• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Co chce, to robi.

Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.

Kategorie postów

  • literatura i język (45)
  • o sobie (254)
  • studia (26)
  • świat (155)
  • tworzenie (21)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • David Shapiro
    • Wspomnienie poety
  • Literatura
    • KU Leuven (Faculty of Arts)
    • Transpoesie
  • nauka
    • Universite Catholique Louvain
    • Uniwersytet Gandawski
    • WSZiP
  • pomoc
    • Ośrodek dla uchodźców
    • Pomagamy zwierzętom w Belgii
    • Pomagamy zwierzętom w Polsce
  • zdrowie - zespół Ehlersa Danlosa
    • EDS w Belgii
    • EDS w Polsce
    • Zespół Ehlersa Danlosa

Kategoria

O sobie, strona 11

< 1 2 ... 10 11 12 13 14 ... 50 51 >

Północ i morze

Wcześnie rano wsiadłam w bekapes linii DeLijn i pojechałam do pięknego Louvain na coroczne sympozjum flamandzkich literaturoznawców. Nie jestem członkinią, ale uznałam, że konferencja (dla mnie pierwsza) będzie dobrą okazją do postarania się o publikację artykułu. Prezentację tworzyłam od lipca, po kawałeczku i w sumie dzień przed konferencją doszłam do wniosku, że jestem w lesie, nic nie ma sensu i pocomitobyło. Ale pojechałam.

 

Już przy porannej kawie okazało się, że wśród uczestników (a raczej pięknych, młodych uczestniczek) są osoby, ktore mnie kojarzą (skąd???) i pamietają, że piszę o literaturze amerykańskiej (ratunku, ja z kolei niczego nie pamiętam i do niczego się nie przyznaję!). Sympozjum jest organizowane głównie dla młodych akademików, więc na ich tle czułam się jak dinozaur, chociaż z tych mniejszych.

 

Sympozjum

 

Pierwszy wykład odbył się online, bo prelegentka nie dojechała ze względu ma strajk Deutsche Bahne. Za to główna spikerka była na miejscu i miała fantastyczne wystąpienie ozdobione wybuchami śmiechu: Kiene (Catherine) Brillenburg Wurth z Holandii opowiadała o palimpsestach w eksperymentalnej poezji kobiecej. A po drodze mówiła o Dao (Tao) i zen, o poezji/filozofii śmieci, niecnierobienia (braku skupienia). Co pośrednio łączy się z poezją mojego poety, Davida Shapiro, który szczególnie w latach dziewięćdziesiątych zainspirowany był Wang Weiem, co odbiło się poetyckim echem w tomiku "Za zagubionym oryginałem".

 

A potem odbyła się część praktyczna, gdzie prezentowaliśmy swoje badania; ja jako ostatnia. Na sesję wpadł, co prawda zapowiedziany, mój promotor, co mnie dodatkowo zestresowało. Od kilku dni noszę nowego smartwatcha i śledzę skoki tętna; w sumie stresuje mnie to jeszcze bardziej. Pierwsze wystąpienie bardzo młodego człowieka dotyczyło książki pt. "Lenny", w której rozwiązania typograficzne zależą od mówiącej właśnie postaci i treści, jaką komunikuje, i skutkują synestezjami. Potem pani z Serbii opowiadała o pewnym mocno eksperymentalnym poecie, którego natchnęła tak Gertrude Stein, jak i John Ashbery.

 

I wtedy weszłam ja, z Ashberym między innymi.

 

Kiedy już wymęczyłam swój tekst i przeleciałam krótką prezentację, okazało się, że mnie słuchano, i że dostałam wiele pytań, które o tym świadczyły. I trwały jeszcze po tym, jak skończyliśmy sesję. A potem jeszcze na LinkedInie! Bardzo jestem z tego zadowolona; po to jest poezja, żeby poruszała.

 

A potem zakończyłam swój udział w sympozjum, żeby złapać pociąg do Ostendy.

 

Dojechałam już po zmroku, zameldowałam się w hotelu i postanowiłam ochłonąć.

 

 
30 listopada 2024   Dodaj komentarz
o sobie   literatura i język  

W poszukiwaniu zaginionej kawy

W środę poczułam się odmłodzona, a zaraz potem strasznie stara. Zadzwoniono do mnie bowiem ze Sztabu Generalnego (czytaj z biura dyrektora) z prośbą-poleceniem, abym odnalazła zaginioną kawę. Otóż biuro dyr. zamówiło kawę i przekąski, które nie dotarły do sali zebrań mieszczącej się w moim bdynku; gdzie mogły być?

Natychmiast poczułam się o dziesięć lat młodsza, ponieważ dziesięć lat wcześniej moja praca polegała w dużym stopniu na dystrybucji napojów i przekąsek wśród ekspertów europejskich; z dużą ulgą zmieniłam pracę na taką, w której używam raczej mózgu. Wszelako tropienie zaginionych przekąsek wymaga sporego sprytu. Biuro dyrekcji podało mi domniemany adres, pod którym znajdowała się zaginiona kawa z przekąskami; obiecałam je prędko odzyskać.

W rzeczywistości chodziło o sprawdzenie lokalu naprzeciwko. Popędziłam tam bez kurtki; deszcz mżył, nawet nie padał. Wpadłam i wyjaśniłam panu strażnikowi, czego szukam. Był bardzo przejęty. Sprawdziliśmy dwa miejsca, gdzie mogły być przekąski. – Ja pani pokażę, gdzie jest kawiarnia – obiecał z emfazą i powiódł mnie schodami na pierwsze piętro. Gdzie zgodnie zobaczyliśmy, że zagubiona kawa i przekąski czekają. – Proszę zabrać, ile pani może. Proszę się nie spieszyć. A votre aise – mówił przejęty.

Doręczyłam pierwszą część zamówienia (papierowe kubki, sztućce, serwetki) i wróciłam z australijską koleżanką po (cięższą) resztę. Panowie (obaj młodzi, piękni z Afryki Północnej) rzucili się ponownie na pomoc, otworzyli mi drzwi „techniczne”, życzyli wszelakiego powodzenia.

Kiedy wszystko już dotarło na miejsce, mogłam odetchnąć i usiąść ponownie za biurkiem, zrozumiałam w czym rzecz, i od razu poczułam się staro. Chodzi o to, że panowie z recepcji przejęli się moją sytuacją tak mocno, bo skojarzyłam się im z ich matką, zaś arabska matka to najwyższa instancja i należy jej słuchać.

Obawiam się, że mogę być jeszcze starsza, bo przecież nawet mama Mbappe jest młodsza ode mnie.

 

 

 
30 listopada 2024   Dodaj komentarz
o sobie  

Poezja

Czytanie poezji nie jest przymusowe. Niekoniecznie też jest przyjemne. Taki Ashbery na przykład (amerykański poeta) bywa dolegliwy. Jest bowiem poetą chaosu werbalnego, w którym niezaprawiony czytelnik się gubi - chociaż sam poeta wedle swoich zasad nad nim panuje.

 

Jak już wcześniej przyznawałam, dla mnie poetą pierwszego wyboru był zawsze Białoszewski. Zawsze - od tej piątej klasy, gdy się poznawało "Szarąnagąjamę", potem świadomie w liceum i dalej. Nie mogłam się nadziwić, że w środku tej poezji byłam po prostu ja, że jej podmiot był mną. Tak mi to przypasowało. Jasna rzecz, nie wszystko i nie zawsze, ale na poziomie filiozofii słowa, filozofii bytu ta poezja jest mi najbliższa.

 
25 listopada 2024   Dodaj komentarz
o sobie   literatura i język  

Sobotnie łazikowanie zakupowe

Nie miałam siły, żeby w chłodną pogodę iść te dwa kilometry do centrum; wsiadłam w tramwaj. Czekając na przystanku zauważam, że pobliska restauracyjka zmieniła wlaściciela i będzie teraz serwować dania indonezyjskie (nie wiem, co to oznacza, bo nie znam tej kuchni). W piątki po południu przyjeżdża tu foodtruck pewnego Anglika, którego rybę z frytkami jadłam w pracy, bo na zamówienie podjechał na E. Dlatego pewnie się skuszę na flądrę z Dover w pewien piątek.

 

Na miejscu zrobiłam zakupy spożywcze tak ciężkie, aż mi się wyciągnęły ręce do samej ziemi. W sklepie ex-M. (jaką ma teraz nazwę staram się nie wiedzieć - wiem, że przejęła go sieć C.). Ustawiłam się w kolejce A, a potem przeskoczyłam do kolejki B (przeliczyłam się - była wolniejsza). Byłam zaledwie druga w tej kolejce, ale pani przede mną nakupiła produktów za sto euro i bardzo opieszale pakowała je do toreb. Pan kasjer o wyglądzie kogoś z Afryki Północnej nie był klasycznie przystojny, ale miał oryginalną urodę, no i młodość. Był też ponadprzeciętnie uprzejmy. Dlatego też zakupy w sumie uważam za udane.

 

Od dziesięciu dni zbieram się, żeby opisać wieczór z kolumbijskim pisarzem w Instytucie Cervantesa. Może uda mi się jutro.

 

 
23 listopada 2024   Dodaj komentarz
o sobie   świat  

Prognoza i rzeczywistość

Dziś prognoza pogody i to, co za oknem, rozjechało się dość znacząco. Po raz pierwszy od dwóch tygodni zebrałam się do wyjścia na siłownię pod chmurką, sprawdziwszy w Accuweather, co mnie czeka. Bo tak naprawdę chciałam się wygrzać - w pracy mam zimno i potrzebowałam ciepła, żeby naładować baterie. Ale potrzeba ruchu jest nadrzędna wobec potrzeby zawinięcia się w koc, zatem wyszłam.

 

Kiedy otworzyła się brama garażu, na głowę i rower polało mi się rzęsiście. Deszcz! Powahawszy się trochę, pojechałam poćwiczyć.

 

Droga jest taka: pod górkę - lekko z górki - ostro pod górkę. Idealnie, ponieważ wracając z siłowni napotka się mniejszy opór. Ale dlaczego w niedzielne popołudnie ulicami jeżdzi tyle samochodów? Trochę się zawsze boję, kiedy mnie wyprzedzają (co od kilku tygodni jest w mojej gminie zabronione).

 

Złota jesień ustąpiła zgniłej; łąka pokryta jest opadłymi liścmi. Ćwiczenie w deszczu jest takie samo, jak podczas suchej pogdy, z tym że jest mokro w tyłek, a ręce ślizgają się na uchwytach urządzeń. Po pół godzinie od wilgoci ścierpły mi palce.

 

Jak zwykle słuchałam podkastów: K3 Dariusza Bugalskiego i Forum z KQED. Bugalski rozmawiał o uprawianiu midnfulness w walce z bólem, a na Forum wystąpił raper Lyrics Born (wcale nie jest czarny!), mówiący o tym, że rap łączy to, co wysokie i niskie, i dlatego jest to sztuka typu "dla każdego coś miłego".

 

Boli mnie wszystko, więc nie wiem, czy mindfulness coś by dało.

 

Najprzyjemniej jest wracać do domu, do ciepła, żeby wytrzeć łeb ręcznikiem i zrobić sobie gorąca herbatę.

 

A teraz jestem po obiedzie, zjadłam ciasto, popijam czerwone wino. Trzeba się tym cieszyć.

 

Bo myślę sobie, że nikomu nie jestem już potrzebna. Jot jest dorosły i prawie samodzielny. W pracy łatwo by było mnie zastąpić. Koty nie zauważyłyby różnicy.

 

Czyli liczę się tylko sama dla siebie. Dlatego okrywam się wełnianym kocem i zagryzam ciastem czerwone wino.

 
17 listopada 2024   Dodaj komentarz
o sobie  
< 1 2 ... 10 11 12 13 14 ... 50 51 >
Albonubes | Blogi