Zużycie
Dziś miałam duży egzamin, do którego się grzecznie przygotowywałam. Jednak tak naprawdę przygotować się nie dało: pytania zaskoczyły mnie (i zapewne pięciuset innych kandydatów) swoją szczegółowością. Ciekawa rzecz, nie zestresowałam się tym szczególnie. Skończyłam pisać jak najszybciej potrafiłam. Po egzaminie, tak absurdalnie trudnym, nie byłam nawet zmęczona. Przyszłam do domu i nadal czułam się rześko: pouczyłam moje urocze panie z Ukrainy i dalej jest mi całkiem znośnie. Nie padam na nos.
A może doszło do całkowitego wyczerpania i nic mnie już nie rusza. Może tak być. Może mózg i cały sytem nerwowy mi się zużył?!
Jeżeli tak, to chciałabym to odespać i wstać z nowymi siłami, ale śpi mi się źle, takie to już uroki przekwitania.
PS. A propos przekwitania: gdy tydzień temu szłam do kliniki B. po diagnozę zespołu Ehlersa Danlosa, nagle od porywu wiatru spadł na mnie śnieg białych kwiatów wiśni. Jaki piękny przekwit.
PS'. Wczoraj mieliśmy zaćmienie Księżyca: może to to.