Po raz kolejny
Osiągnęłam dno fizyczne. Padam ze zmęczenia. Dlatego też jestem już pod kołdrą (gdy Jot u kolegi), może usnę i obudzę się lepsza. Love.
Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.
Osiągnęłam dno fizyczne. Padam ze zmęczenia. Dlatego też jestem już pod kołdrą (gdy Jot u kolegi), może usnę i obudzę się lepsza. Love.
"Dla nikogo nie jestem osobą pierwszą", pisał poeta Miron w dzienniku (tajnym).
Ja mam wrażenie, że nie jestem już dla nikogo ważna po tym, jak spełniłam swoją biologiczną rolę. Myślałam, że mam z kimś porozumienie, ale być może się myliłam. Jasne, powinnam być pierwsza dla siebie, ale czy jestem...
Kilka tygodni temu wracałam z ośrodka dla uchodźców, stałam na przystanku. I wtedy ze studzienki ściekowej z drugiej, dalszej strony jezdni wyszedł ogromny szczur. Przeszedł na drugą stronę jezdni, tę bliższą mnie, i spojrzał mi w oczy, stając na tylnych łapkach. Nawiązaliśmy porozumienie - takie, jak tylko dwa ssaki mogą nawiązać. Patrząc sobie w oczy. Odwrócił się i uciekł, znikając w kratce ściekowej.
W czwartek się przepracowałam. Poproszona, zaoferowałam komuś pomoc, co skończyło się po dwóch godzinach z okładem. Odmeldowałam się o dwudziestej. Przekroczyłam granice swojej wytrzymałości i odchorowałam to - byłam klapnięta prze cały piątek.
Nie chcę tak więcej robić, bo było to dalekie od terminu "zrównoważone". Co oznacza, że nie można tak ciągnąć.
Coraz częściej je widuję. Na początku lutego, kiedy odwiedziła mnie Ka., drogę przebiegł nam lisi rudzielec, uciekający w pola. Potem, kiedy jechałam tramwajem, którego tor wiedzie przez swoisty wąwóz, na którego ścianach widać wśród rzadkich drzew niejedną lisią norę, widziałam, jak taki rudzielec właził do swojego domku w środku dnia.
Lubię tramwaje, tyle obserwacji można w nich poczynić. Tydzień temu, kiedy jechałam do centrum handlowego, do tramwaju wszedł młodzieniec w typie Boba Marleya, urody uderzająco niezwykłej. Którą ukrywał trochę, gapiąc się w telefon.
Podobnego młodzieńca, choć o jaśniejszej cerze, spotkałam wczoraj w sklepie, gdzie zwykle kupuję litrowe jogurty. Siedział w sąsiedniej kasie. W ogóle - wszyscy tacy piękni i bezczelnie młodzi tej wiosny.
W tym tygodniu szłam sobie do centrum na piechotę i obserwowałam rejestracje samochodów. Były imponujące jako logiczny ciąg, bo wyglądały tak: LUJ (czyli niechlujny odpad), FEO (brzydki), FUJ (wiadomo) i wreszcie FSB (takie czasy!). Co za seria. Z drugiej strony - ja wszędzie widzę znaki.
Dziś Ziemia dla mnie obróciła się po raz kolejny i weszłam w pięćdziesiąty drugi rok życia. Nie sądziłam, że aż tyle uda mi się zapisać w moim dzienniku podróży. Uważam to za osiągnięcie, zwłaszcza że wewnętrznie mam lat pięć albo maksymalnie dziewiętnaście.
Życzę sobie zdrowia i mnóstwa pieniędzy.
Zakończyłam wczoraj uczestnictwo w egzaminach zewnętrznych - i to na dłuższy czas, może na zawsze. Nie chce mi się wyrzucać energii w błoto, przeżywać napięcia i stresu, które raczej nie przyniosą - jako niby inwestycja - większego efektu. Bo w moim wieku długo trwa regeneracja, więc czasem żałuję, że czegoś się podjęłam. No ale zrobiłam, co obiecałam.
Jutro sobie będę powolutku robić sobotnie rzeczy, a w niedzielę - niedzielne. A teraz odpoczywam pod kocem i kołdrą, sącząc białe hiszpańskie wino.
Ach, i jeszcze: dziś zaćmienie księżyca, i nawet widać jego tarczę u nas, znaczy nie pada.