Kino po raz kolejny
Chadzam do kina. Dziś po raz czwarty tego miesiąca. Na nowego Almodovara, czyli krótki metraż. Wcześniej, przed południem, poszłam na pocztę i do kosmetyczki. Wtedy złapał mnie deszcz (to dobrze, bo było za gorąco) z burzą (to źle, bo pioruny są niebezpieczne). Zmokłam mocno, ale to nie kłopot, gdy mieszka się od dwunastu lat w krainie deszczowców; człowiek się przyzwyczaja. Natomiast obawiałam się powrotu do domu przez wiadukt nad autostradą, gdzie jest się osamotnionym punktem w przestrzeni. Odkąd przeczytałam "Popas w Upicie" Mickiewicza, boję się śmierci od pioruna. Żeby się nie narażać na spacer tymże wiadunktem, po wyjściu od kosmetyczki, pani A., poszłam na przystanek tramwajowy i ten niewielki odcinek (kilometr albo mniej) przejechałam bezpieczną podczas burzy puszką Faradaya.
Zresztą, kiedy wysiadłam - było już prawie po burzy.