Upał i po
Padało
jestem
wchmuręwzięta
Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 |
Padało
jestem
wchmuręwzięta
Mam wakacje od studiów, więc uwolniona głowa szuka sobie roboty. Robię notatki do prezentacji-zaliczenia o literaturze Baroku. Siedzę na balkonie z tomem barokowej poezji (wydanie BN - Biblioteki Narodowej, cudo) i czytam sobie o konceptach, emblematach, ikonach, hiperbolach i trzynastozgłoskowcach. Tym żyłam w 1993 r., przygotowując się do olimpiady przedmiotowej: literaturą staropolską.
Człowiek baroku był zupełnie współczesny, żył w warunkach płynnej rzeczywistości, którą współtworzyły czasy nieustannych wojen (tureckich, rosyjskich, szwedzkich), rokoszów, sejmików, elekcji i sporów. Czasy paradoksów. Barokowi ludzie nie mieli telewizji ani internetu, pisali więc sporo wierszy, które miały szczęście dotrwać do naszych czasów (Wacław Potocki - 3 000 utworów - szacun). Wiersze te krążyły najczęściej w odpisach wśród bliskich i przyjaciół, choć przecież wynalazek druku miał się dobrze. Były to zarówno teksty o najwyższym stopniu wyrafinowania, erudycyjne, jak i zwykłe obscena.
Siedzę więc sobie na balkonie, rozmyślam, wciągam do płuc chłodne po deszczu powietrze. Myślę, że niewiele się w ludziach zmieniło od siedemnastego wieku. Może tylko sztafaż, zewnętrzna powłoka.
Ciekawie jest patrzeć na te wszystkie procesy upadku własnego ciała, czyli jedynego domu-wehikułu, jaki mamy. Rozłożone w czasie, a nieuchronne. Wcale nie chodzi o żadne zmarszczki (ci, którzy mi źle życzą, mylą się, mówiąc, że się ich boję) ani siwe włosy, a o luźną skórę, zapadające się policzki i stopniowy zanik mięśni. Senność przychodzi już po dziewiątej wieczorem, chociaż zawsze się było nocnym markiem, a blady świt już budzi, niewyspaną i sztywną od spania w jednej pozycji. A do zalet przekwitania zaliczyć trzeba coraz solidniejszy spokój wewnętrzny i zgodę na to, co jest, no bo co ma być? Na końcu jest koniec, a człowiek jest "błysk, bąbel, by go królem zwano".
Mój dziadek wyjawił raz swojemu zięciowi - a mojemu ojcu - że przeżył kiedyś w młodości załamanie. Otóż, gdzieś tak około roku 1936, poszedł na jarmark czy też targ ze wszystkimi oszczędnościami, a było to dwadzieścia pięć złotych. Pieniądze te jednak wydał, czyli w całości przegrał, grając w trzy karty. Myślałem, żeby się powiesić, powiedział dziadek. Który w oczach swojego zięcia, a także moich, nie był kimś, kto przegrywa oszczędności w karty, a tym mniej kimś, kto mógłby z tego powodu chcieć skończyć z sobą.
Za te pieniądze miał kupić coś dużego.
Dalszy tok wydarzeń pokazuje, że się nie powiesił i wiele lat później (jakieś trzydzieści osiem) został moim dziadkiem.
Jestem do dziadka pod wieloma względami podobna. Wczoraj właśnie osiągnęłam pewien kres wytrzymałości na przeciwności losu, a wszystko to bez hazardu, tyle że kieszenie tak samo puste.
Jak poradzić sobie z kolejnym rozczarowaniem? Przeczekać? Jak długo czekać? I na co?
Wczoraj skończyłam studia podyplomowe - zdalnie. Pierwotnie miałam w tym celu pojechać do W., ale gdy okazało się, że obrona będzie online, postanowiłam zredukować koszty i wyprawa się nie odbyła. Next time.
Jestem zatem wykwalifikowanym nauczycielem języka polskiego jako obcego. Kiedy zaczynałam studia, było to raczej hobby; teraz okazało się, że jest konieczność, by polskiego uczyć (się), więc jest rynek. Ale ja to robię jako wolontariusz - i także zdalnie.
W przyszłym roku zostanę też, mam nadzieję, polonistką w pełnym tego słowa znaczeniu. Czego zawsze chciałam, ale wstydziłam się spróbować. Zajęcia zaczęliśmy już w tym semestrze; mam do przeczytania "Cierpienia młodego Wertera", a do napisania prezentację na temat baroku, który pasjami uwielbiam i który ma wiele wspólnego z płynną rzeczywistością za naszymi oknami.
Sama obrona była bardzo krótka, a w ramach pytania o komunikację międzykulturową pozwoliłam sobie przywołać przykład obecnego trenera kadry Czerwonych Diabłów, który porozumiewa się z francusko- i niderlandzkojęzycznymi kadrowiczami w języku trzecim, czyli po angielsku.
Takie ze mnie filo-looo.