• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Co chce, to robi.

Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.

Kategorie postów

  • literatura i język (45)
  • o sobie (243)
  • studia (26)
  • świat (148)
  • tworzenie (19)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • David Shapiro
    • Wspomnienie poety
  • Literatura
    • KU Leuven (Faculty of Arts)
    • Transpoesie
  • nauka
    • Universite Catholique Louvain
    • Uniwersytet Gandawski
    • WSZiP
  • pomoc
    • Ośrodek dla uchodźców
    • Pomagamy zwierzętom w Belgii
    • Pomagamy zwierzętom w Polsce
  • zdrowie - zespół Ehlersa Danlosa
    • EDS w Belgii
    • EDS w Polsce
    • Zespół Ehlersa Danlosa

Kategoria

O sobie, strona 11

< 1 2 ... 10 11 12 13 14 ... 48 49 >

Sobą być

Powstaje pytanie, czy ja pięćdziesięcioletnia jestem tą samą osobą, co ja dwudziestoletnia.

 

Co do zasady - tak. Czas mnie względnie oszczędza, więc nawet wyglądam podobnie. Ale w środku siedzi ktoś trochę inny.

 

Zawsze byłam wysokoreaktywna, bo mam system nerwowy w formie kabla bez osłonki. Ale dziś reaguję wolniej i słabiej, bo raz - nauczyłam się powściągać odpowiedzi na bodziec, dwa - o wiele wolniej przetwarzam to, co do mnie dociera poprzez oczy czy uszy. Co w sumie wychodzi mi na dobre.

 

Poziom energii szoruje na dnie, ale też nauczyłam się ją wydatkować na rzeczy istotne.

 

I tak, chciałabym mieć znowu trzydzieści lat.

 

 
29 września 2024   Dodaj komentarz
o sobie  

Końcówka

Dziś ostatni dzień urlopu, więc staram się nacieszyć na zapas. Co jest niemożliwe.

 

Jot poszedł na uniwersytet - po raz pierwszy na prawdziwe  zajęcia. W nocy śnił mi się mały lisek pod krawatem, który udaje się na wyprawę. Dzisiaj mamy strajk komunikacji, więc ten sen był bardzo au courant: Jot część drogi musiał przebyć pieszo. Potem wsiadł w tramwaj.

 

Natomiast Jo. wraca z Bałkanów z przesiadką w Wiedniu. Wiedeń jest częściowo zalany i wiele samolotów ma duże opóźnienie, myślę, że Jo. dotrze do domu później, niż planowała. Oboje powinni być około dziewiątej wieczorem; zaczynam wątpić, czy to realistyczne.

 

Poproszę jakieś dobre wiadomości. Bardzo proszę wszechświat.

 
16 września 2024   Dodaj komentarz
o sobie  

Powoli

Próbuję odsypiać - na wakacjach zrywałam się wczesnie, potem szłam poleżeć do wanny... Budzą mnie teraz hałasy z ulicy, rozmaite whatsappy, tyle osób nagle mnie potrzebuje.

 

Jak się ogarnę, opublikuję pamiętnik wakacyjny.

 

Jo. jest tymczasem w Bośni i bardzo intensywnie korzysta. Przez pięć lat nie wyjeżdżała, więc musi nadrobić.

 
12 września 2024   Dodaj komentarz
o sobie  

Drobinki tygodnia

Czasem zapisuję sobie jakieś poruszające lub efektowne słowa, jakie usłyszę w komunikacji albo w telewizji. Przyklejają mi się do głowy na długie dni, myślę o nich i powtarzam. A czasem zapomnę zapisać i wracają do mnie, waląc mnie w głowę po długich miesiącach, nieoczekiwanie. W każdym razie moje myślenie i pamięć są w dużej mierze werbalne, oparte głównie na tym, co słyszę, czasem na słowie pisanym.

 

W tym tygodniu złapałam parę takich słów, jak formateur - to szef partii, któremu powierzono misję tworzenia rządu - investiture. To nie tak, że słyszałam je po raz pierwszy (rok temu tworzył się rząd hiszpański - gdzie mają investidurę), ale skoro je zapisuję, to znaczy, że są dla mnie ważne.

 

W ubiegłą niedzielę z kolei słuchałam sobie na siłowni pod chmurką audycji o przechodzeniu na emeryturę - inspirowanej rezygnacją z walki o prezydenturę Joe Bidena. Wynika z niej, że Amerykanie pracują, aż padną, to znaczy, do memomentu, gdy zdrowie nie pozwala im już pracować, co jest smutne i pewnie wynika z kalwińskiego etosu bycia użytecznym (bo widomy sukces pokazuje niezbicie, że Bóg nas kocha). Czyli po przejściu na emeryturę w jakimś sensie kończy się świat. I co ciekawe, kobiety znoszą to znacznie lepiej, bo z reguły mają już jakieś pozapracowe życie - i sieć powiązań.

 

Skręcając nowe biurko, słuchałam audycji o pisaniu ód do życia codziennego (no bo oda jest do kogoś lub czegoś - od czasów Pindara). Gość programu sugerował nawet pisanie ody do zaparcia. Śmiała propozycja, ale czemu nie.

 

A kiedy jechałam na zajęcia do ośrodka przejściowego dla uchodźców, słuchałam programu, którego bohater "voice-cloned" samego siebie; flirtując ze sztuczną inteligencją, sklonował swój głos, testując go potem w kontaktach z bankiem czy ubezpieczalnią. Dziennikarz Evan Radcliff przyznaje, że w głos jest wpisana nasza osobowość, tym straszniej brzmi pomysł, że nasz głos można sklonować i niejako eksternalizować samych siebie, tworząc wypowiedzi, których nie jesteśmy autorami. Mam dreszcze, kiedy o tym myślę. Mnie rażą nawet nagrane komunikaty na kolei. Są sztuczne, taktowane, przycięte do potrzeb. Ludzka wypowedź - swobodna - nigdy taka nie jest. Zawiera wahania, przestoje, zmiany wysokości głosu, potknięcia i powtórzenia. Czyli to, co w gruncie rzeczy jest istotą człowieczeństwa - niedoskonałość i nieprzewidywalność.

 

A jeszcze inna audycja z serii Forum traktowała o... kocich matkach. Otóż kandydat Trumpa na wiceprezydenta, J. D. Vance (ale persona! Chłopak z marginesu, self-made man, absolwent Harvarda, autor świetnej książki "Hillbilly Elegy" - "Elegii dla bidoków" - co za cynik!) powiedział, że nieszczęściem USA są bezdzietne kobiety - kocie matki (cat ladies). No i do audycji zadzwwonił oburzony (rozbawiony) słuchacz, protestujący przeciwko pomijaniu cat gentlemen - kocich ojców...

 

Oprócz słuchania postanowiłam też coś obejrzeć i wybrałam się do kina na "Hrabiego Monte Christo". Która to już wersja klasycznej historii - nie wiem, ale ta była bardzo udana. Ma magnetyczny motyw muzyczny i dobrą obsadę, a końcowa scena walki na szpady, doskonale sfilmowana, przywołuje na myśl pojedynek Kmicica z Wołodyjowskim. Uciśniona niewinność, bezpodstawne oskarżenia,  zdrada przyjaciół, utrata wszystkiego - i następujące po tym odrodzenie i chęć rewanżu to motyw znany wielu z nas, i dlatego uniwersalny. Ale zemsta niszczy mściciela, pamiętajcie, nie warto.

 

Film trwał prawie trzy godziny, więc do domu wracałam po północy. Dodatkowe pół godziny zjadła mi jazda niewłaściwym autobusem z przystanku pod kinem - myślałam, że to zastępczy za tramwaj, a to była jedynka zastępująca metro...  A potem szłam sobie prostą drogą te dwa kilometry do domu w W. Z bijącym sercem, w ciemności - latarnie nie świeciły, za to pełnia z kulminacją sprzed dwóch dni jeszcze rozświetlała czyste niebo. Drzewa rzucały cień, śpiewały też świerszcze. Trochę się bałam, trochę cieszyłam tą wyprawą. Na wiadukcie nad autostradą zostałam oślepiona przez samochód - zanim zaklęłam, okazało się, że to patrol policji. W domu byłam o pół do pierwszej; musiałam jeszcze wynieść śmieci.

 

 

Ale jest też smutna okoliczność. Opuścił nas Alain Delon, absolutna gwiazda złotych lat kina francuskojęzycznego ("monstre sacre"), człowiek kontrowersyjny - w pewnym momencie wspierał prawicowy Front Narodowy - ale przy tym prawdziwy koci i psi ojciec. Pamiętam go z kilku filmów, które widziałam w polskiej TV jako dziecko - kino francuskie było tam wtedy mocno obecne. Bałam się jego ponurej twarzy; była dla mnie mroczna i nieszczęśliwa. I tak było. Jako czterolatek wylądował w ochronce katolickiej, potem w rodzinie zastępczej, porzucony przez rozwiedzionych rodziców. Nie trzeba być Zygmuntem F., by zrozumieć, że takich rzeczy rodzice nie powinni robić czterolatkom, bo dzieci nie pozbędą się tego cienia do końca życia. I tak było. "Sombres et solei," "cienie i słońce" (ładnie mówiąc: słońce i mrok) - napisał o jego życiu tygodnik belgijski "Moustique". Był to piękny mężczyzna ("półbóg" wg "Moustique'a", "bóg" albo "Apollo" wg "Le Soir"), bardzo dobry aktor, nie najlepszy ojciec (jednego dziecka nie uznał z przyczyn niewiadomych) i anioł dla bezdomnych zwierząt.

Hrabia Monte Christo

 
24 sierpnia 2024   Dodaj komentarz
o sobie   świat  

Zmiana znaku

Zodiaku. Nastąpiła wczoraj. A dzień wcześniej miał 36. urodziny Lewandowski.

 

Dostałam przedwczoraj maila informującego mnie o zaliczeniu kolejnego roku studiów doktoranckich, szybko więc zapisałam się na kolejny.

 

Rok temu wyobrażałam sobie, że będę w innym miejscu, to znaczy, że moja praca będzie duuużo bardziej zaawansowana. Mimo że piszę powoli i w mękach.

 

Okazało się, że idzie mi powoli, że ciągle wgryzam się w tę poezję i krytykę - i czytam, czytam. Przełomowy był moment, kiedy na początku maja dotarła do mnie wiadomość o śmierci mojego poety, co zmobilizowało mnie do pracy nad kilkoma rozpoczętymi tekstami. Mam trzy rozdziały i po prostu trzeba je rozwinąć. A potem to złożyć do kupy i obronić.

 

Po drodze - zapisałam się na sympozjum w listopadzie, taką krajową konferencję z wymianą poglądów na różne okołoliterackie tematy. Poprosiłam też koleżankę Chinkę o komentarz na temat wiersza "Park jeleni" Wang Weia, wiersza z któregoprzy wielu okazjach czerpał Shapiro. Chcę z nią porozmawiać o wieloznaczności użytych przez poetę wyrazów, które jednocześnie mogą oznaczać światło i cień i tak dalej. Co ma wielkie konsekwencje dla tłumaczy i tych poetów, którzy się chińską poezją inspirowali.

 

Tak to łatwo się mówi, a ja przecież dobrze wiem, ile roboty wymaga pisanie. Zwłaszcza, kiedy ma się jeszcze pracę na etat, tak zupełnie różną od tego, o czym się pisze.

 

I tak siedzę przy nowym biurku, słucham audycji o polityce (bo ze mnie zwierzę polityczne), słucham kropli deszczu za oknem i czekam na urlop.

 

A rok temu pisałam o swoich badaniach tak.

 
23 sierpnia 2024   Dodaj komentarz
o sobie  
< 1 2 ... 10 11 12 13 14 ... 48 49 >
Albonubes | Blogi