Błąd aktualizacji systemu Windows
Wszelki ruch zamarł
awaria systemu
globalny banał
nikt nie wie czemu
Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
Wszelki ruch zamarł
awaria systemu
globalny banał
nikt nie wie czemu
To fascynujący zwrot: dasz radę. Wiele lat temu z moją licealną koleżanką szłyśmy sobie główną ulicą handlową miasta S. (w którym urodził się bohater "Pianisty"). Skończyłyśmy lekcje w naszym (opresyjnym dosyć - lata 90.) liceum i chciałyśmy po prostu się powłóczyć, bo to dobre dla higieny psychicznej.
Podeszła do nas starsza Romka - wówczas jeszcze Cyganka - i zwracając się do mojej pięknej koleżanki powiedziała, że jej powróży. Dostała pieniążka i zaczęła klecić jakąś opowieść, a kiedy skończyła, K. powiedziała lojalnie: - A moja koleżanka co?
Cyganka spojrzała na mnie taksująco i orzekła: - Ty? A ty zawsze sobie dasz radę.
I od tej pory jakoś to się toczy. Nie wiem, czy to było przekleństwo, czy błogosławieństwo.
Dziś chciałam o językach, które lubię. Lubię je głównie za to, jak brzmią. Mamy teraz okres wakacji, więc myślę intensywnie o Hiszpanii, która mi się z (głównie letnimi) wyjazdami kojarzy. Mam takie dwie frazy sfotografowane na murach Malagi i Alicante:
'A veces no soy yo" - "Czasem nie jestem sobą" oraz
"Maldito empresario, no eres necesario" - "przeklęty przedsiębiorco, nie jesteś potrzebny". To drugie to anarchiści niewątpliwie nasprejowali.
Kiedyś na stacji kolejowej Elche Parque (w aglomeracji Alicante) zrobiłam zdjęcia ściany pokrytej karteczkami samoprzylepnymi, na których podróżni pozapisywali różne mądrości. Niektóre można nawet na fotografii odcyfrować.
Hiszpański ma wrażliwość na rodzaje, a zatem naturalną rzeczą jest widzieć tabliczkę na kancelarii z napisem abogado, jak i abogada. Ostatnio w telewizji usłyszałam, jak prowadzący wita "todas, todos i todes" - czyli wszystkich widzów, wszystkie widzki i wszystkie widzątka. I świetnie, że się włącza - zamiast ignorować czy piętnować. Jako pięciolatka lubiłam mówić o sobie, że "byłom i zrobiłom", żeby lata później odkryć z zazdrością, że dużo wcześniej tak już pisał Lem.
A hiszpański lubię za otwarte (zakończone samogłoską) sylaby i czyste samogłoski, za olśniewające słowa typu "bombero" (nowy bohater piłkarskich mistrzów świata, Cucurella, zapytany oto, kim chciałby być, jeżeli nie zostałby piłkarzem, poważnie odparł, że strażakiem). Hiszpańskie wyrazy są jak jedwabna wstążka przesuwająca się po skórze - tak gładko brzmią dla mojego ucha.
I jak zawsze, słucham. I próbuję odgadnąć, w jakim języku się rozmawia.
Na tylnych siedzeniach autobusu linii 21 usiadło dwóch mężczyzn o wyglądzie troszkę zmęczonym, w wieku nieco powyżej mojego. I gadają, a ja nadstawiam uszu - co to za melodia.
W pewnym momencie trochę się popstrykali i w efekcie - rozsiedli. - Idi na chuj! - woła jeden. - Idi na chuj! - odpowiada drugi.
Potem rzucili jeszcze kurwami.
Chyba to byli ludzie drogi - Romowie, pewnie z Ukrainy lub Rumunii.
Dziś rano przywitał mnie deszcz, zrazu niepozorny, wręcz grzeczny, bo nie ukośny. Ale gdy tylko dotarłam do centrum miasta, gdzie mam przesiadkę, zrobiło się ulewnie. Wskoczyłam w pierwszy nadjeżdżający autobus, żeby przesiąść się trochę dalej, no i żeby nie moknąć. Wysiadłam na przystanku C., gdzie schroniłam się pod szklaną wiatą. Dwie panie dialogowały pod tą samą wiatą: - We wtorek podczas burzy ułamana gałąź zabiła dziecko w wózku. We Francji leje od miesiąca. Od miesiąca. Na Litwie czterdzieści pięć stopni, w Rumunii czterdzieści pięć stopni, a tutaj... Co za pogoda... - Brutalna - mówi druga pani (z dzieckiem).
Potem, przez większość dnia, suszyłam (na sobie) ubrania. Nieprzyjemne uczucie, ale mija.
Minął też czas mojej pracy w tym egzotycznym miejscu. To były dwa lata bez półtora miesiąca. Od poniedziałku będę bardziej w centrum.
Miało dziś być 29 stopni, i pewnie było. Około czternastej niebo zakryły groźne chmury i lunął deszcz z towarzyszeniem ponurych grzmotów. Z mojego okna wyglądało to na potop, ale minęło dość szybko. Chociaż jeszcze po piątej zmoczył mnie ciepły deszczyk.
Hiszpania wygrała z Francją bez większych trudności. Niespełna siedemnastolatek Yamal strzelił brameczkę i błysnął aparatem nazębnym. Pewnie czeka go wielka kariera; oby nie przeciążył za bardzo ciągle rozwijającego się organizmu. Ale cieszy się prześlicznie.
Jest już noc, próbuję znaleźć motywację do pójścia spać. I jeszcze poćwiczyć trochę na korkowej macie. Ale motywacji znaleźć nie umiem. Mimo to dobranoc.