Ból i tryumf
Dzisiaj miałam bardzo ważny dzień.
Rano pomogłam ukraińskiej rodzinie, która wybrała dobry autobus, ale zły kierunek. Było jeszcze ciemno, na zewnątrz padał deszcz - młoda dziewczyna w autobusie spojrzała na mnie i poprosiła mnie o zdjęcie słuchawek. Bardzo, bardzo powoli obudziłam swoją znajomość języka rosyjskiego i poradziłam jej - wysiąść, wsiąść w autobus w drugą stronę, pojechac na stację metra itede. Rodzina z Charkowa, z walizkami, znużona - jechała do centrum pomocy uchodźców.
Odstawiłam ich na przystanek mieszczący się pod moim biurem, pożegnałam. A potem myślałam - czy wszystko dobrze, czy na pewno prawidłowo życzyłam im powodzenia. A może mogłam zrobić więcej? Nie, nie mogłam.
A potem spotkałam się i rozmawiałam z Bardzo Ważnymi Osobami. Czy kilka lat temu pomyślałabym nawet, że poznam możnych tego świata? Są przecież takimi samymi ludźmi jak ja, składają się z delikatnego białka, mają swoje miękkie i twarde strony. Nie są raczej lepsi ani gorsi, ale są wybrańcami i mają jakąś misję do wypełnienia.
Ja też mam misję. Nie wiem jeszcze, jaka ona jest. Ale już czuję jej zapach.
Czyli dzień był piękny, ale i męczący. Nie mogę już patrzeć w lustro. I nie radzę sobie ze znużeniem. Skąd wziąć napęd do działania? Skończył mi się przydział?