• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Co chce, to robi.

Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.

Kategorie postów

  • literatura i język (45)
  • o sobie (254)
  • studia (26)
  • świat (155)
  • tworzenie (21)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • David Shapiro
    • Wspomnienie poety
  • Literatura
    • KU Leuven (Faculty of Arts)
    • Transpoesie
  • nauka
    • Universite Catholique Louvain
    • Uniwersytet Gandawski
    • WSZiP
  • pomoc
    • Ośrodek dla uchodźców
    • Pomagamy zwierzętom w Belgii
    • Pomagamy zwierzętom w Polsce
  • zdrowie - zespół Ehlersa Danlosa
    • EDS w Belgii
    • EDS w Polsce
    • Zespół Ehlersa Danlosa

Kategoria

świat, strona 11

< 1 2 ... 10 11 12 13 14 ... 30 31 >

Drobinki tygodnia

Czasem zapisuję sobie jakieś poruszające lub efektowne słowa, jakie usłyszę w komunikacji albo w telewizji. Przyklejają mi się do głowy na długie dni, myślę o nich i powtarzam. A czasem zapomnę zapisać i wracają do mnie, waląc mnie w głowę po długich miesiącach, nieoczekiwanie. W każdym razie moje myślenie i pamięć są w dużej mierze werbalne, oparte głównie na tym, co słyszę, czasem na słowie pisanym.

 

W tym tygodniu złapałam parę takich słów, jak formateur - to szef partii, któremu powierzono misję tworzenia rządu - investiture. To nie tak, że słyszałam je po raz pierwszy (rok temu tworzył się rząd hiszpański - gdzie mają investidurę), ale skoro je zapisuję, to znaczy, że są dla mnie ważne.

 

W ubiegłą niedzielę z kolei słuchałam sobie na siłowni pod chmurką audycji o przechodzeniu na emeryturę - inspirowanej rezygnacją z walki o prezydenturę Joe Bidena. Wynika z niej, że Amerykanie pracują, aż padną, to znaczy, do memomentu, gdy zdrowie nie pozwala im już pracować, co jest smutne i pewnie wynika z kalwińskiego etosu bycia użytecznym (bo widomy sukces pokazuje niezbicie, że Bóg nas kocha). Czyli po przejściu na emeryturę w jakimś sensie kończy się świat. I co ciekawe, kobiety znoszą to znacznie lepiej, bo z reguły mają już jakieś pozapracowe życie - i sieć powiązań.

 

Skręcając nowe biurko, słuchałam audycji o pisaniu ód do życia codziennego (no bo oda jest do kogoś lub czegoś - od czasów Pindara). Gość programu sugerował nawet pisanie ody do zaparcia. Śmiała propozycja, ale czemu nie.

 

A kiedy jechałam na zajęcia do ośrodka przejściowego dla uchodźców, słuchałam programu, którego bohater "voice-cloned" samego siebie; flirtując ze sztuczną inteligencją, sklonował swój głos, testując go potem w kontaktach z bankiem czy ubezpieczalnią. Dziennikarz Evan Radcliff przyznaje, że w głos jest wpisana nasza osobowość, tym straszniej brzmi pomysł, że nasz głos można sklonować i niejako eksternalizować samych siebie, tworząc wypowiedzi, których nie jesteśmy autorami. Mam dreszcze, kiedy o tym myślę. Mnie rażą nawet nagrane komunikaty na kolei. Są sztuczne, taktowane, przycięte do potrzeb. Ludzka wypowedź - swobodna - nigdy taka nie jest. Zawiera wahania, przestoje, zmiany wysokości głosu, potknięcia i powtórzenia. Czyli to, co w gruncie rzeczy jest istotą człowieczeństwa - niedoskonałość i nieprzewidywalność.

 

A jeszcze inna audycja z serii Forum traktowała o... kocich matkach. Otóż kandydat Trumpa na wiceprezydenta, J. D. Vance (ale persona! Chłopak z marginesu, self-made man, absolwent Harvarda, autor świetnej książki "Hillbilly Elegy" - "Elegii dla bidoków" - co za cynik!) powiedział, że nieszczęściem USA są bezdzietne kobiety - kocie matki (cat ladies). No i do audycji zadzwwonił oburzony (rozbawiony) słuchacz, protestujący przeciwko pomijaniu cat gentlemen - kocich ojców...

 

Oprócz słuchania postanowiłam też coś obejrzeć i wybrałam się do kina na "Hrabiego Monte Christo". Która to już wersja klasycznej historii - nie wiem, ale ta była bardzo udana. Ma magnetyczny motyw muzyczny i dobrą obsadę, a końcowa scena walki na szpady, doskonale sfilmowana, przywołuje na myśl pojedynek Kmicica z Wołodyjowskim. Uciśniona niewinność, bezpodstawne oskarżenia,  zdrada przyjaciół, utrata wszystkiego - i następujące po tym odrodzenie i chęć rewanżu to motyw znany wielu z nas, i dlatego uniwersalny. Ale zemsta niszczy mściciela, pamiętajcie, nie warto.

 

Film trwał prawie trzy godziny, więc do domu wracałam po północy. Dodatkowe pół godziny zjadła mi jazda niewłaściwym autobusem z przystanku pod kinem - myślałam, że to zastępczy za tramwaj, a to była jedynka zastępująca metro...  A potem szłam sobie prostą drogą te dwa kilometry do domu w W. Z bijącym sercem, w ciemności - latarnie nie świeciły, za to pełnia z kulminacją sprzed dwóch dni jeszcze rozświetlała czyste niebo. Drzewa rzucały cień, śpiewały też świerszcze. Trochę się bałam, trochę cieszyłam tą wyprawą. Na wiadukcie nad autostradą zostałam oślepiona przez samochód - zanim zaklęłam, okazało się, że to patrol policji. W domu byłam o pół do pierwszej; musiałam jeszcze wynieść śmieci.

 

 

Ale jest też smutna okoliczność. Opuścił nas Alain Delon, absolutna gwiazda złotych lat kina francuskojęzycznego ("monstre sacre"), człowiek kontrowersyjny - w pewnym momencie wspierał prawicowy Front Narodowy - ale przy tym prawdziwy koci i psi ojciec. Pamiętam go z kilku filmów, które widziałam w polskiej TV jako dziecko - kino francuskie było tam wtedy mocno obecne. Bałam się jego ponurej twarzy; była dla mnie mroczna i nieszczęśliwa. I tak było. Jako czterolatek wylądował w ochronce katolickiej, potem w rodzinie zastępczej, porzucony przez rozwiedzionych rodziców. Nie trzeba być Zygmuntem F., by zrozumieć, że takich rzeczy rodzice nie powinni robić czterolatkom, bo dzieci nie pozbędą się tego cienia do końca życia. I tak było. "Sombres et solei," "cienie i słońce" (ładnie mówiąc: słońce i mrok) - napisał o jego życiu tygodnik belgijski "Moustique". Był to piękny mężczyzna ("półbóg" wg "Moustique'a", "bóg" albo "Apollo" wg "Le Soir"), bardzo dobry aktor, nie najlepszy ojciec (jednego dziecka nie uznał z przyczyn niewiadomych) i anioł dla bezdomnych zwierząt.

Hrabia Monte Christo

 
24 sierpnia 2024   Dodaj komentarz
o sobie   świat  

Dawno temu i daleko

Dzisiaj urodziny Madonny Ciccone (lat 66, ho, ho). Nie będąc jej fanką, cenię jej hardy charakter i wytrwałość. Wiele lat temu przyjechała do Nowego Jorku z paroma dolarami w kieszeni i... zmieniła historię muzyki pop (której ja niekoniecznie słucham).

 

A tutaj znaczące zdjęcie z mojej wizyty w Nowym Jorku przed ośmiu laty.

 

 
16 sierpnia 2024   Dodaj komentarz
świat  

Komisarz M. się przypomina

- Pochodzę z Anderlecht koło Brukseli. - mówi trzecioplanowa postać z książki Simenona "Maigret w kabarecie".

 

Rano nie miałyśmy w domu internetu, więc sięgnęłam po stary kryminał kurzący się na półce.

 

Zdziwiło mnie, jak małą czcionką był wydrukowany.

 

A dziś minęło 20 lat od teoretycznych urodzin mojej ukochanej kotki, która opuściła nas pięć lat temu.

 

 
15 sierpnia 2024   Dodaj komentarz
o sobie   świat  

Nocna burza

Wczoraj w nocy, a raczej nad ranem, przed czwartą, rozpętała się burza. Prognozy pogody zapowiadały ją wcześniej, około dziesiątej; trochę się spóźniła, ale wreszcie przyszła. Najpierw mruczała, potem odkręcił się kurek z wodą. Czekałam na uderzenie wiatru - bo przed tym najwięcej ostrzegały prognozy. Z tego powodu wcześniej zabezpieczyłam z grubsza doniczki na balkonie, żeby nie spadły na ulicę. Tylko że wiatr nie przyszedł: deszcz szumiał, padając prosto na ziemię. Potem do grzmotów dołączyły jednoczesne błyskawice - burza rozgrywała się dokładnie nad naszymi głowami.

 

Nie mogłam tak od razu beztrosko usnąć, bo pamiętałam burzę z pierwszego sierpnia. A wtedy mieliśmy przedsmak końca świata. Otóż obudził mnie intensywny szum deszczu, nasilający się z sekundy na sekundę. Owszem, grzmiało, ale wśród dźwięków dominował ten uporczywy szum. Zerwałam się z łóżka i podeszłam do okna. Na dole, patrząc z pierwszego piętra, zobaczyłam zupełnie zalaną deszczówką ulicę. Podbiegłam do drugiego okna - i tutaj ulica zalana była pewnie do poziomu kolan; w każdym razie pod wodą znikły studzienki ściekowe.

 

I wtedy usłyszałam bulgotanie dochodzące z jednej z łazienek, zupełnie jakby przez sedes chciał wydostać się gad w typie aligatora. Poczułam mrowienie na plecach i w zasadzie przyznałam się przed samą sobą, że oprócz swoistej fascynacji czuję strach: otóż przez toaletę chciał wedrzeć mi się do mieszkania nadmiar wody wypełniający instalację ściekową. Postanowiłam odciąć mu drogę i spuścić wodę z rezerwuaru oraz zatkać sedes dostępnymi środkami. Szybko sprawdziłam stan drugiej łazienki, gdzie na szczęście nie działo się nic złego. Było jednak jasne, że jeżeli ulewa potrwa dłużej, brudna woda wystąpi z koryta rur odpływu.

 

Moja radość była wielka, kiedy usłyszałam, jak szum deszczu słabnie. Mocno lało jeszcze przez wiele minut, ale najgorsze minęło. Moja rodzina spała kołysana deszczową muzyką, a ja mogłam położyć jeszcze głowę na poduszce, zanim zadzwoni alarm, wysyłający mnie jak co dzień do pracy.

 

Wtedy pomyślałam, że zapewne nasz garaż znalazł się pod wodą, a mamy tam pakunki z nowo zakupionymi meblami. I nagle postanowiłam, że odmawiam dalszego martwienia się i  że nie będę o tym myśleć, bo pakunki sa dla mnie zbyt ciężkie, bym je mogła uratować, a skoro są zalane, to trudno, niewiele da sie teraz zrobić.

 

Potem okazało się, że do garażu woda się nie wdarła, bo znajduje się dobrze nad poziomem ulicy, w odróżnieniu od wielu tradycyjnie tutaj budowanych garaży.

 

Przez cały dzień po mieście kursowała straż, a mieszkańcy w mediach społecznościowych przekazywali sobie informacje o pompach.

 

Takie to było ćwiczenie z końca świata.

 
14 sierpnia 2024   Dodaj komentarz
świat  

Antycyklon

Na niebie ani chmurki, a zatem pojechałam na siłownię. Rowerem syna.

 

Ćwicząc, słuchałam adycji Forum radia KQED poświęconej diwom. Gościni to Deborah Paredes, profesorka pochodzenia meksykańskiego i autorka książki o diwach właśnie.

 

Paredes mówi o diwach, że ewoluowały - albo "divolved" - "diwoluowały"... Cudne słowo. Diwa niewątpliwie pochodzi od bogini.

 

Wczoraj, po finałach siedmioboju, belgijski dziennikarz nazwał boginią (déesse) Nafi Thiam - która zdobyła złoty medal olimpijski po raz trzeci z rzędu. Belgia to mały kraj z dużą potrzebą potwierdzenia swojej wielkości.

 

Mam dwa paszporty i w zwiazku z tym podwójnie zaspokojony apetyt na medale.

 

Forum: American Diva

 
11 sierpnia 2024   Dodaj komentarz
świat   o sobie  
< 1 2 ... 10 11 12 13 14 ... 30 31 >
Albonubes | Blogi