Co słychać
Ubiegłoroczna plaża w A. Pan z sąsiedniego ręcznika podniósł się z piasku i zagadnął:- Mówi pani po rosyjsku?
Wyjaśniłam, co i jak.
- My z Kijowa - powiedział.
Myślę teraz, co u niego słychać, czy żyje - był w wieku, w którym podlega się mobilizacji.
- My z Charkowa - mówi mi pani babcia w punkcie Czerwonego Krzyża na dworcu. Pani babcia jest ode mnie tylko pięć lat starsza, znacznie wyższa i nie potrzebuje pomocy w niesieniu walizek, toreb i wnuczki.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczy pani, wszystko dobrze się skończy. Będzie dom, będzie praca - mówię jej z pełnym przekonaniem. Ona stoi już w drzwiach wagonika metra i woła: - Jeśli spotka pani Maję, taką małą, czarną, niech ją pani pozdrowi!
- My z Dnipro - mówi mi T., moja zdalna uczennica, z zawodu handlowiec sprzedający maszyny rolnicze (w poprzednim życiu).
- My z Kijowa - mówi W., kolejna moja uczennica, pani lat 60., bankowiec oraz instruktorka Nordic walking. Urodzona w Chmielnicki, córka żołnierza niegdyś stacjonjącego z rodziną w Legnicy.
Cały świat do mnie przyszedł.