Cyka...
Wypełzłam dziś na dwór, aby kupić worki na śmieci. Sklep był zamknięty, ale wyprawy nie uważam za nieudaną. Deszcz ustał, było ciepło, napotkałam białego kota sąsiadów (prawie wskoczył mi na ręce), a na skrawku ugoru subtelnie śpiewały koniki i świerszcze.
Wracając, kupiłam dobre lody.