Entomy i fitopy
Moi Czytelnicy, jeżeli istnieją, wiedzą, że żyję małymi historiami, których centralnym elementem są często słowa.
Kiedy ostatnio wspominałam studia (bo odświeżyłam przecież status studenta, więc powróciły i wspomnienia sprzed 25 lat), przypomniałam sobie kilka historii dojazdów pociągiem do K.
Pewnego razu jechałam ze studentami Akademii Rolniczej (dzisiaj jest to Uniwersytet). Rozmawiając o swoich studiach, przerzucali się nazwami przedmiotów. W wagonie pociągu osobowego fruwały więc "entomy" i "fitopy" - nauka o owadach i chorobach roślin. I tak te dwa barwne terminy: entomologia i fitopatologia zostały ze mną do dziś.
Innym razem wracałam do domu z K. na weekend. Pociąg był pospieszny, z przedziałami. Gdy weszłam do przedziału, okazało się, że podróżuje w nim człowiek z wilczurem. - Nie przeszkadza to pani? - zapytał pro forma, a ja odpowiedziałam, że nie, i odruchowo zwróciłam się w stronę psa, jakbym chciała go pogłaskać. Mozna powiedzieć, że od zawsze większość psów na moją sympatię reaguje adekwatnie. Tym razem cień mojego ruchu wywołał jednak psi warkot. - Niech pani nawet nie próbuje. To pies po przejściach. Znalazłem go, kiedy płynął wpół żywy rzeką z siekierą wbitą w głowę.
(Niewiarygodne, co człowiek potrafi zrobić drugiemu żyjącemu stworzeniu).
Entomy i fitopy, psy z siekierą w głowie, ludzie źli i dobrzy, wszystko w życiu się zdarza.