Na barokowo
Mam wakacje od studiów, więc uwolniona głowa szuka sobie roboty. Robię notatki do prezentacji-zaliczenia o literaturze Baroku. Siedzę na balkonie z tomem barokowej poezji (wydanie BN - Biblioteki Narodowej, cudo) i czytam sobie o konceptach, emblematach, ikonach, hiperbolach i trzynastozgłoskowcach. Tym żyłam w 1993 r., przygotowując się do olimpiady przedmiotowej: literaturą staropolską.
Człowiek baroku był zupełnie współczesny, żył w warunkach płynnej rzeczywistości, którą współtworzyły czasy nieustannych wojen (tureckich, rosyjskich, szwedzkich), rokoszów, sejmików, elekcji i sporów. Czasy paradoksów. Barokowi ludzie nie mieli telewizji ani internetu, pisali więc sporo wierszy, które miały szczęście dotrwać do naszych czasów (Wacław Potocki - 3 000 utworów - szacun). Wiersze te krążyły najczęściej w odpisach wśród bliskich i przyjaciół, choć przecież wynalazek druku miał się dobrze. Były to zarówno teksty o najwyższym stopniu wyrafinowania, erudycyjne, jak i zwykłe obscena.
Siedzę więc sobie na balkonie, rozmyślam, wciągam do płuc chłodne po deszczu powietrze. Myślę, że niewiele się w ludziach zmieniło od siedemnastego wieku. Może tylko sztafaż, zewnętrzna powłoka.