• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Co chce, to robi.

Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
25 26 27 28 29 30 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Kategorie postów

  • literatura i język (45)
  • o sobie (234)
  • studia (25)
  • świat (140)
  • tworzenie (19)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • David Shapiro
    • Wspomnienie poety
  • Literatura
    • KU Leuven (Faculty of Arts)
    • Transpoesie
  • nauka
    • Universite Catholique Louvain
    • Uniwersytet Gandawski
    • WSZiP
  • pomoc
    • Ośrodek dla uchodźców
    • Pomagamy zwierzętom w Belgii
    • Pomagamy zwierzętom w Polsce
  • zdrowie - zespół Ehlersa Danlosa
    • EDS w Belgii
    • EDS w Polsce
    • Zespół Ehlersa Danlosa

Archiwum

  • Czerwiec 2025
  • Maj 2025
  • Kwiecień 2025
  • Marzec 2025
  • Luty 2025
  • Styczeń 2025
  • Grudzień 2024
  • Listopad 2024
  • Październik 2024
  • Wrzesień 2024
  • Sierpień 2024
  • Lipiec 2024
  • Czerwiec 2024
  • Maj 2024
  • Kwiecień 2024
  • Marzec 2024
  • Luty 2024
  • Styczeń 2024
  • Grudzień 2023
  • Listopad 2023
  • Październik 2023
  • Wrzesień 2023
  • Sierpień 2023
  • Lipiec 2023
  • Czerwiec 2023
  • Maj 2023
  • Kwiecień 2023
  • Marzec 2023
  • Luty 2023
  • Styczeń 2023
  • Grudzień 2022
  • Listopad 2022
  • Październik 2022
  • Wrzesień 2022
  • Sierpień 2022
  • Lipiec 2022
  • Czerwiec 2022
  • Maj 2022
  • Kwiecień 2022
  • Marzec 2022
  • Luty 2022
  • Styczeń 2022
  • Grudzień 2021
  • Listopad 2021
  • Październik 2021
  • Wrzesień 2021
  • Sierpień 2021
  • Lipiec 2021
  • Czerwiec 2021
  • Maj 2021

Najnowsze wpisy, strona 13

< 1 2 ... 12 13 14 15 16 ... 110 111 >

Zima, znowu

Od soboty mamy zimę, taką astronomiczną. Tradycyjnie nastąpiła w związku z tym zmiana pogody. Kiedy wczoraj jechałam na siłownię pod chmurką, zlał mnie zimowy deszcz. Potem wyszło słońce, a gdy wracałam rowerem do domu, zsiekł mnie padający z czarnej chmury grad. Taka to zima, na śnieg nie liczę.

 

Nie wiem, czy jeszcze tu zajrzę przed 2025. Mam kupę roboty i żadnej ochoty.

 
23 grudnia 2024   Dodaj komentarz
o sobie  

Powrót na Północ

Tydzień po wyjeździe na północ Belgii wyruszyłam na południe Europy. A po sześciu dniach wróciłam na północ Europy. I dalej tu jestem.

 

Wysepka i zatoczka

 

To lokalne nazwy przystanków tramwaju - La Isleta oraz Albufereta. Obie prowadzą na plażę, znaną mi od lat.

 

Strażnik La Islety - od lat

 

Czyli powtórzyłam szaleństwo (finansowe, bo tanio nie jest) wycieczki sprzed roku i poleciałam do Alicante; jednak człowiek potrzebuje słońca.

 

Przystanek tramwajowy La Isleta widziany z góry nocą

 

Wynajęłam sobie airbnb: mieszkanko na jedenastym piętrze wieżowca - z olśniewającym widokiem na morze, w pobliżu przystanku La Isleta. Ten widok zmieniał się zależnie od pogody i pory dnia, a morze ujawniało swoje zielone płycizny i błękitne głębie.

 

 

Pojechałam, żeby oderwać się od codzienności i trochę odsapnąć. Choć zabrałam ze sobą robotę, kurs językowy i kurs robienia prezentacji (nie cierpię PowerPointa, ale czasem trzeba, więc chciałam dowiedzieć się, jak). Wszystko to spakowałam. Dorzuciwszy też parę ubrań, w tym gruby dres, jako że rok tem bardzo zmarzłam w hotelu bez ogrzewania.

 

Nowa ławeczka na Albuferecie, a jaki piękny kolor

 

Tak się składa, że w Mieście Słońca czuję się jak w domu, bo i znam je od lat. Jest mi dobrze, nie spieszę się i nie mam do siebie pretensji, że nie nadążam. Lubię jeździć tramwajami i autobusami też. Lubię usiąść pod palmą. Z jakiegoś ezoterycznego powodu lubię przebywać na półkuli zachodniej.

 

W pierwszą noc po przyjeździe (lot był dobry) przespałam dziesięć godzin; było mi to potrzebne, podobnie, jak wylegiwanie się w wannie. Elektryczny bojler miał niewielką pojemność, więc dolewałam wody ugotowanej w czajniku, ale to nic.

 

Mój blok miał regulamin wewnętrzny

 

W zasadzie nie zrobiłam wiele: poszłam na zakupy do niezawodnej Mercadony, wyszłam dwa razy na kolację, wypiłam dobre białe wino Marina Alta (rocznik 2023), pojechałam na odległy przystanek, a potem szłam wzdłuż plaży, starając się oddychać i nie myśleć za dużo.

 

 To nie Fiji - widok w stronę EL Campello

 

Rano i wieczorem brodziłam w morzu na ulubionej plaży Albufereta. Morze miało jakieś siedemnaście stopni, praktycznie tyle, co powietrze. Można by się nawet w nim zanurzyć.

 

Muchavista w tym roku szmaragdowa

 

Było kilku śmiałków. Była pani medytująca na piasku. Była też inna, opalająca się topless. Pojedyncze osoby, bez typowych dla lata tłumów.

 

 Pochmurne niebo nad Albuferetą

 

Wstąpiłam do sklepu klubu piłkarskiego Hercules C.F., mieszczącego się przy znanym nam już stadionie Jose Rico Pereza, żeby kupić Jotowi bluzę, a wyszłam jeszcze z kompletem treningowym. Niebieskie, czerwone, czarne - Jot się bardzo ucieszył, czyli było warto.

 

 

Co do wydarzeń kulturalnych - nie poszłam na spotkanie autorskie z pisarką, choć przelotnie chciałam, za to odwiedziłam muzeum Mubag. W zeszłym roku obejrzałam tam wystawę grafik Dalego; w tym roku czekała mnie duża wystawa malarstwa Juana Navarro Ramóna. Navarro urodził się w pobliskiej Altei; w późniejszych latach działał głownie we Francji, kolegując się z Picassem i wielu innymi. Na koniec wrócił do Hiszpanii, do Barcelony. Ta wystawa nazywa się "Mujeres" - "Kobiety". Starsze obrazy są pełne (so)czystych kolorów, a malarzowi pozuje głównie jego żona. W późniejszym okresie Navarro staje się abstrakcjonistą, postaci kobiet ewoluują i stają moim zdaniem co nieco alegoryczne.

Mujeres

 

Jeżdżąc komunikacją miejską (a jest ona świetna i tania), nasłuchałam się, jak zawsze, rozmaitych rozmów, które wywarły na mnie wrażenie. Pewna pani w tramwaju, przez telefon powtarzała, że wszyscy jesteśmy równi. Todos somos iguales. Tak, wbiło mi się to w pamięć. W innym tramwaju byłam świadkinią dialogu między starszą, drobną panią, a młodą dziewczyną, zapewne z Ameryki Południowej. Starsza Hiszpanka powtarzała, że kobieta musi pracować (fuera, poza domem), że musi mieć swoje pieniądze, że musi pracować gdziekolwiek, żeby być niezależną. Że ona to zrozumiała, choć jej rodzice, inaczej niż dla jej braci, nie przewidzieli dla niej możliwości studiowania. Młoda rozmówczyni powiedziała, że jest bez dokumentów (sin papeles), na co starsza pani odparła, że dobre byłoby nawet sprzątanie w warsztatach samochodowych, zanim się zdobędzie dokumenty.

 

Miała rację, tak. Panią być, czyli mieć pieniądze.

 

Domowe spaghetti z widokiem

 

Jako że jestem niemal stąd, pytają mnie czasem o drogę. Tym razem starsi państwo ("pani stąd?") pytali o Mercado Central, z którego wyszłam chwilę wcześniej z zakupioną kawą Barrocco. - Prosto i w prawo, to niedaleko - odpowiedział mój język, zanim pomyślała głowa. Niezbadane są ścieżki neurolingwistyczne.

 

 Mercado Central gotowy na święta

 

Nie chciało mi się wracać do domu, ale przecież trzeba, a zresztą najlepszą częścią podróży jest właśnie powrót. Nałapałam słonka, co jest niezbędne dla duszy; wróciłam do deszczu i zimna - było 4 stopnie Celsjusza. W grudniu Belgia miała zaszczyt dostać jedynie sześć godzin słoneczka.

 

Opuściłam mieszkanie na jedenastym piętrze, zapomniawszy o saszetce na drobiazgi, którą przed laty zrobił dla mnie mój synek Jot. Może odeśle mi ją właścicielka mieszkania.

 

Dres okazał się niepotrzebny, było mi ciepło. Pogoda była dla mnie miła, choć dwa dni pochmurne pokropiły mnie nawet przelotnym deszczem (pięć kropli na nos...).

 

Dzień się kończy na Albuferecie

 

 I noc tamże

 

(Muszę dodać, że fascynująco wyglądały chmury widziane z samolotu, dwukrotnie. Wydawało się, że to śnieg, całe góry śniegu, po których jakiś olbrzym jeździł na nartach. Widoczne też były z góry odciski ogromnych ptasich łap. To oczywiście tylko moja wyobrażnia, ale... Pireneje w ciągu sześciu dni, jakie dzieliły moje podróże, pokryły się rzeczywiście śniegiem).

Ta wyprawa to był prezent dla siebie samej na święta i koniec roku. Rok 2024 był bardzo trudny i wyczerpał mnie fizycznie; nie zapłacił mi za wysiłki i nie głaskał po głowie.

 

Niech 2025 będzie dla mnie i dla Ciebie, Czytelniku, czasem wytchnienia, gdy wszystko będzie przychodzić lekko i bez przekraczania siebie. I niech świat będzie dla nas łaskawy.

 
21 grudnia 2024   Dodaj komentarz
o sobie   świat  

Powrót na południe

Koniec torów w Ostendzie!

 

Mój krótki wybrykopobyt nad Morzem Północnym skończył się już w niedzielne południe. Wczoraj byłam już normalnie w pracy.

 

 

Co mi to dało? Oczyściły mi się zatoki, to tak medyczno-praktycznie. Po długim spacerze po plaży odkryłam doskonałą włoską pizzerię, która uraczyła mnie znakomitym makaronem z owocami morza oraz delikatnym winem i mocną kawą - właśnie tutaj:

 

 

A potem wygrzewałam się w wannie. I chętnie powtórzyłabym to wiele razy.

 

Jeszcze w niedzielę wysłałam zgłoszenie na kolejną konferencję w maju przyszłego roku. Jestem ciekawa bardzo, co z tego wyniknie. Oby mnie przyjęli - spróbuję to połączyć ze spotkaniami z młodzieżą licealną i uniwersytecką w ramach akcji Back to School. Dowiem się pewnie po Nowym Roku.

 

A tu zegar zodiakalny:

 
03 grudnia 2024   Dodaj komentarz
świat  

Północ i morze

Wcześnie rano wsiadłam w bekapes linii DeLijn i pojechałam do pięknego Louvain na coroczne sympozjum flamandzkich literaturoznawców. Nie jestem członkinią, ale uznałam, że konferencja (dla mnie pierwsza) będzie dobrą okazją do postarania się o publikację artykułu. Prezentację tworzyłam od lipca, po kawałeczku i w sumie dzień przed konferencją doszłam do wniosku, że jestem w lesie, nic nie ma sensu i pocomitobyło. Ale pojechałam.

 

Już przy porannej kawie okazało się, że wśród uczestników (a raczej pięknych, młodych uczestniczek) są osoby, ktore mnie kojarzą (skąd???) i pamietają, że piszę o literaturze amerykańskiej (ratunku, ja z kolei niczego nie pamiętam i do niczego się nie przyznaję!). Sympozjum jest organizowane głównie dla młodych akademików, więc na ich tle czułam się jak dinozaur, chociaż z tych mniejszych.

 

Sympozjum

 

Pierwszy wykład odbył się online, bo prelegentka nie dojechała ze względu ma strajk Deutsche Bahne. Za to główna spikerka była na miejscu i miała fantastyczne wystąpienie ozdobione wybuchami śmiechu: Kiene (Catherine) Brillenburg Wurth z Holandii opowiadała o palimpsestach w eksperymentalnej poezji kobiecej. A po drodze mówiła o Dao (Tao) i zen, o poezji/filozofii śmieci, niecnierobienia (braku skupienia). Co pośrednio łączy się z poezją mojego poety, Davida Shapiro, który szczególnie w latach dziewięćdziesiątych zainspirowany był Wang Weiem, co odbiło się poetyckim echem w tomiku "Za zagubionym oryginałem".

 

A potem odbyła się część praktyczna, gdzie prezentowaliśmy swoje badania; ja jako ostatnia. Na sesję wpadł, co prawda zapowiedziany, mój promotor, co mnie dodatkowo zestresowało. Od kilku dni noszę nowego smartwatcha i śledzę skoki tętna; w sumie stresuje mnie to jeszcze bardziej. Pierwsze wystąpienie bardzo młodego człowieka dotyczyło książki pt. "Lenny", w której rozwiązania typograficzne zależą od mówiącej właśnie postaci i treści, jaką komunikuje, i skutkują synestezjami. Potem pani z Serbii opowiadała o pewnym mocno eksperymentalnym poecie, którego natchnęła tak Gertrude Stein, jak i John Ashbery.

 

I wtedy weszłam ja, z Ashberym między innymi.

 

Kiedy już wymęczyłam swój tekst i przeleciałam krótką prezentację, okazało się, że mnie słuchano, i że dostałam wiele pytań, które o tym świadczyły. I trwały jeszcze po tym, jak skończyliśmy sesję. A potem jeszcze na LinkedInie! Bardzo jestem z tego zadowolona; po to jest poezja, żeby poruszała.

 

A potem zakończyłam swój udział w sympozjum, żeby złapać pociąg do Ostendy.

 

Dojechałam już po zmroku, zameldowałam się w hotelu i postanowiłam ochłonąć.

 

 
30 listopada 2024   Dodaj komentarz
o sobie   literatura i język  

W poszukiwaniu zaginionej kawy

W środę poczułam się odmłodzona, a zaraz potem strasznie stara. Zadzwoniono do mnie bowiem ze Sztabu Generalnego (czytaj z biura dyrektora) z prośbą-poleceniem, abym odnalazła zaginioną kawę. Otóż biuro dyr. zamówiło kawę i przekąski, które nie dotarły do sali zebrań mieszczącej się w moim bdynku; gdzie mogły być?

Natychmiast poczułam się o dziesięć lat młodsza, ponieważ dziesięć lat wcześniej moja praca polegała w dużym stopniu na dystrybucji napojów i przekąsek wśród ekspertów europejskich; z dużą ulgą zmieniłam pracę na taką, w której używam raczej mózgu. Wszelako tropienie zaginionych przekąsek wymaga sporego sprytu. Biuro dyrekcji podało mi domniemany adres, pod którym znajdowała się zaginiona kawa z przekąskami; obiecałam je prędko odzyskać.

W rzeczywistości chodziło o sprawdzenie lokalu naprzeciwko. Popędziłam tam bez kurtki; deszcz mżył, nawet nie padał. Wpadłam i wyjaśniłam panu strażnikowi, czego szukam. Był bardzo przejęty. Sprawdziliśmy dwa miejsca, gdzie mogły być przekąski. – Ja pani pokażę, gdzie jest kawiarnia – obiecał z emfazą i powiódł mnie schodami na pierwsze piętro. Gdzie zgodnie zobaczyliśmy, że zagubiona kawa i przekąski czekają. – Proszę zabrać, ile pani może. Proszę się nie spieszyć. A votre aise – mówił przejęty.

Doręczyłam pierwszą część zamówienia (papierowe kubki, sztućce, serwetki) i wróciłam z australijską koleżanką po (cięższą) resztę. Panowie (obaj młodzi, piękni z Afryki Północnej) rzucili się ponownie na pomoc, otworzyli mi drzwi „techniczne”, życzyli wszelakiego powodzenia.

Kiedy wszystko już dotarło na miejsce, mogłam odetchnąć i usiąść ponownie za biurkiem, zrozumiałam w czym rzecz, i od razu poczułam się staro. Chodzi o to, że panowie z recepcji przejęli się moją sytuacją tak mocno, bo skojarzyłam się im z ich matką, zaś arabska matka to najwyższa instancja i należy jej słuchać.

Obawiam się, że mogę być jeszcze starsza, bo przecież nawet mama Mbappe jest młodsza ode mnie.

 

 

 
30 listopada 2024   Dodaj komentarz
o sobie  
< 1 2 ... 12 13 14 15 16 ... 110 111 >
Albonubes | Blogi