Finalizacja, ou presque
Jak rok temu - widać koniec studiów. Wysłałam pracę końcową do dziekanatu. Z formalności pozostało mi tylko przesłanie porozumienia ze szkołą, w której odbylam praktyki (zawieruszyło się). Co mam nadzieję zrobić jutro. Praca końcowa - zbiór pięciu tekstów napisanych na zaliczenie pięciu przedmiotów - zaakceptowana przez opiekuna i także wysłana do dziekanatu.
Cieszę się, że już koniec i spełniło się moje marzenie o zostaniu polonistką (ou presque - prawie, bo to podyplomówka), które cichutko kwiliło w mojej duszy od czasów olimpiady polonistycznej w 1993 r. Jeszcze tylko egzamin ustny i kto wie, może marzenie nie będzie musiało już kwilić.
Natomiast dojście do tego celu kosztowało mnie tyle, że to wręcz trudne do uwierzenia. Jestem wyprana w sił w efekcie przeciążenia psychicznego, umysłowego i fizycznego - długie godziny siedzenia w bezruchu, menopauza i słabość wynikająca z zespołu Ehlersa-Danlosa zrobiły swoje. Owszem, wzięłam wczoraj rower i pojechałam na siłownię, ale niewiele mi to pomogło. A raczej pomogło na krótko.