Niedziela
Pod względem poziomu energii - dogorywam. Po krzątającej się sobocie (sprzątanie, mecz - 5:0, ale Jot miał kiepski występ) przyszła niedziela. Obudzona o ósmej, poszłam wylegiwać się w ciepłej wannie. Ciało mnie zupełnie zawodzi: wszystko sztywne i bolące. Bałam się jechać na siłownię, ale ostatecznie wzięłam rower i jakoś dojechałam (dwa kilometry). Poćwiczyłam trochę, posłuchałam audycji. Zwykle ćwicze sama, ale tym razem dołączyli do mnie pan tatuś i mały chłopiec. Mnie towarzystwo wytrąca z równowagi, ale - miałam na uszach słuchawki, więc - jak pisałam do Ka. - ja ignoruję świat, a świat ignoruje mnie.
Audycja traktowała o zaburzeniach odżywiania u chłopców i mężczyzn.
Wracając, wstąpiłam do sklepiku po sok, ciasteczka i mleko. Kupiłam też nowy, pomarańczowy notatnik - będę startować w nowym konkrsie, więc potrzebuję zeszytu do notatek.
Wszystko to piętrzy się przede mną jak góra. Bolą mnie plecy, ramiona, sztywnieją mi palce - jak mam funkcjonować? Nie wiem. Upadek kolagenu. Starość.
PS. Po raz kolejny w kawiarni klubowej nie było już kawy (sobota, osiemnasta, no ja jebę). Jak się wzbogacę, kupię im ekspres.