Po trzydziestu latach niebytności wybrałam się do Amsterdamu. Mieszkam jedynie o dwie godziny drogi od tego miasta, ale jakoś się nie składało. Ostatnio wpadłam tam w kwietniu 1995 roku (ekhem), a wyprawa odbywała się autostopem. Tak, tak.
Tym razem było zupełnie inaczej, bo miałam konkretny cel: koncert Krystiana Zimermana, mojego pierwszego w życiu crusha.
Od zwycięstwa w Konkursie Chopinowskim w 1975 r. pojawiał się w telewizji, wypełniając swoją grą przerwy między programami. Musiałam go tam zobaczyć jako bardzo mała dziewczynka. Maestro do dziś nie zmienił się zupełnie, jedynie posiwiał i wyhodował sobie zarost.

Fascynował mnie wtedy fortepian, żywa mimika wykonawcy, dramatyczny sposób uderzenia w klawisze. Też tak chciałam grać (nic z tego nigdy nie wyszło).
Bilet kupiłam w styczniu i nie był wcale taki drogi. Droga była cała reszta: hotel, pociąg, jedzenie... Tym niemniej było warto. Maestro zagrał po mistrzowsku: uderzenie miał miękkie, ale zdecydowane. Nokturnów Chopina słuchałam z zamkniętymi oczami - co prawda nie usnęłam, ale przeszłam w stan medytacyjny.
Pytania nawracają. Czy wybitny szopenista, być może najlepszy na świecie, jest artystą, czy wykonawcą tylko? Czy samo wykonanie (w wersji z 22 czerwca 2025 r., z hali koncertowej w Amsterdamie) jest unikatowym dziełem sztuki? Jakie znaczenie ma muzyka? Czy jest nam potrzebna? (Głupie to pytanie). Jak rozpoznać wybitne dzieło i wybitnego wykonawcę? Wybitnego, czyli lepszego niż inni - jakie są kryteria?
Mistrz nie byłby sobą, gdyby nie wypowiedział się wobec nas, publiczności, na tematy bieżące. Stwierdził, że zakup broni nie rozwiąże naszych problemów. Rozwiązaniem jest miłość.
A co poza tym?
Znalazłam Amsterdam bardzo pięknym i zielonym. Roślinność była w fazie maksymalnej bujności. Było też gorąco, bo prawie 30 stopni, przy czym wiatr od morza trochę pomagał.

Poruszałam się tylko w obrębie południowej części miasta, jeżdżąc wygodnie tramwajami. Odwiedziłam Muzeum Królewskie, gdzie wisi kilka Van Goghów i Rembrandtów; znajdziecie też tam piękną kolekcję późnośredniowieczną.

W restauracji serwującej kuchnię północnochińską napiłam się hiszpańskiego tempranillo. To mój ulubiony szczep czerwonego wina.

Chcę tam wrócić w lutym - w znanej mi już sali koncertowej będą grali i śpiewali arie barokowe, dla mnie najpiękniejsze. Bilet już mam.
Jak Zimerman gra Chopina
Sala koncertowa w Amsterdamie