• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Co chce, to robi.

Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.

Kategorie postów

  • literatura i język (45)
  • o sobie (243)
  • studia (26)
  • świat (148)
  • tworzenie (19)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • David Shapiro
    • Wspomnienie poety
  • Literatura
    • KU Leuven (Faculty of Arts)
    • Transpoesie
  • nauka
    • Universite Catholique Louvain
    • Uniwersytet Gandawski
    • WSZiP
  • pomoc
    • Ośrodek dla uchodźców
    • Pomagamy zwierzętom w Belgii
    • Pomagamy zwierzętom w Polsce
  • zdrowie - zespół Ehlersa Danlosa
    • EDS w Belgii
    • EDS w Polsce
    • Zespół Ehlersa Danlosa

Kategoria

O sobie, strona 8

< 1 2 ... 7 8 9 10 11 ... 48 49 >

Rok rozkręca się powoli

Powoli. Za mną pierwszy dzień roboczy. Za mną sobotnie sprzątanie mieszkania, zakupy i tak dalej.

 

Otworzyłam na wieczór butelkę białego wina Marina Alta, rocznik 2024. Ma słodki posmak, choć jest wytrawne, i uderza w nos aromatem pieprzno-wermutowym. Do tego sałatka z krewetek.

 

Cieszmy się tym, co mamy; to się może bardzo szybko zmienić na gorsze.

 

Dziś w Nowym Jorku o 22.00 naszego czasu odbędzie się wieczór poświęcony pamięci Davida Shapiro; właśnie ukazały się jego eseje, ostatnie, pośmiertne dzieło pod wiele mówiącym tytulem "You are the you".

 

Dobrego roku wszystkim dobrym ludziom życzę.

 
04 stycznia 2025   Dodaj komentarz
o sobie  

Do zobaczenia

 

Co można napisać o kończącym się roku? Każdy kolejny jest trudniejszy. W tym roku bardzo zwolniłam: chodzenie, czytanie, pisanie zabiera mi coraz więcej czasu. Ciało nie jest tak sprawne, jak było, a głowa chciałaby ciągle do przodu. Ale rok 2024 nie był zły, wszak żyjemy; nie wybucha nam nic nad głowami, nie świszczą rakiety, w kranie jest woda, w gniazdku prąd, lodówka pełna...

 

Nie napisałam w ciągu tego roku niczego szczególnie twórczego, ale udała mi się jedna konferencja i półtora rozdziału pracy; zawsze to coś.

 

Agresja na świecie kumuluje się i rośnie napięcie. Nie warto włączać telewizora, odradzam. Wojny i konflikty nie znajdują rozwiązania. Taka jest natura ludzka i naiwnością byłoby sądzić, że ludzkość zmierza do ery oświecenia, gdy skończą się wszelkie okrucieństwa i przemoc. Nie zmierza. Pojedynczy człowiek zmierza do dziury w ziemi, natomiast gatunek ludzki - kto wie. W każdym razie nie uczy się w zasadzie niczego. Ratuje nas twórczość, poezja i drobne gesty, w których doszkujemy się sensu. Ja tego nie rozstrzygam - każdy ma swój osobisty sens, nawet tymczasowy. Ja skupiłam się na tym, żeby zobaczyć sens w pracy z uchodźcami z Bliskiego Wschodu, Ukrainy, Kolumbii, Wenezueli... To skromne czasowo doświadczenie pozwala mi z całą ostrością dojrzeć, że mieszkam w najlepszym miejscu na świecie, w Europie.

 

A co ze mną, Albonubes-człowiekiem? Zostałam w tym roku matką dorosłego dziecka, zatem - biologicznie - moja rola się skończyła. Jeżeli teraz żyję, to przede wszystkim dla siebie. Dlatego składając sobie egoistyczne życzenia, życzę sobie spokoju. I zasobów, żeby mi starczało. Cierpliwości, pieniędzy, sił. I Tobie, Czytelniku.

 
31 grudnia 2024   Dodaj komentarz
o sobie  

Zima, znowu

Od soboty mamy zimę, taką astronomiczną. Tradycyjnie nastąpiła w związku z tym zmiana pogody. Kiedy wczoraj jechałam na siłownię pod chmurką, zlał mnie zimowy deszcz. Potem wyszło słońce, a gdy wracałam rowerem do domu, zsiekł mnie padający z czarnej chmury grad. Taka to zima, na śnieg nie liczę.

 

Nie wiem, czy jeszcze tu zajrzę przed 2025. Mam kupę roboty i żadnej ochoty.

 
23 grudnia 2024   Dodaj komentarz
o sobie  

Powrót na Północ

Tydzień po wyjeździe na północ Belgii wyruszyłam na południe Europy. A po sześciu dniach wróciłam na północ Europy. I dalej tu jestem.

 

Wysepka i zatoczka

 

To lokalne nazwy przystanków tramwaju - La Isleta oraz Albufereta. Obie prowadzą na plażę, znaną mi od lat.

 

Strażnik La Islety - od lat

 

Czyli powtórzyłam szaleństwo (finansowe, bo tanio nie jest) wycieczki sprzed roku i poleciałam do Alicante; jednak człowiek potrzebuje słońca.

 

Przystanek tramwajowy La Isleta widziany z góry nocą

 

Wynajęłam sobie airbnb: mieszkanko na jedenastym piętrze wieżowca - z olśniewającym widokiem na morze, w pobliżu przystanku La Isleta. Ten widok zmieniał się zależnie od pogody i pory dnia, a morze ujawniało swoje zielone płycizny i błękitne głębie.

 

 

Pojechałam, żeby oderwać się od codzienności i trochę odsapnąć. Choć zabrałam ze sobą robotę, kurs językowy i kurs robienia prezentacji (nie cierpię PowerPointa, ale czasem trzeba, więc chciałam dowiedzieć się, jak). Wszystko to spakowałam. Dorzuciwszy też parę ubrań, w tym gruby dres, jako że rok tem bardzo zmarzłam w hotelu bez ogrzewania.

 

Nowa ławeczka na Albuferecie, a jaki piękny kolor

 

Tak się składa, że w Mieście Słońca czuję się jak w domu, bo i znam je od lat. Jest mi dobrze, nie spieszę się i nie mam do siebie pretensji, że nie nadążam. Lubię jeździć tramwajami i autobusami też. Lubię usiąść pod palmą. Z jakiegoś ezoterycznego powodu lubię przebywać na półkuli zachodniej.

 

W pierwszą noc po przyjeździe (lot był dobry) przespałam dziesięć godzin; było mi to potrzebne, podobnie, jak wylegiwanie się w wannie. Elektryczny bojler miał niewielką pojemność, więc dolewałam wody ugotowanej w czajniku, ale to nic.

 

Mój blok miał regulamin wewnętrzny

 

W zasadzie nie zrobiłam wiele: poszłam na zakupy do niezawodnej Mercadony, wyszłam dwa razy na kolację, wypiłam dobre białe wino Marina Alta (rocznik 2023), pojechałam na odległy przystanek, a potem szłam wzdłuż plaży, starając się oddychać i nie myśleć za dużo.

 

 To nie Fiji - widok w stronę EL Campello

 

Rano i wieczorem brodziłam w morzu na ulubionej plaży Albufereta. Morze miało jakieś siedemnaście stopni, praktycznie tyle, co powietrze. Można by się nawet w nim zanurzyć.

 

Muchavista w tym roku szmaragdowa

 

Było kilku śmiałków. Była pani medytująca na piasku. Była też inna, opalająca się topless. Pojedyncze osoby, bez typowych dla lata tłumów.

 

 Pochmurne niebo nad Albuferetą

 

Wstąpiłam do sklepu klubu piłkarskiego Hercules C.F., mieszczącego się przy znanym nam już stadionie Jose Rico Pereza, żeby kupić Jotowi bluzę, a wyszłam jeszcze z kompletem treningowym. Niebieskie, czerwone, czarne - Jot się bardzo ucieszył, czyli było warto.

 

 

Co do wydarzeń kulturalnych - nie poszłam na spotkanie autorskie z pisarką, choć przelotnie chciałam, za to odwiedziłam muzeum Mubag. W zeszłym roku obejrzałam tam wystawę grafik Dalego; w tym roku czekała mnie duża wystawa malarstwa Juana Navarro Ramóna. Navarro urodził się w pobliskiej Altei; w późniejszych latach działał głownie we Francji, kolegując się z Picassem i wielu innymi. Na koniec wrócił do Hiszpanii, do Barcelony. Ta wystawa nazywa się "Mujeres" - "Kobiety". Starsze obrazy są pełne (so)czystych kolorów, a malarzowi pozuje głównie jego żona. W późniejszym okresie Navarro staje się abstrakcjonistą, postaci kobiet ewoluują i stają moim zdaniem co nieco alegoryczne.

Mujeres

 

Jeżdżąc komunikacją miejską (a jest ona świetna i tania), nasłuchałam się, jak zawsze, rozmaitych rozmów, które wywarły na mnie wrażenie. Pewna pani w tramwaju, przez telefon powtarzała, że wszyscy jesteśmy równi. Todos somos iguales. Tak, wbiło mi się to w pamięć. W innym tramwaju byłam świadkinią dialogu między starszą, drobną panią, a młodą dziewczyną, zapewne z Ameryki Południowej. Starsza Hiszpanka powtarzała, że kobieta musi pracować (fuera, poza domem), że musi mieć swoje pieniądze, że musi pracować gdziekolwiek, żeby być niezależną. Że ona to zrozumiała, choć jej rodzice, inaczej niż dla jej braci, nie przewidzieli dla niej możliwości studiowania. Młoda rozmówczyni powiedziała, że jest bez dokumentów (sin papeles), na co starsza pani odparła, że dobre byłoby nawet sprzątanie w warsztatach samochodowych, zanim się zdobędzie dokumenty.

 

Miała rację, tak. Panią być, czyli mieć pieniądze.

 

Domowe spaghetti z widokiem

 

Jako że jestem niemal stąd, pytają mnie czasem o drogę. Tym razem starsi państwo ("pani stąd?") pytali o Mercado Central, z którego wyszłam chwilę wcześniej z zakupioną kawą Barrocco. - Prosto i w prawo, to niedaleko - odpowiedział mój język, zanim pomyślała głowa. Niezbadane są ścieżki neurolingwistyczne.

 

 Mercado Central gotowy na święta

 

Nie chciało mi się wracać do domu, ale przecież trzeba, a zresztą najlepszą częścią podróży jest właśnie powrót. Nałapałam słonka, co jest niezbędne dla duszy; wróciłam do deszczu i zimna - było 4 stopnie Celsjusza. W grudniu Belgia miała zaszczyt dostać jedynie sześć godzin słoneczka.

 

Opuściłam mieszkanie na jedenastym piętrze, zapomniawszy o saszetce na drobiazgi, którą przed laty zrobił dla mnie mój synek Jot. Może odeśle mi ją właścicielka mieszkania.

 

Dres okazał się niepotrzebny, było mi ciepło. Pogoda była dla mnie miła, choć dwa dni pochmurne pokropiły mnie nawet przelotnym deszczem (pięć kropli na nos...).

 

Dzień się kończy na Albuferecie

 

 I noc tamże

 

(Muszę dodać, że fascynująco wyglądały chmury widziane z samolotu, dwukrotnie. Wydawało się, że to śnieg, całe góry śniegu, po których jakiś olbrzym jeździł na nartach. Widoczne też były z góry odciski ogromnych ptasich łap. To oczywiście tylko moja wyobrażnia, ale... Pireneje w ciągu sześciu dni, jakie dzieliły moje podróże, pokryły się rzeczywiście śniegiem).

Ta wyprawa to był prezent dla siebie samej na święta i koniec roku. Rok 2024 był bardzo trudny i wyczerpał mnie fizycznie; nie zapłacił mi za wysiłki i nie głaskał po głowie.

 

Niech 2025 będzie dla mnie i dla Ciebie, Czytelniku, czasem wytchnienia, gdy wszystko będzie przychodzić lekko i bez przekraczania siebie. I niech świat będzie dla nas łaskawy.

 
21 grudnia 2024   Dodaj komentarz
o sobie   świat  

Północ i morze

Wcześnie rano wsiadłam w bekapes linii DeLijn i pojechałam do pięknego Louvain na coroczne sympozjum flamandzkich literaturoznawców. Nie jestem członkinią, ale uznałam, że konferencja (dla mnie pierwsza) będzie dobrą okazją do postarania się o publikację artykułu. Prezentację tworzyłam od lipca, po kawałeczku i w sumie dzień przed konferencją doszłam do wniosku, że jestem w lesie, nic nie ma sensu i pocomitobyło. Ale pojechałam.

 

Już przy porannej kawie okazało się, że wśród uczestników (a raczej pięknych, młodych uczestniczek) są osoby, ktore mnie kojarzą (skąd???) i pamietają, że piszę o literaturze amerykańskiej (ratunku, ja z kolei niczego nie pamiętam i do niczego się nie przyznaję!). Sympozjum jest organizowane głównie dla młodych akademików, więc na ich tle czułam się jak dinozaur, chociaż z tych mniejszych.

 

Sympozjum

 

Pierwszy wykład odbył się online, bo prelegentka nie dojechała ze względu ma strajk Deutsche Bahne. Za to główna spikerka była na miejscu i miała fantastyczne wystąpienie ozdobione wybuchami śmiechu: Kiene (Catherine) Brillenburg Wurth z Holandii opowiadała o palimpsestach w eksperymentalnej poezji kobiecej. A po drodze mówiła o Dao (Tao) i zen, o poezji/filozofii śmieci, niecnierobienia (braku skupienia). Co pośrednio łączy się z poezją mojego poety, Davida Shapiro, który szczególnie w latach dziewięćdziesiątych zainspirowany był Wang Weiem, co odbiło się poetyckim echem w tomiku "Za zagubionym oryginałem".

 

A potem odbyła się część praktyczna, gdzie prezentowaliśmy swoje badania; ja jako ostatnia. Na sesję wpadł, co prawda zapowiedziany, mój promotor, co mnie dodatkowo zestresowało. Od kilku dni noszę nowego smartwatcha i śledzę skoki tętna; w sumie stresuje mnie to jeszcze bardziej. Pierwsze wystąpienie bardzo młodego człowieka dotyczyło książki pt. "Lenny", w której rozwiązania typograficzne zależą od mówiącej właśnie postaci i treści, jaką komunikuje, i skutkują synestezjami. Potem pani z Serbii opowiadała o pewnym mocno eksperymentalnym poecie, którego natchnęła tak Gertrude Stein, jak i John Ashbery.

 

I wtedy weszłam ja, z Ashberym między innymi.

 

Kiedy już wymęczyłam swój tekst i przeleciałam krótką prezentację, okazało się, że mnie słuchano, i że dostałam wiele pytań, które o tym świadczyły. I trwały jeszcze po tym, jak skończyliśmy sesję. A potem jeszcze na LinkedInie! Bardzo jestem z tego zadowolona; po to jest poezja, żeby poruszała.

 

A potem zakończyłam swój udział w sympozjum, żeby złapać pociąg do Ostendy.

 

Dojechałam już po zmroku, zameldowałam się w hotelu i postanowiłam ochłonąć.

 

 
30 listopada 2024   Dodaj komentarz
o sobie   literatura i język  
< 1 2 ... 7 8 9 10 11 ... 48 49 >
Albonubes | Blogi