Głos oddany
Głos już oddany, razem z Jotem, który chyba trochę był zestresowany.
Teraz będziemy czekać na wyniki, także listy polskiej.
Oby ekstremiści nie zatryumfowali.
Blog gat. II, szary, pakowy, zastępczy. Zaprasza Albonubes.
Głos już oddany, razem z Jotem, który chyba trochę był zestresowany.
Teraz będziemy czekać na wyniki, także listy polskiej.
Oby ekstremiści nie zatryumfowali.
Kwitną lipy, nadgoniły też jaśminy. Przed godzinką Jaśmina Paolini, pół-Polka, pół-Włoszka przegrała finał Rolanda Garrosa z Polką Igą Świątek.
Przed piętnastą poszliśmy z Jotem do punktu odbioru odpadów z torbami pełnymi starych kabli, lamp i tak dalej. Szybko nam poszło. Pogoda ciepła i dość wilgotna; teraz niebo zasnuły chmury. Wbrew prognozie może się rozpadać.

Sprawdziłam wpisy sprzed roku: wtedy było upalnie. Teraz jest znośnie.
Wszystko mnie boli i nic mi się nie chce. Pogoda jest lepka i mokrawa, choć nie pada.
Przed nami: weekend, ogarnianie, sprzątanie, może kino. Wyjście Jota do Jo. na oglądanie meczu.
Próbowałam dziś kupić jakiś płaszczyk deszczoodporny, ale bez efektu. Potrzebuję jeszcze bielizny.
Cały czas marzę o Hiszpanii.
Bank przysłał mi nową kartę kredytową; a więc to już tyle lat minęło, że poprzednia straciła ważność.
Nadal czekamy na przyłączenie do światłowodu, który czeka pod chodnikiem od dwóch lat. Owszem, przyszedł pan technik, ale stwierdził, że nie budynek nie ma podłączenia do szafy z okablowaniem. Tymczasem zarządczyni twierdzi, że wszystko podłączone. Dlatego mówiłam kolejne spotkanie, niech bieglejsi ode mnie w sprawach okablowania stwierdzą, gdzie się kryje kabel.
Niewiele mam, właściwie tylko siebie. Książki na regałach. Kota. Dorosłe dziecko. Siostrę. Wynajęty kąt z balkonem. Na balkonie mam doniczki pewnej holenderskiej firmy, wszystkie miodowe. W doniczkach mam jakieś roślinki, aloes, groszek, truskawkę, bambus, pomidor. Czekam, aż wzejdą ziemniaki, zasadzone, bo kto wie, co czeka ludzkość.
Dziś popadało i zmoczyło mnie. Poszłam na przystanek, a stamtąd zjeść w barze uczęszczanym przez młodzież.
Deszcz tworzył bańki na kałużach. Jak są bańki, to będzie padało długo, mówiła babka.
Zjadłam, popijając cappuccino. Po czym skoczyło mi gwałtownie tętno: przekroczyłam swój limit kaw na ten dzień (dwie).
Siedziałam sobie, zupełnie anonimowa, z książką.