(Ukazała się właśnie nowa Świrszczyńska, stąd postanowiłam wrzucić tu mój tekst ze studiów podyplomowych).
Poezja ruchomego umysłu - podmiot w wierszu
W dwudziestowiecznej poezji możemy dostrzec trend, którego źródło bije prawdopodobnie jeszcze w epoce romantyzmu – jest to mianowicie poezja introspektywna, poezja umysłu analitycznego, który jest ciągle w ruchu. Mam tu na myśli twórczość, w której podmiot liryczny (persona) przybiera pewną postawę wobec świata przedstawionego: otóż ustawia się on w kontraście, w opozycji bądź w zgodzie z tym światem - ale w każdym wypadku definiuje siebie wobec i w relacji do tego świata. Mamy tu do czynienia z poetykami, w których podmiot liryczny pozostaje nieustannie aktywny, filtrując świat zewnętrzny przez samego siebie, oddając się medytacji oraz autoanalizie. Poniżej przywołuję troje poetów-outsiderów, którzy wedle tego właśnie paradygmatu konstruowali swój podmiot liryczny.
1.
Chronologicznie pierwszą z tych introspektywnych postaci w poezji polskiej XX wieku jest Anna Świrszczyńska, znana w Stanach Zjednoczonych dzięki Miłoszowi jako Anna Swir, (1909-1984). W młodości inspirowała się barokiem, pisząc m.in. formy emblematyczne. Po wojnie przemówiła głosem silnie feministycznym, jak i stała się – podobnie jak Białoszewski, po wieloletnim dojrzewaniu – pamiętnikarką powstania warszawskiego. Wyjątkowość głosu poetyckiego Świrszczyńskiej polega na tym, że pisze praktycznie bez metafor, podobnie jak Broniewski.
Przyjrzyjmy się teraz temu, jak konstruuje ona swój podmiot liryczny. Perspektywa jej podmiotu poetyckiego jest jasno zdefiniowana i bardzo intensywnie wyrażona, kiedy na przykład mówi:
Nie będę niewolnicą żadnej miłości.
Nikomu nie oddam celu swojego życia,
Swego prawa do nieustannego rośnięcia
Aż po ostatni oddech.
Czasem znowu, powściągając ekspresję, podmiot u Świrszczyńskiej realizuje się w formach bliskich haiku, jak w "Zachciance":
Istniejąc
Chciałabym na mgnienie oka
Doznać nieistnienia.
Kiedy przestanę istnieć,
będzie to już
niemożliwe.
Podmiot u Świrszczyńskiej jest więc silnie świadomy siebie, a nawet zwrócony ku sobie:
Są chwile
Kiedy czuję wyraźniej niż zawsze,
Że jestem w towarzystwie
Mojej własnej osoby.
To mnie pokrzepia i potwierdza,
To mi dodaje otuchy,
Jak mojemu trójwymiarowemu ciału
Własny, autentyczny cień.
Tu konieczność bycia sobą jest odczuwana wręcz jako radość i siła: podmiot w podwójnej roli istnieje, a także swoje istnienie obserwuje i opisuje.
Część doświadczeń poetki przekuta zostaje w wiersze szokujące, turpistyczne, w których podmiot liryczny musi oswajać straszną rzeczywistość:
Spałam z trupami pod jednym kocem
Przepraszałam trupy,
Ze jeszcze żyję.
To był nietakt. Przebaczały mi.
To była nieostrożność. Dziwiły się.
Życie
Było wtedy tak bardzo przecież niebezpieczne.
Chociaż Świrszczyńska jest programowo emocjonalna i zaangażowana w naprawianie świata, (także politycznie, czego nie ukrywa), nigdy nie traci z oczu położenia „ja” poetyckiego i jego wobec tego świata odrębności. Z jej poezji emanuje siła i godność, a także wielka samoświadomość.
2.
Druga z postaci, którym chcę się przyjrzeć, to Julia Hartwig (1921-2017). Urodzona w Lublinie, córka Polaka i Rosjanki, która zginęła śmiercią samobójczą; siostra wybitnego fotografika, żona poety, tłumaczka z francuskiego i angielskiego - Hartwig w subtelny sposób buduje w swojej poezji prywatny, filozoficzno-intelektualny świat. Długowieczna poetka tworzyła niemalże do końca życia, nieodmiennie w swoim stylu. Jak napisała jej amerykańska krytyczka, „tym, co nadaje wierszom Hartwig niezwykłą świeżość, jest lekkość dotyku” . Ta „lekkość dotyku” to operowanie impresjami, wrażeniowość obrazów, jakie tworzy Hartwig, odnosząc się w swojej poezji do swoich przeżyć i wspomnień. Wydaje się, że w miarę upływu czasu elementy autobiograficzne – próby spojrzenia wstecz, aczkolwiek pozbawione sentymentalizmu – stają się coraz częstsze.
Chociaż włączyłam ją do „plemienia poetów autoanalitycznych”, nie znaczy to, że wszędzie w jej poezji przebija się głos podmiotu w pierwszej osobie. Na przykład tutaj tylko tytuł zdradza mówiącą:
Zatęskniłam
Czy tak się jeszcze pisze
Czy tak się jeszcze mówi
Czy odchodzi to uczucie
Czy tylko to słowo
Tak wyszło z obiegu
Bo i na słowa jest moda.
Z kolei w poniższym utworze podmiot przejawia się i w formach czasownika, i w zaimkach, tworząc perspektywę zdecydowanie osobistą:
Idę wciąż idę
Kto mi to zabroni
wszystko mam do oddania
i o nic nie proszę
Trochę poturbowało
Trochę poraniło
Co komu do tego
A teraz już odchodzę
Nie powiem na jak długo
Ani dokąd idę.
Tam, gdzie u Julii Hartwig podmiot nie ujawnia się wprost, czytelnik często otrzymuje w wierszu stoickie, mądrościowe sentencje:
Nie jest poetą
Ten co zapisuje
Ale ten co tę chwilę
Na zawsze zapamiętał.
W ostatnim swoim tomiku poetka ponownie rozważa byt i trwanie, kwitując je tymi słowami:
Ale przecież są
Bo byli.
pisząc o poznanych niegdyś w Stanach znajomych, z którymi dawno utraciła kontakt. Tak właśnie u Hartwig spotyka się czas przeszły i teraźniejszy, stapiając się w jakiś medytacyjny wszechczas – inny wymiar.
W tomiku „Gorzkie żale” znajdujemy tytułowy utwór, gdzie podmiot przybiera liczbę mnogą odnosi się właśnie do tego bytu-niebytu:
Trzeba ich opłakać
Bo trzeba nam tych łez
Trzeba ich opłakać
Bo tak od wieków przystało
Ale tak naprawdę
oni tych łez nie potrzebują
Patrzą na nas z góry
I mówią dobrze dobrze
kiedy widzą
Że wydobywamy z siebie dzielność.
Możemy zauważyć, że ta poezja jest redukcjonistyczna, pozbawiona pustosłowia i ozdobników – a więc zdyscyplinowana, choć niezamknięta w ramy jakiegoś rytmu czy rymu. Poetka pozwala płynąć swojej frazie; jej persona nie narzuca się ani nie popada w gadulstwo. Obok spokojnej kontemplacji bytu i swojej przeszłości, nie brak tu jednak także napięcia:
W ciszy której nie znasz
Muszę iść dalej
Nie mogę iść dalej
Czy chcesz zmagać się z życiem
Czy uciekać od życia
Odkrywasz po latach to co pogubiłaś
Jak przejść od znaków codzienności
Do spraw ostatecznych.
Jeżeliby więc spróbować skontrastować podmiot w poezji Hartwig z podmiotem u Świrszczyńskiej, można by stwierdzić, że o ile u tej ostatniej jest on zaangażowany, o tyle u „pani Julii” pozostaje on dyskretnie zdystansowany. Ta postawa, jakby „półobecność” w wierszu upodabnia ją do ostatniego z tu omówionych poetów.
3.
Otóż podobnie do Julii Hartwig byt i czas traktuje Miron Białoszewski (1922-1983), najbardziej osobny z polskich poetów, niezaangażowany w żadne literackie nurty i koterie, niepodobny do innych warszawskich twórców także przez swoje robotnicze pochodzenie i nieheteronormatywność, a przecież zawsze otoczony ceniącymi go ludźmi i z nich czerpiący. Białoszewski jest postacią wyjątkową w tym znaczeniu, że materiał do wierszy i próz brał bezpośrednio z własnego życia: wszystko, co napisał, jest (przetworzoną z talentem) autobiografią. Białoszewski znał Julię Hartwig z pobytów w domu pracy twórczej w Oborach i miał o jej poezji dobre zdanie . Podobnie jak „pani Julia”, był w tużpowojennym okresie stypendystą w Paryżu. Podobnie jak u Anny Świrszczyńskiej, młodzieńcze imaginarium Białoszewskiego było kolorowe i gotycko-barokowe, natomiast z czasem zaczął proponować utwory silnie wydestylowane i minimalistyczne.
Proponuję tutaj przyjrzeć się zawartości tomu „Rozkurz”, w którym znajdziemy najbardziej chyba impresjonistyczne i ulotne prozy oraz poezje, jakie Białoszewski stworzył.
Jego podmiot także nie zawsze objawia się w wierszu wprost i nie od razu:
Zwijać się
i rozwijać
Żołądek ściąga
w swoje bolenie
wcielenie
coraz dalsze
aż całego mnie
coś się brało
przespało
przestało
boleć
ulica
przejść tu? Tam?
mam czas
i tyle do wyboru
- aha
to nie miałem.
Tutaj obecność podmiotu lirycznego zdradził tylko zaimek „mnie” i czasownik „mam” oraz „nie miałem”. To bardzo dyskretna obecność. Podmiot u Białoszewskiego jest również często stoicko-buddystyczny: z jego perspektywy byt jest i dlatego jest dobry, ale kiedyś przeminie. I tak na przykład w ostatniej części minicyklu "Siebie rodzić" (jakże ksobny jest ten tytuł!) wypowiada się następująco:
Wąchamy się
nos w nos
ja i los
napięcie
śmiech
on jest zmyśleniem
ja zaraz też.
Los jest tu zatem jedynie konstruktem, fikcją – jest równie ulotny jak życie („ja”).
U Białoszewskiego najdziwaczniejsze porównania raczej bawią niż szokują, tak jak w poniższym miniwierszu:
Raz dwa trzy
Nieboszczycy są jak pchły
Kontekstu tu brak, co zachęca czytelnika, by zinterpretować te dwa wersy w dowolny sposób, wedle własnego punktu widzenia i znaleźć dwóm stronom porównania jakieś miejsca wspólne. Nie są ci nieboszczycy częścią wielkiego dramatu, jak u Świrszczyńskiej – tu raczej bawią, choć przecież mogą to być dalekie echa doświadczeń powstania warszawskiego, a może nawet powstania w getcie, gdzie ginęli wyskakujący z okien ludzie.
Białoszewski lubi, by jego podmiot przybierał rozmaite osobowości – najbardziej znaną jego emanacją jest chyba Kicia Kocia - wśród których jest „ciotka Aniela”, podmiejska poetka amatorka, której wiersze Białoszewski „pisze”. Oto jeden z nich:
Bomby
Trafiały.
Mnie nie.
A teraz po tylu latach spokoju
Trąby
Czy aby z nieba?
Czy tylko w uchu?
- Szykuj się
- I tak trzeba
- Bez huku.
Rozbrzmiewają tu echa wojny, na poły zabawne (może to tylko dzwonienie „w uchu”?), na poły śmiertelnie niebezpieczne, ale ostatecznie rozbrojone stoickim „i tak trzeba” (tj. trzeba umrzeć).
Znajdziemy też u Białoszewskiego wiersze autotematyczne, jak tutaj, gdzie podmiot zmaga się z rymowaniem:
Wpadłem w dołek z rymami
syczą
Ale jak się wygramolić?
no,
myśleć!
nie śpiewać
Biorąc tę radę za dobrą monetę, możemy wywnioskować, że poeta ma tworzyć wiersz świadomie: „myśląc”, nie zaś „śpiewając” – nie natchnienie wszak, ale konkretna praca twórcza zaowocuje wartościowym utworem.
Widzimy, jak minimalistyczna jest poetyka Białoszewskiego, jak skrystalizowany i powściągliwy jest styl tych wierszy. Jest to niewątpliwie wynik dogłębnej autoanalizy i świadomej decyzji, by podmiot liryczny przemawiał z pozycji maksymalnego skrótu, a więc i trafności ujęcia.
Podsumowanie
Powyższy tekst jest zwięzłą próbą znalezienia wspólnego mianownika dla twórczości trojga pozornie różnych poetów dwudziestowiecznych, z których każdy miał za sobą doświadczenie wojny i powstania przeżytego bezpośrednio (Świrszczyńska, Białoszewski), jak i z bliskiej perspektywy (Hartwig). Nie jest to – jak na XX-wiecznego polskiego poetę – biografia nietypowa. Co może zaskakiwać, to fakt, że tych troje wysoko cenił Czesław Miłosz, który odegrał znaczącą rolę jako ich mentor (u Hartwig na początku drogi) oraz promotor za granicą (Świrszczyńska, Białoszewski). Zaskoczenie może wynikać stąd, że poetycka droga i klasycyzująca estetyka Miłosza wydaje się zupełnie różnić od trojga naszych bohaterów. Z tej trójki najbliższa mu w poetyckim rzemiośle jest Hartwig, często z nim porównywana, lecz przecież zupełnie oryginalna. Jednak Miłosz był również krytykiem i w tej roli bezbłędnie oszacował wartość poezji naszej trójki. Warto zauważyć, że obie przywołane tu poetki cenił także inny poeta, Józef Czechowicz.
Świrszczyńska, Hartwig i Białoszewski to twórcy niezwykle świadomi procesu twórczego oraz swojej w nim roli. Stąd ich staranne konstruowanie podmiotu lirycznego, który unosi na sobie wiersz i który swoim głosem przemawia do odbiorcy. To podmiot aktywny, który wiersz tworzy i w tym samym czasie go analizuje – podmiot, który często jest tej poezji tematem.
Bibliografia
Białoszewski, Miron, Rozkurz, Warszawa 1998
Białoszewski, Miron, Tajny dziennik, Kraków 2012
Hartwig, Julia, Gorzkie Żale, Kraków 2011
Hartwig, Julia, Zapisane, Kraków 2013
Hartwig, Julia, Spojrzenie, Kraków 2016
Kluba, Agnieszka, Interpretacje kropki: o cyklu Groteski z tomu Wiatr Anny Świrszczyńskiej, Pamiętnik Literacki 96/1, s. 141-152
Łysak, Tomasz, Miron Białoszewski w interpretacji Czesława Miłosza – cztery tłumaczenia. Teksty Drugie 2004, s. 171-177
Świrszczyńska, Anna, Wybór wierszy, Warszawa 1980
Świrszczyńska, Anna, Jestem baba, Warszawa 2000
Netografia
https://bookhaven.stanford.edu/2017/09/julia-hartwig-the-grand-dame-of-polish-poetry-1921-1917/ (dostęp: 11.03.2023)
https://czwartemiejsce.com/2020/07/19/nie-stawiam-swiatu-horoskopow (dostęp: 20.03.2023)
https://teatrnn.pl/leksykon/ (dostęp: 20.03.2023)
https://www.worldliteraturetoday.org/praise-unfinished-julia-hartwig (dostęp: 11.03.2023)