Ucisk na nizinach
Mam taką dolegliwość, która nazywa się obrzęk limfatyczny. Zaczęło się dawno temu i subtelnie, obwody się zmieniały, powoli a potem trzeba już było działać i diagnoza wypadła jasno: obrzęk lekki (lewa strona) i umiarkowany (prawa). Nie jest to śmiertelne, ale na co dzień dolegliwe. Czasem zdarzają się grubsze powikłania typu mięsaki czy zakażenia bakteryjne zwane pięknie różą, które na razie mnie omijają. Problemem jest puchnięcie, które wywołuje przykre, czasem bolesne rozpieranie, ucisk i zmęczenie - ociężałość.
Dlatego rano po prysznicu trzeba wbić się w odzież uciskową. Taka robiona na wymiar jest droga, a kupowana na oko niekoniecznie działa, ale mnie udało się trafić na spełniające swoją rolę skarpety klasy drugiej, takie dla pielęgniarek, których mam kilkanaście par. Do tego mam jeszcze legginsy. Wciągnięcie tego na siebie rano jest jak syzyfowa praca i czasem wpędza mnie w rozpacz: bolą mnie stawy kciuków, które pełnią w tym procesie kluczową rolę. Ucieka czas, ja w połowie łydki. W takich chwilach należy użyć specjalnej metalowej kontrukcji zwanej po angielsku lokajem, to ułatwia sprawę (oczywiście zwiększa koszty). Mam też skierowanie na specjalny masaż - drenaż i to jedna z lepszych rzeczy, bo działa on wyjątkowo relaksująco. Kłopot w tym, że kosztuje niemało, a specjalistów umiejących go wykonać znam dwóch. Do tego należałoby dodać domowy masaż urządzeniem zwanym boa, na którego przyzwoity model zbieram od pewnego czasu... Dopiero wszystko to razem wzięte stanowi całość skutecznej terapii. Bo puchnięcie nie jest ani ładne, ani dobre, za to wraca i nie da się definitywnie wyleczyć.
Wieczorem, po całym dniu w odzieży uciskowej, która działa raz lepiej, raz gorzej, należy odżywić skórę balsamem. Dobrze, żeby zawierał na przykład mocznik. Najłatwiej jest mi przywieźć kilka butelek tanich lotionów i żeli z Hiszpanii - mam takie z mocznikiem i z czystym aloesem: trzy albo cztery starczają mi na rok. Dla mnie to jedna z rzadkich okazji do wykonania na sobie czynności pielęgnacyjnych, bo nie mam nawyku wklepywania czegokolwiek. Ale po dwóch latach stosowania tej procedury zaczęłam ją lubić i nawet cieszy mnie efekt użycia pachnących kosmetyków licencjonowany faktem, że mają one kategorię "dla zdrowia" i pretekst "lekarz kazał". Inaczej bym ich nie stosowała. Bo przecież nie warto (na co? po co? ty i gówno to równo).
Do tego hydromasaż w morzu - te kilkadziesiąt godzin, które każdego roku udaje mi się wyrwać podczas hiszpańskich wakacji. Nie ma nic lepszego.
Są dni, kiedy nie chce się paradować w odzieży uciskowej, z nadzieją, że nie spuchnie się zbyt mocno, i czasem się udaje. Dzień, dwa, trzy. Aż upał, praca siedząca, białko w diecie doprowadzą węzły chłonne pod kolanami do kolejnego kryzysu.
Aby kryzysów unikać, trzeba zaczynac całą tę systematyczną pracę od nowa. Obandażować nogi na noc, jeżeli trzeba.
Obrzęk limfatyczny nie jest najgorszą z chorób, ale jest wymagający, bo narzuca pewnien protokół samodyscypliny. I organizacji życia codziennego, która przypomina nieco lajfstajl emeryta. I generuje stałe koszty. Mam kłopot z regularnym dostępem do masażystów i co gorsza ze zwrotem kosztów za opłacone sesje, więc chcę niedługo kupić urządzenie do masażu, by większośc terapii odbywała się w domu. Mam trudność, żeby siebie przekonać, że jestem tego warta, bo "każdy jest dla siebie najważniejszy".
Odzież kupuję tutaj: podkolanówki uciskowe dla pielęgniarek
Na aparat do presoterapii poluję tutaj: boa do użytku domowego