Jeden z wielu
Dziś dzień zaskoczył nas temperaturą poniżej zera. Prawdziwa zima nastała, zaczął nawet prószyć śnieżek. Do pracy dotarłam niezmarznięta dzięki nowej kurtce, ktora sięga mi kostek, a którą przezornie zamówiłam (z Polski) kilka dni temu. Instynkt mnie nie mylił, jeszcze może być zimno.
Jutro ma być jeszcze zimniej.
Ta zima dotyczy też wojny, a właściwie żołnierzy w nią wplątanych przez historię. Cierpią z zimna. I dalej giną. Dzisiaj napisano, że zginął ukraiński poeta, Maksym Krywcow, bodajże razem z kotem, którego miał za towarzysza. Krywcow miał 33 lata, mógł jeszcze długo żyć i pisać. Prasa porównuje go z Baczyńskim; sądząc na podstawie pospiesznie przeczytanych tłumaczeń paru wierszy - coś w tym jest. Nie tylko w losie, ale i w stylu i tematyce. A teraz już koniec, więcej poezji nie będzie, poezja umarła.
W rocznicę wybuchu wojny, w lutym, oglądałam hiszpański reportaż z frontu. Występował w nim 22-letni absolwent filozofii, jeszcze z buzią dziecka i śladami na niej trądziku. Na wojnie zamiast filozofią zajmował się pilotowaniem dronów. Czy jeszcze żyje? Wojna nie szanuje poetów ani filozofów, dla niej to wszystko mięso armatnie. Komuś kończy się świat, ale dla innych świat trwa dalej.
Nie tak powinno być. Strzelanie do wroga diamentami - zła strategia. Ale jaka jest dobra?