• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Co chce, to robi.

Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.

Kategorie postów

  • literatura i język (45)
  • o sobie (230)
  • studia (25)
  • świat (137)
  • tworzenie (19)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • David Shapiro
    • Wspomnienie poety
  • Literatura
    • KU Leuven (Faculty of Arts)
    • Transpoesie
  • nauka
    • Universite Catholique Louvain
    • Uniwersytet Gandawski
    • WSZiP
  • pomoc
    • Ośrodek dla uchodźców
    • Pomagamy zwierzętom w Belgii
    • Pomagamy zwierzętom w Polsce
  • zdrowie - zespół Ehlersa Danlosa
    • EDS w Belgii
    • EDS w Polsce
    • Zespół Ehlersa Danlosa

Kategoria

świat, strona 24

< 1 2 ... 23 24 25 26 27 28 >

Wczoraj. Patrząc wstecz.

Zaczęłam wczoraj wpis, a następnie usnęłam.

 

Otóż wróciłam właśnie z tygodniowej z wyprawy do Polski; wróciłam pociągiem, podróż trwała 20 godzin. W domu byłam po dziesiątej rano. Umyłam się, ogarnęłam, zajęłam Jotem. Nie spałam od 24 godzin. Po czym zaczęłam wpis, po czym bateria (życiowa) mi się wyładowała. Następnie - obudziłam się o godzinie 0:55, wysłałam Jotowi wiadomość, umyłam zęby i poszłam spać.

 

Tydzień w Polsce zajęły mi spotkania z młodzieżą licealną i uniwersytecką; tłumaczyłam jej, jak ważne są języki obce. Trochę to było zawodowe, trochę prywatne, z błogosławieństwem z pracy naturalnie.

 

Ponieważ jeździłam pociągami, trwało to długo, ale okraszone było barwnymi obserwacjami społecznymi (współpasażerowie... płaczące dzieci do lat dziesięciu... kanapki z szynką wypadające z buzi zasypiającym roczniakom... szarmanccy panowie pomagający mi wnieść walizkę do pociągu...). Spotkałam dawno niewidzianych kolegów, studentów, przyjaciół. Pojechałam wraz z A. na grób Zo. Zjadłam w wyśmienitym towarzystwie tapasy w Sosnowcu i dorsza nad Bałtykiem, samotnie - kotlet drobiowy w Królewskim Mieście B. i - ponownie w wybornym towarzystwie - pyszne penne z owocami morza na Saskiej Kępie. Mnie też coś chciało zjeść - otóż przy spotkaniu z moją publicznością pożerał mnie stres, ale dałam sobie radę. Miało to swoją cenę, tak, łeb mi pękał i nie mogłam spać, więc odsypiam teraz.

 

Zapytałam samą siebie, czy było warto podjąć ten wysiłek - myślę, że tak. Zmachałam się okrutnie, tłukąc się dalekobieżnymi i wlokąc za sobą ciężką walizkę American Tourister, moją ulubioną. Ale to nieważne. Jesień taka piękna w Polsce i tak nietypowo ciepła, sucha.

 

A tak w ogóle, to spotkało mnie podczas tego wyjazdu mnóstwo dobra ze strony innych ludzi. Dużo, dużo dobra jest w innych i cieszę się, że ja, taka sceptyczna, je od nich dostałam.

 

 Na stacji Berlin Wschodni

 Gdzie można zjeść w Królewskim Mieście B.

Tapasy w Sosnowcu

Dorsz w Ustce

Pycha włoskie jedzenie na Saskiej Kępie

 
31 października 2022   Dodaj komentarz
o sobie   świat  

Dlaczego kondor nie śpiewa

Ostatnio dowiedziałam się, że najczęstszą przyczyną zgonów kondorów w Kalifornii jest ołowica. Poza tym kondory nie mają strun głosowych.

 

Zawsze lubiłam takie niepraktyczne informacje!

 

www.kqed.org

 
09 października 2022   Dodaj komentarz
świat  

Yin i yang

Zdarzyło mi się w ostatnim czasie dwukrotnie pomagać młodym mamom we wnoszeniu wózka do tramwaju i do pociągu. Pomogłam, bo chciałam, i nie mam pretensji. Ale.

 

Ale mam wrażenie, że od kobiet wymaga się więcej. Mianowicie wymaga się, żeby były kobietami (pięknie wyglądały, rodziły dzieci oraz je ogarniały) oraz by jednocześńie były ludźmi (rozumiały, pomagały, wybaczały). Za to od mężczyzn wymaga się, by byli mężczyznami (tutaj sobie można podstawić własną definicję: drwala czy tam poety, nieważne).

 

Panowie, nudzą was niemowlęta i małe dzieci? O, to szkoda, bo ich mamusie też nie są fankami niemowlęcego płaczu. A przecież muszą.

 

Powyższa refleksja nie dotyczy wcale wysiłku niezbędnego do wnoszenia wózka obcym babkom do pojazdu - tak mi się sama wysnuła.

 
01 października 2022   Dodaj komentarz
świat  

Satysfakcja

Wieczorami pracuję - uczę. Po odejściu I. (zaczęła kurs w gminie, wieczorowy) doszła mi N. N. ma już pracę: opiekuje się klasą dzieci ukraińskich w szkole niderlandzkojęzycznej. N. ma 41 lat, a wygląda na 28. Jest pełna entuzjazmu (stara się nie myśleć o złych rzeczach, rozumiem, że mąż jest w Ukrainie, na froncie).

Po lekcjach N. dziękuje mi wylewnie, najpierw ustnie, potem drogą mailową. Jest to tak miłe, że aż krępujące. Jestem świetna, zajęcia są bardzo ciekawe.

Ciekawa rzecz: nie sądziłam, że praca indywidualna z uczniami na poziomie A2 może być tak satysfakcjonująca. Jest wyraźnie widoczny postęp, uczniowie meldują się na czas, interakcję mamy przyjemną. A wszystko to przez wojnę. Albo dzięki wojnie.

 

 
28 września 2022   Dodaj komentarz
świat  

Półkula zachodnia

Ponieważ zbliża się kryzys, należy oszczędzać: wodę, prąd, gaz i pieniądze. Dlatego między innymi w ten weekend zdecydowałam się na szaleństwo wyjazdu na półkulę zachodnią i poleciałam, wraz z Jotem, na mecz FC Barcelona.

Jot kibicuje Barcelonie od czasu, gdy dołączył do niej nasz najlepszy napastnik, czyli od tego lata (lato jeszcze trwa, oficjalnie, choć trudno w to uwierzyć). W zasadzie mówi, że samej Barcelonie nie kibicuje, tylko właśnie Lewandowskiemu. No ale Barca to legenda: sportowa i polityczna, w dodatku mają nawiększy stadion w Europie.

Chociaż w wieku Jota kibicowałam Realowi, do Barcelony mam szacunek, odkąd przeczytałam "W hołdzie Katalonii" Orwella, książkę-wspomnienie z hiszpańskiej wojny domowej. W tej wojnie Barcelona - miasto i klub - stała się symbolem walki z faszyzmem.

Licząc na piękne sportowe widowisko, zdobyłam blety i rezerwacje - i pomknęliśmy z Jotem na półkulę zachodnią.

Skorzystaliśmy z linii lotniczych, co do których zarzekałam się, że nigdy więcej - kilka lat temu ich lot był o tyle opóźniony, że lądowaliśmy w Alicante o 2.30 w nocy. Moje podejście do latania jest szczególne: doceniam tempo przemieszczania się, a jednocześnie nigdy jaśniej niż podczas lotu nie czuję, że składam się z delikatnego białka.

Barcelona prawie taka, jaką pamiętam ją sprzed siedmiu lat: pachnąca jesienią, z liśćmi spadającymi z platanów, z papugami w koronach drzew. Tylko jeszcze ładniejsza, ze świetną linią metra, która zabrała nas z lotniska pod sam hotel.

Ale jeszcze na lotnisku wstąpiliśmy do klubowego sklepiku i Jot wybral sobie nowy model stroju na mecze wyjazdowe. W kolorze złotym.

A kiedy pani zapytała, czy chce mieć na plecach imię i numer, powiedzieliśmy: tak! I wtedy się okazało (o czym świat dowiedział się już przy transferze Lewandowskiego), że klubowi brakuje pewnych liter.

Otóż brakło literki A. I odeszliśmy bez imienia na plecach, a także bez numeru. Brakowało bowiem 9, 10, i 7.

Nowy strój założono na mecz o 16.15 (ja miałam na sobie starą koszulkę reprezentacji). Stadion był prawie pełen; zasiadło na nim ponad 85 tysięcy (!) kibiców. Barcelona to nie jest klub, to religia. Byliśmy w kościele. Patrzyliśmy, jak kibice śpiewają hymn z ręką na sercu. Zobaczyliśmy, jak Lewandowski zdobywa dwie bramki. Zobaczyliśmy, jak Barcelona pokonuje Elche 3:0.

Elche to ostatni zespół pierwszej ligi hiszpańskiej, klub z miasta tuż obok Alicante. Lubię ich, ale grali słabo, i to w dziesięciu, po czerwonej kartce za faul na Lewandowskim. Mecz był w sumie jednostronny.

 

Po meczu spokojniutko poszliśmy do hotelu, zanurzeni w tłumie zupełnie nieagresywnych kibiców.

Wieczorem poszliśmy zjeść, naturalnie do pizzerii, w tym wypadku do knajpki Mamma Italia, bo pizzeria to niekontrowersyjny wybór dla nas obojga. Przemili panowie uraczyli nas dobrą pizzą, a mnie dodatkowo napełnili hojnie kieliszek winem. I jeszcze lody były, i kawę sobie wypiłam. A w lokalu wielu stałych gości, i rozbrzmiewa muzyka francuska.

Następnego dnia wskoczyliśmy do samolotu i wrócili do siebie. Ale wcześniej, jeszcze w hotelu, zdawałam egzamin z przedmiotu Wiedza o kulturze i sztuce - choć internet mi się rwał, a prezentacja o Baroku ginęła na łączach.

Wróciliśmy bardzo wypoczęci i pogodni, a nawet wyspani - i to nawet mój nastolatek.

A napis na koszulkę udało nam się dokupić: nadal nie było literek, ale były całe nazwiska zawodników, w tym Lewandowski.

Byłoby cudnie, naprawdę, mieć ten luz i jeździć sobie czasem to tu, to tam, na mecz, do miast nad Morzem Śródziemnym. Ten wyjazd to było wielkie szaleństwo, ale miał znaczenie dla duszy, bo w ten sposób matka i syn mogli spędzić trochę czasu razem, nie gapiąc się w telefony.

 

PS. Niestety, w tym meczu nie grał najprzystojniejszy obrońca La Ligi, czyli Pique. Siedzi na ławce od czerwca.

PS'. W hiszpańskich samolotach i w komunikacji nadal nosi się maseczki.

 
18 września 2022   Dodaj komentarz
świat  
< 1 2 ... 23 24 25 26 27 28 >
Albonubes | Blogi