonistykę (no dobrze, nauczanie języka polskiego, polonistyka to mój cichy kompleks odkąd w 1993 r. zostałam laureatką II miejsca w olimpiadzie polonistycznej, ale ten kierunek nie poszłam) albo kibicuję Jotowi na meczach piłki nożnej, na które czasem trzeba go odwieźć daleko i o wczesnej porze, poza tym porządkuję materiały do doktoratu i chodzę na siłownię.
Może kiedyś zobaczę szerszy sens tych wszystkich czynności, może się ukaże lub wykluje.
Na razie jestem zmęczona, wykończona i wyżęta, ale chociaż zajęta.
Jakoś doturlałam się do L. Było ciemno, gdy łapałam autobus miejski, a jasno, gdy wysiadałam z pks-u. Obserwacja tutejszych dziesięciolatków uczących się języka polskiego była dla mnie czymś frapującym. Trzeba pamiętać, że te dzieci - z rodzin mieszanych albo polskich, ale na obczyźnie - władają kilkoma językami. Polski jest tylko jednym z nich. Nauczyciel szkoły sobotniej musi rozważyć, czy chce osiągnąć coś, co nazywa się "realizacją programu" - skrupulatnie przekazać wiedzę i wyćwiczyć struktury - czy też zapoznać uczniów z językiem tak, by chciały go używać. Ja głosuję za tym drugim, i pani, którą obserwuję również.
Mój kłopot polega na tym, że ci uczniowie są młodsi, niż grupy, z którymi umiem pracować. I że potrzebuję aż 90 godzin - czego nie uda mi się wcisnąć w plan przed końcem roku akademickiego. Będę potrzebowała drugiej szkoły, najlepiej średniej. Entretemps - druga szkoła mi odmówiła.
Na szczęście dobrze mi idzie ostatnio kierowanie się maksymą "miej wy%&**@ - będzie ci dane" - czyli, innymi słowy i bardziej parlamentarnie: co ma być, to będzie.
A teraz sobota, mój dzień, mój od dnia narodzin, a celebruję go pod kołdrą. Ciało się napracowało i teraz odpoczywa.
