Po drogach Flandrii
Jako że w środy mam jedną z dwu możliwości robienia praktyk, pomknęłam wczesnym popołudniem do miasta L. Złapałam autobus innej niż poprzednio linii - nie było tłoku, mogłam uśiąść, za to trząsł się niemiłosiernie na drogach Flandrii. I miał prawie 50 przystanków. Na szczęście nie na każdym się zatrzymywał. No i dotarłam na czas.
Na zajęcia tłukłam się z tekturową tablicą i innym osprzętem - wolę mieć wszystkie niezbędne materiały, typowa choroba nauczyciela, który za wszystko płaci sam. Bon.
Zajęcia poszły całkiem dobrze, ale zużyły całą baterię, jaką miałam na dziś. Potrzebuję urlopu, najchętniej w słońcu.