Nowe i stare.
Napisał do mnie Amerykanin SPM, visiting professor na mojej Alma Mater sprzed 25 lat. Przez niego poznałam (wtedy wirtualnie) DJS, o którym potem napisałam pracę magisterską i o którym zaczęłam potem pracę doktorską. SPM pisał i pisał na messengerze, a ja odpisywałam mu pośpiesznie jedną ręką, drugą trzymając się uchwytu w metrze. Byłam bardzo zaskoczona - po tylu latach! Od razu w tej pierwszej korespondencji zaprasza mnie na wykład gościnny - bo uczy studentów w Nowym Jorku. W środę.
Poszłam dziś do centrum kulturalnego Wo. Pod koniec września organizują tam coroczne święto teatrów ulicznych i tym podobnych. W tym roku było chyba mniej ciekawie niż dawniej: niewiele spektakli, głównie kramy. No cóż. Weszłam do restauracji-księgarni, usiadłam nad zupą i kawą. We wnętrzu restauracji - tłumy, młodzi kelnerzy biegają, noszą, odnoszą... Wszyscy wydają się być w towarzystwie, tylko nie ja. Naprzeciwko mnie podwyższony stół, przy nim grecka rodzina. Jedna z pań wygląda trochę jak moja koleżanka z liceum, która nieoczekiwanie umarła w tym roku... Znaleziono ją w wannie. Okropne skojarzenie. Obok mnie pan umówiony z panią - myślałam, że z Tindera, ale ta rozmowa toczy się raczej o pracy. Przypomniałam sobie, gdy byłyśmy tu z nieżyjącą od dwóch lat Zo. Patrzyła zza tego wysokiego stołu na stolik, przy którym teraz siedzę i mówiła: jaka piękna. O czarnej dziewczynie z ogoloną głową - podobnej do Skunk. To było sześć lat temu. Koniec.
Dziś nikt ze mną nie rozmawia, siedzę sama.