• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Co chce, to robi.

Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 01 02

Kategorie postów

  • literatura i język (45)
  • o sobie (230)
  • studia (25)
  • świat (137)
  • tworzenie (19)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Czerwiec 2025
  • Maj 2025
  • Kwiecień 2025
  • Marzec 2025
  • Luty 2025
  • Styczeń 2025
  • Grudzień 2024
  • Listopad 2024
  • Październik 2024
  • Wrzesień 2024
  • Sierpień 2024
  • Lipiec 2024
  • Czerwiec 2024
  • Maj 2024
  • Kwiecień 2024
  • Marzec 2024
  • Luty 2024
  • Styczeń 2024
  • Grudzień 2023
  • Listopad 2023
  • Październik 2023
  • Wrzesień 2023
  • Sierpień 2023
  • Lipiec 2023
  • Czerwiec 2023
  • Maj 2023
  • Kwiecień 2023
  • Marzec 2023
  • Luty 2023
  • Styczeń 2023
  • Grudzień 2022
  • Listopad 2022
  • Październik 2022
  • Wrzesień 2022
  • Sierpień 2022
  • Lipiec 2022
  • Czerwiec 2022
  • Maj 2022
  • Kwiecień 2022
  • Marzec 2022
  • Luty 2022
  • Styczeń 2022
  • Grudzień 2021
  • Listopad 2021
  • Październik 2021
  • Wrzesień 2021
  • Sierpień 2021
  • Lipiec 2021
  • Czerwiec 2021
  • Maj 2021

Archiwum 18 września 2022

Półkula zachodnia

Ponieważ zbliża się kryzys, należy oszczędzać: wodę, prąd, gaz i pieniądze. Dlatego między innymi w ten weekend zdecydowałam się na szaleństwo wyjazdu na półkulę zachodnią i poleciałam, wraz z Jotem, na mecz FC Barcelona.

Jot kibicuje Barcelonie od czasu, gdy dołączył do niej nasz najlepszy napastnik, czyli od tego lata (lato jeszcze trwa, oficjalnie, choć trudno w to uwierzyć). W zasadzie mówi, że samej Barcelonie nie kibicuje, tylko właśnie Lewandowskiemu. No ale Barca to legenda: sportowa i polityczna, w dodatku mają nawiększy stadion w Europie.

Chociaż w wieku Jota kibicowałam Realowi, do Barcelony mam szacunek, odkąd przeczytałam "W hołdzie Katalonii" Orwella, książkę-wspomnienie z hiszpańskiej wojny domowej. W tej wojnie Barcelona - miasto i klub - stała się symbolem walki z faszyzmem.

Licząc na piękne sportowe widowisko, zdobyłam blety i rezerwacje - i pomknęliśmy z Jotem na półkulę zachodnią.

Skorzystaliśmy z linii lotniczych, co do których zarzekałam się, że nigdy więcej - kilka lat temu ich lot był o tyle opóźniony, że lądowaliśmy w Alicante o 2.30 w nocy. Moje podejście do latania jest szczególne: doceniam tempo przemieszczania się, a jednocześnie nigdy jaśniej niż podczas lotu nie czuję, że składam się z delikatnego białka.

Barcelona prawie taka, jaką pamiętam ją sprzed siedmiu lat: pachnąca jesienią, z liśćmi spadającymi z platanów, z papugami w koronach drzew. Tylko jeszcze ładniejsza, ze świetną linią metra, która zabrała nas z lotniska pod sam hotel.

Ale jeszcze na lotnisku wstąpiliśmy do klubowego sklepiku i Jot wybral sobie nowy model stroju na mecze wyjazdowe. W kolorze złotym.

A kiedy pani zapytała, czy chce mieć na plecach imię i numer, powiedzieliśmy: tak! I wtedy się okazało (o czym świat dowiedział się już przy transferze Lewandowskiego), że klubowi brakuje pewnych liter.

Otóż brakło literki A. I odeszliśmy bez imienia na plecach, a także bez numeru. Brakowało bowiem 9, 10, i 7.

Nowy strój założono na mecz o 16.15 (ja miałam na sobie starą koszulkę reprezentacji). Stadion był prawie pełen; zasiadło na nim ponad 85 tysięcy (!) kibiców. Barcelona to nie jest klub, to religia. Byliśmy w kościele. Patrzyliśmy, jak kibice śpiewają hymn z ręką na sercu. Zobaczyliśmy, jak Lewandowski zdobywa dwie bramki. Zobaczyliśmy, jak Barcelona pokonuje Elche 3:0.

Elche to ostatni zespół pierwszej ligi hiszpańskiej, klub z miasta tuż obok Alicante. Lubię ich, ale grali słabo, i to w dziesięciu, po czerwonej kartce za faul na Lewandowskim. Mecz był w sumie jednostronny.

 

Po meczu spokojniutko poszliśmy do hotelu, zanurzeni w tłumie zupełnie nieagresywnych kibiców.

Wieczorem poszliśmy zjeść, naturalnie do pizzerii, w tym wypadku do knajpki Mamma Italia, bo pizzeria to niekontrowersyjny wybór dla nas obojga. Przemili panowie uraczyli nas dobrą pizzą, a mnie dodatkowo napełnili hojnie kieliszek winem. I jeszcze lody były, i kawę sobie wypiłam. A w lokalu wielu stałych gości, i rozbrzmiewa muzyka francuska.

Następnego dnia wskoczyliśmy do samolotu i wrócili do siebie. Ale wcześniej, jeszcze w hotelu, zdawałam egzamin z przedmiotu Wiedza o kulturze i sztuce - choć internet mi się rwał, a prezentacja o Baroku ginęła na łączach.

Wróciliśmy bardzo wypoczęci i pogodni, a nawet wyspani - i to nawet mój nastolatek.

A napis na koszulkę udało nam się dokupić: nadal nie było literek, ale były całe nazwiska zawodników, w tym Lewandowski.

Byłoby cudnie, naprawdę, mieć ten luz i jeździć sobie czasem to tu, to tam, na mecz, do miast nad Morzem Śródziemnym. Ten wyjazd to było wielkie szaleństwo, ale miał znaczenie dla duszy, bo w ten sposób matka i syn mogli spędzić trochę czasu razem, nie gapiąc się w telefony.

 

PS. Niestety, w tym meczu nie grał najprzystojniejszy obrońca La Ligi, czyli Pique. Siedzi na ławce od czerwca.

PS'. W hiszpańskich samolotach i w komunikacji nadal nosi się maseczki.

 
18 września 2022   Dodaj komentarz
świat  
Albonubes | Blogi