Pada śnieg
Od niepamiętnych czasów w lipcu śniłam o śniegu. Także i dziś, choć mamy już sierpień, za to bardzo upalny.
Siedzieliśmy w starym domu, na parterze, z nogami na kaloryferach, wyglądając przez okno, za którym padał śnieg. Było bardzo ciepło, bo miasto przyłączyło nasz dom do sieci ciepłowniczej (!)*.
Musiał to być weekend albo dzień świąteczny, bo matka smażyła górę kotletów schabowych (fakt, lubiła to zajęcie, choć zwykle ograniczała się do czterech), ojciec chodził to tu, to tam, w śniegowcach do garnituru, znaczy, szedł na dwór zapalić.
Potem przyszedł brat matki, czyli wuj, wyglądający na jakieś pięćdziesiąt góra lat**, i zaczął mi dokuczać, dogadując mi (jak zwykle), żebym wstawała.
No to się obudziłam. I zobaczyłam sierpniowy dzień za oknem, i perspektywę upału.
Jest powyżej 31 stopni.
*od 1949 r. nie podłączyli nas jeszcze nawet do kanalizacji
**czyli w wersji sprzed ponad trzydziestu lat