• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Co chce, to robi.

Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.

Kategorie postów

  • literatura i język (45)
  • o sobie (230)
  • studia (25)
  • świat (135)
  • tworzenie (19)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • David Shapiro
    • Wspomnienie poety
  • Literatura
    • KU Leuven (Faculty of Arts)
    • Transpoesie
  • nauka
    • Universite Catholique Louvain
    • Uniwersytet Gandawski
    • WSZiP
  • pomoc
    • Ośrodek dla uchodźców
    • Pomagamy zwierzętom w Belgii
    • Pomagamy zwierzętom w Polsce
  • zdrowie - zespół Ehlersa Danlosa
    • EDS w Belgii
    • EDS w Polsce
    • Zespół Ehlersa Danlosa

Kategoria

Literatura i język, strona 3

< 1 2 3 4 5 6 7 8 9 >

Śnieg

Dziś na mały kraj nad Senną spadł - zupełnie oczekiwanie - biały śnieg. Dlatego chcę tu zaprezentować w całości wiersz, który kiedyś już pojawił się u mnie we fragmencie, bo jest on bardzo a propos, a dodatkowo autor dwa tygodnie temu obchodził 77. urodziny:

 

David Shapiro

Śnieg

Najpierw śnieg tajał cicho
i potajemnie od środka (Pasternak)

Ciemne niebo przejaśniało się z rzadka (Baj Juyi)

 

Od dnia mych narodzin w mieście Newark
Chwila za chwilą pada bardzo drobny śnieg.
Z rzadka przestaje padać w moich snach.
Śnieg się szerzy, aby sięgnąć dachów; toną w nim
Windy; we śnie buduję śnieżne fortece.
Sen, który śniłem to również śnieg -
Śnieg trujący jak podmalówka w Hiszpanii -
Śnieg na powierzchni obszernej jak uchodźstwo -
Śnieg w samolotach, które niemal dotykają ci twarzy -
Radzę ci go nie malować.
Na końcu ulicy słyszę śnieżną pieśń;
Śnieżne ptaki zagubione w białym chińskim śniegu;
W jedną noc części samochodu zmieniły się w śnieg;
Inny samochód jedzie przed siebie dla nauki.
Śnieg napadał do starej buteleczki po korektorze.

 

Tutejsza komunikacja autobusowo-tramwajowo-metrowa z trudem znosi takie sytuacje pogodowe; kierowca autobusu nr 21 wyrzucił nas na przystanku w połowie trasy; na szczęście zaraz podjechał następny. Ale trasę miał zmienioną. Do domu wracałam dwie godziny zamiast jednej, ale to żaden problem. Niosła mnie mnie śnieżna radość, taka dziecięca. Szczerze mówiąc, chętnie bym się w tym śniegu potarzała.

 

 
17 stycznia 2024   Dodaj komentarz
literatura i język  

Aire and Angels, John Donne

Dwa lub trzy razy wcześniej cię kochałam
Nim cię poznałam z twarzy lub imienia
Tak już to w głosie, w bezkształcie płomienia
Anioły często nas nachodzą, i za to im chwała.
Lecz wszak, gdy tam, gdzie byłeś, wnet się udawałam,
Jedynie wielkie cudne nic widziałam.
Lecz skoro moja dusza, ta matka miłości,
Kształty cielesne przybiera, tak musi być wszakże,
Bardziej niż rodzicielka pełna subtelności
Miłość nie może być, i wcieli się także.
A zatem o to, kim i czym ty wtedy
Byłeś proszę, niech pyta miłość, tedy
Zezwalam, aby przybrała twą postać;
Przywartą do twych ust, oka i czoła ma pozostać.

 

fragment wiersza angielskiego poety barokowego Johna Donne'a.

 
02 stycznia 2024   Dodaj komentarz
literatura i język  

Emblemat: Barok i później

Emblemat jest gatunkiem literackim, który wykracza jednak poza ramy jednej sztuki, łącząc w sobie literaturę, filozofię i sztuki plastyczne. Jest to zatem gatunek synkretyczny. Wyróżniamy najczęściej trzy elementy emblematu: inskrypcję lub motto (inaczej lemmę lub sentencję), następnie rycinę (to inaczej imago, icon, pictura – najczęściej miedzioryt lub drzeworyt) o charakterze alegorycznym lub symbolicznym, oraz utwór poetycki, zwykle epigramat, będący literackim rozwinięciem znaczenia obrazu oraz motta. Sam termin emblema oznaczał w po grecku coś zawarte w czymś innym, a także ozdobną mozaikę, kunsztowną ozdobę. Zestawienie elementów graficznych z mottem może trafnie kojarzyć się ze szlacheckim herbem, dewizą lub godłem, które zawierało symbol graficzny oraz motto czy zawołanie rycerskie.

 

Taką trójczłonowość emblematu postuluje jezuita Jacobus Pontanus (1542-1626), tak definiując jego trzy elementy: epigraf, będący duszą (anima) emblematu, oraz rysunek (ciało emblematu) i wiersz (umysł = animus). Inskrypcja winna zawierać istotę emblematu, podczas gdy rycina ilustruje myśl główną za pomocą alegorii, a subskrypcja wyjaśnia znaczenie obu. Możliwy jest też prozatorski komentarz - jako czwarty element. W rzeczywistości jednak twórcy emblematów nie zawsze uwzględniali te postulaty teoretyczne i część emblematów pozbawiona jest rysunków. Epigrafy, tj. wiersze emblematu, miały najczęściej charakter filozoficzny, religijny bądź miłosny.

 

Za pierwsze emblematy uznaje się utwory zamieszczone w tomie Emblematum libellus Andrei Alciatiego z 1531 roku, który zainspirował twórców w całej Europie na około dwustu lat. Na gruncie polskim niedługo potem powstał "Źwierzyniec" Mikołaja Reja (1562). W zbiorze tym pojawiają się epigramaty poświęcone postaciom historycznym (Aleksander Wielki), ale także alegoriom („siedm cnót przedniejszych krześcijańskich”). Warto zauważyć, że wszystkie Rejowe epigramaty liczą sobie osiem wersów rymowanych aa, bb, cc, dd. Tylko część ma towarzyszące im ilustracje, a zatem stanowi właściwe emblematy rozumiane jako tryptyki.

 

Szczególnie sprzyjał emblematom Barok, będący epoką poszukiwania podobieństw (korespondencji) między różnymi elementami świata, w tym między formą a treścią. Barok tropi ukryte związki znaczeń, etymologie i analogie, a zatem właśnie emblemata powinny doskonale nadawać się do wyrażania barokowych koncepcji. Wśród barokowych twórców emblematów znajdziemy dzieła Zbigniewa Morsztyna (1628-1689), poety-żołnierza, który szczególnie właśnie emblematami zasłynął.

Morsztynowe emblemata są dziełami religijnymi, zaś inskrypcje odnoszą się tu wprost do Biblii (Morsztyn był arianinem):

 

Emblema 911


Serca na misie strzałą przebite.
Napis: Sercem skruszonym i uniżonym nie gardź Boże Ps. 50 (19)


Cóż ja to widzę? Czy święta Janowę

Głowę na misie przez złość Herodowę,

Która swawolna tanecznica** była
Swej złej na wety matce położyła?

Mylę się, mylę, dar to nie jest taki,

Insze to na tym półmisku przysmaki:
Serce tu leży strzałą przerażone,

Szczerą, głęboką pokorą skruszone,

Tobie, o Boże, ku wdzięcznej wonności

Ofiarowane – a Ty z wysokości
Na takie patrzysz, który oka swego
Nie skłonisz na bieg konia najręczszego
Ni za szermierzem, to od swych przyjmujesz

Biednych robaczków, tym się kontentujesz,

Gdy-ć się z wdzięcznością swoja popisują
I hołd jej winny Tobie ofiarują.

Ten i ja Tobie dziś prezent daruję,
Bo w nim miłości Twej postrzały czuję,

Ten skruszonego serca czynsz ubogi

Rzucam pod święte Twoje boskie nogi.

 

Formalnie prosty (mamy tu dziesięć dystychów z rymami często gramatycznymi), wiersz emanuje jednak żarliwym wyznaniem wiary. Jest to utwór ekspiacyjny, łączący wątki nowotestamentowe z motywem wotywnym z psalmu. Autor implikuje, że Bogu milszy jest skruszony grzesznik („robaczek”) niż ci najwspanialsi („koń najręczszy”), i dar, jaki grzesznik może złożyć (skruszone serce).



W barokowej poezji angielskiej, zwanej tam metafizyczną, znajdujemy przykłady bliskich emblematom wierszy graficznych, jak np. The Easter Wings („Skrzydła wielkanocne”) George’a Herberta (1593–1633) w kształcie dwóch par skrzydeł (zapewne anielskich). Wiersz ten akuratnie przełożył na język polski Stanisław Barańczak:

 

Skrzydła wielkanocne


Panie, coś stworzył nas w dostatku błogim,
Choć człowiek szasta nim i gardzi,
Grzęznąc w upadku srogim,
Aż jest najbardziej
Ubogim.

Daj, Boże,
Wzlecieć przy Tobie,
Niech skrzydła dziś otworzę
I śpiewem triumf Twój ozdobię:
Nawet upadek w locie mi pomoże.
W smutku się począł mój wiek niedojrzały:
Przecie grzeszyłem coraz hardziej,
Aż wstydem płonąc cały,
Jestem dziś bardziej

Niż mały.
Dziś, Boże,
Wzlećmy we dwoje,
Niech triumf Twój pomnożę:
Gdy skrzydłem skrzydło wesprzesz moje,
Nawet ułomność w locie mi pomoże.

 

Herbert, ksiądz anglikański, stworzył więcej takich utworów, np. "The Altar" („Ołtarz”), wiersz mający kształt ołtarza.

 

Barok pełen jest eksperymentów konceptualnych, łączących poezję z grafiką, jak poniższy wiersz wpisany w osi koła, mówiący o kole i tak skomponowany, że każdy wers rozpoczyna się i kończy literą w kształcie koła, czyli O:

 

    

 

 
Spotykamy również płyty nagrobne będące emblematami, gdzie rysunek oraz inskrypcja często nawiązują do koncepcji vanitas (memento mori, wizerunek kościotrupa, czasem odzianego w szaty), poniżej zaś znajduje się wiersz poświęcony zmarłemu wraz z tytulaturą. Tego typu dzieła widuje się wmurowane w podłogi bądź ściany kościołów Europy.

 

W czasach pobarokowych, także współcześnie, obserwujemy dwa rodzaje zjawisk, które można interpretować jako pośrednie dziedzictwo lub nawiązanie do tradycji emblematów. Jest to poezja konkretna, a więc utwory posiadające kształt graficzny mający związek z jego treścią, tak jak powyższe „Koło” oraz - z drugiej strony - otwory poetyckie pozbawione elementów graficznych, ale opatrzone mottem lub cytatem, gdzie tekst jest filozoficznym komentarzem lub rozwinięciem tego wstępu.

 

Jeżeli chodzi o poezję konkretną, możemy tu przywołać przykłady wierszy poetów takich, jak Apollinaire, V. Havel czy S. Drożdż, a zatem twórców poezji eksperymentalnej, która wiąże treść wiersza z jego formą graficzną. Z drugiej strony niektórzy krytycy ten typ poezji wywodzą aż od czasów starożytnych, co dowodziłoby, że chodzi o tradycję jeszcze starszą niż same emblematy. W tym miejscu wymienia się twórców takich, jak Simiasz z Rodos i Teokryt z Syrakuz (III w. p.n.e).

 

Jeżeli zaś chodzi o wiersze z inskrypcją, współcześnie znajdziemy liczne przykłady utworów, które stanowią rozwinięcie motta lub cytatu bez towarzyszącego im elementu graficznego. Tak użyte motto stanowi raczej podkreślenie źródła inspiracji autora, którą utwór wykorzystuje. I tak, jednym z autorów często inspirujących się cudzą twórczością i podkreślających to użyciem inskrypcji jest nowojorczyk David Shapiro (ur. 1947). Poniżej przykład z jego ostatniego tomu (2017):

 

Darmowe pomarańcze****

Są tacy, który żywią się tylko pomarańczami (Agnon)


Żadne angielskie słowo nie rymuje się z pomarańczą.

Jest osobna, lśniąc w dalekim odcieniu


Jest osobna, i zdaje się sprawiać, że gwiazda się kuli (…)

 

I fragment wcześniejszej twórczości tego poety:

 

Śnieg*****


Najpierw śnieg topniał cicho
i potajemnie od środka (Pasternak)
W nieliczne dni ciemne niebo się przejaśniało (Bai Juyi)


Odkąd przyszedłem na świat w mieście Newark

Minuta za minutą pada bardzo drobny śnieg


W bardzo nieliczne dni przestaje padać w moim śnie

Śnieg urósł aż dosięgnął dachów; windy grzęzną w śniegu; we śnie buduję śniegowe fortece (...)

 

Podsumowując, chciałabym podkreślić, że choć emblematy rozumiane jako tryptyki literacko-plastyczne w zasadzie nie są już spotykane współcześnie, to w swojej renesansowej i barokowej formie do dzisiaj pozostają inspiracją dla twórców poezji, którzy mogą z nich czerpać w sposób pośredni. Łącząc sztuki plastyczne z poezją, emblematy stanowią ciekawy przykład synkretyzmu w sztuce staropolskiej.

 

Przypisy

* J. Sokołowska (red.), I w odmianach czasu smak jest, s.525.
** Chodzi o Salome, która zażądała od Heroda głowy Jana Chrzciciela (Mt 14, 08-11).
*** A. Vincenz (red.), Helikon sarmacki, s. 205.
**** D. Shapiro, In Memory of an Angel, City Lights Books, San Francisco 2017, s. 57.
***** D. Shapiro, New and Selected Poems (1965-2006), The Overlook Press, New York 2007, s. 145

Bibliografia

Rypson, Piotr. Piramidy, słońca, labirynty. Poezja wizualna w Polsce od XVI do XVII wieku, Wydawnictwo Noriton, Warszawa 2002.
Shapiro, David, In Memory of an Angel, City Light Books, San Francisco 2017. Shapiro, D., New and Selected Poems (1965-2006), The Overlook Press, New York 2007
Sokołowska, Jadwiga (red.), I w odmianach czasu smak jest. Antologia polskiej poezji epoki Baroku, PIW, Warszawa 1991.
Vincenz, Andrzej (red.), Helikon sarmacki. Wątki i tematy polskiej poezji barokowej. Ossolineum, Wrocław 1989.
Ward, Jean, George Herbert a wiek XX: w kręgu chrześcijańskiej poezji brytyjskiej, Pamiętnik Literacki: czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 98/2, s. 107- 129.
Netografia


http://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/Ewangelia-Mateusza/14/6? (dostęp: 20.02.2023)
https://drozdz.art.pl/02060200-2/ (dostęp: 20.02.2023)
https://malowane-wierszem.blogspot.com/2012/04/skrzyda-wielkanocne-george-herbert.html (dostęp: 20.02.2023)
http://polishemblems.uw.edu.pl/index.php/pl/e-zbiorypl/31-pierwszy-e-zbior/79-lubomirski (dostęp: 14.02.2023)
https://www.poetryfoundation.org/poems/44361/easter-wings (dostęp: 20.02.2023) https://rcin.org.pl/Content/62680/PDF/WA248_82414_SPXVI_rej-zwierzyniec_o.pdf (dostęp: 14.02.2023)
https://www.wilanow-palac.pl/u_genezy_emblematyki.html (dostęp: 14.02.2023)

 
29 listopada 2023   Dodaj komentarz
literatura i język   Barok poezja metafizyczna  

Poezja ruchomego umysłu

(Ukazała się właśnie nowa Świrszczyńska, stąd postanowiłam wrzucić tu mój tekst ze studiów podyplomowych).

 Poezja ruchomego umysłu - podmiot w wierszu

 

W dwudziestowiecznej poezji możemy dostrzec trend, którego źródło bije prawdopodobnie jeszcze w epoce romantyzmu – jest to mianowicie poezja introspektywna, poezja umysłu analitycznego, który jest ciągle w ruchu. Mam tu na myśli twórczość, w której podmiot liryczny (persona) przybiera pewną postawę wobec świata przedstawionego: otóż ustawia się on w kontraście, w opozycji bądź w zgodzie z tym światem - ale w każdym wypadku definiuje siebie wobec i w relacji do tego świata. Mamy tu do czynienia z poetykami, w których podmiot liryczny pozostaje nieustannie aktywny, filtrując świat zewnętrzny przez samego siebie, oddając się medytacji oraz autoanalizie. Poniżej przywołuję troje poetów-outsiderów, którzy wedle tego właśnie paradygmatu konstruowali swój podmiot liryczny.

 

1.
Chronologicznie pierwszą z tych introspektywnych postaci w poezji polskiej XX wieku jest Anna Świrszczyńska, znana w Stanach Zjednoczonych dzięki Miłoszowi jako Anna Swir, (1909-1984). W młodości inspirowała się barokiem, pisząc m.in. formy emblematyczne. Po wojnie przemówiła głosem silnie feministycznym, jak i stała się – podobnie jak Białoszewski, po wieloletnim dojrzewaniu – pamiętnikarką powstania warszawskiego. Wyjątkowość głosu poetyckiego Świrszczyńskiej polega na tym, że pisze praktycznie bez metafor, podobnie jak Broniewski.

 

Przyjrzyjmy się teraz temu, jak konstruuje ona swój podmiot liryczny. Perspektywa jej podmiotu poetyckiego jest jasno zdefiniowana i bardzo intensywnie wyrażona, kiedy na przykład mówi:

 

Nie będę niewolnicą żadnej miłości.
Nikomu nie oddam celu swojego życia,
Swego prawa do nieustannego rośnięcia
Aż po ostatni oddech.

 

Czasem znowu, powściągając ekspresję, podmiot u Świrszczyńskiej realizuje się w formach bliskich haiku, jak w "Zachciance":

 

Istniejąc
Chciałabym na mgnienie oka
Doznać nieistnienia.

Kiedy przestanę istnieć,
będzie to już
niemożliwe.

 

Podmiot u Świrszczyńskiej jest więc silnie świadomy siebie, a nawet zwrócony ku sobie:

 

Są chwile
Kiedy czuję wyraźniej niż zawsze,
Że jestem w towarzystwie
Mojej własnej osoby.
To mnie pokrzepia i potwierdza,
To mi dodaje otuchy,
Jak mojemu trójwymiarowemu ciału
Własny, autentyczny cień.

 

Tu konieczność bycia sobą jest odczuwana wręcz jako radość i siła: podmiot w podwójnej roli istnieje, a także swoje istnienie obserwuje i opisuje.

 

Część doświadczeń poetki przekuta zostaje w wiersze szokujące, turpistyczne, w których podmiot liryczny musi oswajać straszną rzeczywistość:

 

Spałam z trupami pod jednym kocem
Przepraszałam trupy,
Ze jeszcze żyję.

To był nietakt. Przebaczały mi.
To była nieostrożność. Dziwiły się.
Życie
Było wtedy tak bardzo przecież niebezpieczne.

 

Chociaż Świrszczyńska jest programowo emocjonalna i zaangażowana w naprawianie świata, (także politycznie, czego nie ukrywa), nigdy nie traci z oczu położenia „ja” poetyckiego i jego wobec tego świata odrębności. Z jej poezji emanuje siła i godność, a także wielka samoświadomość.

 

2.
Druga z postaci, którym chcę się przyjrzeć, to Julia Hartwig (1921-2017). Urodzona w Lublinie, córka Polaka i Rosjanki, która zginęła śmiercią samobójczą; siostra wybitnego fotografika, żona poety, tłumaczka z francuskiego i angielskiego - Hartwig w subtelny sposób buduje w swojej poezji prywatny, filozoficzno-intelektualny świat. Długowieczna poetka tworzyła niemalże do końca życia, nieodmiennie w swoim stylu. Jak napisała jej amerykańska krytyczka, „tym, co nadaje wierszom Hartwig niezwykłą świeżość, jest lekkość dotyku” . Ta „lekkość dotyku” to operowanie impresjami, wrażeniowość obrazów, jakie tworzy Hartwig, odnosząc się w swojej poezji do swoich przeżyć i wspomnień. Wydaje się, że w miarę upływu czasu elementy autobiograficzne – próby spojrzenia wstecz, aczkolwiek pozbawione sentymentalizmu – stają się coraz częstsze.

 

Chociaż włączyłam ją do „plemienia poetów autoanalitycznych”, nie znaczy to, że wszędzie w jej poezji przebija się głos podmiotu w pierwszej osobie. Na przykład tutaj tylko tytuł zdradza mówiącą:

 

Zatęskniłam
Czy tak się jeszcze pisze
Czy tak się jeszcze mówi
Czy odchodzi to uczucie
Czy tylko to słowo
Tak wyszło z obiegu
Bo i na słowa jest moda.

 

Z kolei w poniższym utworze podmiot przejawia się i w formach czasownika, i w zaimkach, tworząc perspektywę zdecydowanie osobistą:

 

Idę wciąż idę
Kto mi to zabroni
wszystko mam do oddania
i o nic nie proszę
Trochę poturbowało
Trochę poraniło
Co komu do tego
A teraz już odchodzę
Nie powiem na jak długo
Ani dokąd idę.

 

Tam, gdzie u Julii Hartwig podmiot nie ujawnia się wprost, czytelnik często otrzymuje w wierszu stoickie, mądrościowe sentencje:

 

Nie jest poetą
Ten co zapisuje
Ale ten co tę chwilę
Na zawsze zapamiętał.

 

W ostatnim swoim tomiku poetka ponownie rozważa byt i trwanie, kwitując je tymi słowami:

 

Ale przecież są
Bo byli.

 

pisząc o poznanych niegdyś w Stanach znajomych, z którymi dawno utraciła kontakt. Tak właśnie u Hartwig spotyka się czas przeszły i teraźniejszy, stapiając się w jakiś medytacyjny wszechczas – inny wymiar.

 

W tomiku „Gorzkie żale” znajdujemy tytułowy utwór, gdzie podmiot przybiera liczbę mnogą odnosi się właśnie do tego bytu-niebytu:

 

Trzeba ich opłakać
Bo trzeba nam tych łez
Trzeba ich opłakać
Bo tak od wieków przystało

Ale tak naprawdę
oni tych łez nie potrzebują

Patrzą na nas z góry
I mówią dobrze dobrze

kiedy widzą
Że wydobywamy z siebie dzielność.

 

Możemy zauważyć, że ta poezja jest redukcjonistyczna, pozbawiona pustosłowia i ozdobników – a więc zdyscyplinowana, choć niezamknięta w ramy jakiegoś rytmu czy rymu. Poetka pozwala płynąć swojej frazie; jej persona nie narzuca się ani nie popada w gadulstwo. Obok spokojnej kontemplacji bytu i swojej przeszłości, nie brak tu jednak także napięcia:

 

W ciszy której nie znasz
Muszę iść dalej
Nie mogę iść dalej
Czy chcesz zmagać się z życiem
Czy uciekać od życia
Odkrywasz po latach to co pogubiłaś
Jak przejść od znaków codzienności
Do spraw ostatecznych.

Jeżeliby więc spróbować skontrastować podmiot w poezji Hartwig z podmiotem u Świrszczyńskiej, można by stwierdzić, że o ile u tej ostatniej jest on zaangażowany, o tyle u „pani Julii” pozostaje on dyskretnie zdystansowany. Ta postawa, jakby „półobecność” w wierszu upodabnia ją do ostatniego z tu omówionych poetów.

 

3.
Otóż podobnie do Julii Hartwig byt i czas traktuje Miron Białoszewski (1922-1983), najbardziej osobny z polskich poetów, niezaangażowany w żadne literackie nurty i koterie, niepodobny do innych warszawskich twórców także przez swoje robotnicze pochodzenie i nieheteronormatywność, a przecież zawsze otoczony ceniącymi go ludźmi i z nich czerpiący. Białoszewski jest postacią wyjątkową w tym znaczeniu, że materiał do wierszy i próz brał bezpośrednio z własnego życia: wszystko, co napisał, jest (przetworzoną z talentem) autobiografią. Białoszewski znał Julię Hartwig z pobytów w domu pracy twórczej w Oborach i miał o jej poezji dobre zdanie . Podobnie jak „pani Julia”, był w tużpowojennym okresie stypendystą w Paryżu. Podobnie jak u Anny Świrszczyńskiej, młodzieńcze imaginarium Białoszewskiego było kolorowe i gotycko-barokowe, natomiast z czasem zaczął proponować utwory silnie wydestylowane i minimalistyczne.

 

Proponuję tutaj przyjrzeć się zawartości tomu „Rozkurz”, w którym znajdziemy najbardziej chyba impresjonistyczne i ulotne prozy oraz poezje, jakie Białoszewski stworzył.

 

Jego podmiot także nie zawsze objawia się w wierszu wprost i nie od razu:


Zwijać się
i rozwijać

Żołądek ściąga
w swoje bolenie
wcielenie
coraz dalsze
aż całego mnie

coś się brało
przespało
przestało
boleć

ulica
przejść tu? Tam?
mam czas
i tyle do wyboru
- aha
to nie miałem.

 

Tutaj obecność podmiotu lirycznego zdradził tylko zaimek „mnie” i czasownik „mam” oraz „nie miałem”. To bardzo dyskretna obecność. Podmiot u Białoszewskiego jest również często stoicko-buddystyczny: z jego perspektywy byt jest i dlatego jest dobry, ale kiedyś przeminie. I tak na przykład w ostatniej części minicyklu "Siebie rodzić" (jakże ksobny jest ten tytuł!) wypowiada się następująco:

 

Wąchamy się
nos w nos
ja i los

napięcie

śmiech

on jest zmyśleniem
ja zaraz też.

 

Los jest tu zatem jedynie konstruktem, fikcją – jest równie ulotny jak życie („ja”).

 

U Białoszewskiego najdziwaczniejsze porównania raczej bawią niż szokują, tak jak w poniższym miniwierszu:

 

Raz dwa trzy
Nieboszczycy są jak pchły

 

Kontekstu tu brak, co zachęca czytelnika, by zinterpretować te dwa wersy w dowolny sposób, wedle własnego punktu widzenia i znaleźć dwóm stronom porównania jakieś miejsca wspólne. Nie są ci nieboszczycy częścią wielkiego dramatu, jak u Świrszczyńskiej – tu raczej bawią, choć przecież mogą to być dalekie echa doświadczeń powstania warszawskiego, a może nawet powstania w getcie, gdzie ginęli wyskakujący z okien ludzie.

 

Białoszewski lubi, by jego podmiot przybierał rozmaite osobowości – najbardziej znaną jego emanacją jest chyba Kicia Kocia - wśród których jest „ciotka Aniela”, podmiejska poetka amatorka, której wiersze Białoszewski „pisze”. Oto jeden z nich:

 

Bomby
Trafiały.
Mnie nie.

 

A teraz po tylu latach spokoju
Trąby
Czy aby z nieba?
Czy tylko w uchu?
- Szykuj się
- I tak trzeba
- Bez huku.

 

Rozbrzmiewają tu echa wojny, na poły zabawne (może to tylko dzwonienie „w uchu”?), na poły śmiertelnie niebezpieczne, ale ostatecznie rozbrojone stoickim „i tak trzeba” (tj. trzeba umrzeć).

 

Znajdziemy też u Białoszewskiego wiersze autotematyczne, jak tutaj, gdzie podmiot zmaga się z rymowaniem:

 

Wpadłem w dołek z rymami
syczą
Ale jak się wygramolić?
no,
myśleć!
nie śpiewać

 

Biorąc tę radę za dobrą monetę, możemy wywnioskować, że poeta ma tworzyć wiersz świadomie: „myśląc”, nie zaś „śpiewając” – nie natchnienie wszak, ale konkretna praca twórcza zaowocuje wartościowym utworem.

 

Widzimy, jak minimalistyczna jest poetyka Białoszewskiego, jak skrystalizowany i powściągliwy jest styl tych wierszy. Jest to niewątpliwie wynik dogłębnej autoanalizy i świadomej decyzji, by podmiot liryczny przemawiał z pozycji maksymalnego skrótu, a więc i trafności ujęcia.

 

Podsumowanie

 

Powyższy tekst jest zwięzłą próbą znalezienia wspólnego mianownika dla twórczości trojga pozornie różnych poetów dwudziestowiecznych, z których każdy miał za sobą doświadczenie wojny i powstania przeżytego bezpośrednio (Świrszczyńska, Białoszewski), jak i z bliskiej perspektywy (Hartwig). Nie jest to – jak na XX-wiecznego polskiego poetę – biografia nietypowa. Co może zaskakiwać, to fakt, że tych troje wysoko cenił Czesław Miłosz, który odegrał znaczącą rolę jako ich mentor (u Hartwig na początku drogi) oraz promotor za granicą (Świrszczyńska, Białoszewski). Zaskoczenie może wynikać stąd, że poetycka droga i klasycyzująca estetyka Miłosza wydaje się zupełnie różnić od trojga naszych bohaterów. Z tej trójki najbliższa mu w poetyckim rzemiośle jest Hartwig, często z nim porównywana, lecz przecież zupełnie oryginalna. Jednak Miłosz był również krytykiem i w tej roli bezbłędnie oszacował wartość poezji naszej trójki. Warto zauważyć, że obie przywołane tu poetki cenił także inny poeta, Józef Czechowicz.

Świrszczyńska, Hartwig i Białoszewski to twórcy niezwykle świadomi procesu twórczego oraz swojej w nim roli. Stąd ich staranne konstruowanie podmiotu lirycznego, który unosi na sobie wiersz i który swoim głosem przemawia do odbiorcy. To podmiot aktywny, który wiersz tworzy i w tym samym czasie go analizuje – podmiot, który często jest tej poezji tematem.


Bibliografia

Białoszewski, Miron, Rozkurz, Warszawa 1998
Białoszewski, Miron, Tajny dziennik, Kraków 2012
Hartwig, Julia, Gorzkie Żale, Kraków 2011
Hartwig, Julia, Zapisane, Kraków 2013
Hartwig, Julia, Spojrzenie, Kraków 2016
Kluba, Agnieszka, Interpretacje kropki: o cyklu Groteski z tomu Wiatr Anny Świrszczyńskiej, Pamiętnik Literacki 96/1, s. 141-152
Łysak, Tomasz, Miron Białoszewski w interpretacji Czesława Miłosza – cztery tłumaczenia. Teksty Drugie 2004, s. 171-177
Świrszczyńska, Anna, Wybór wierszy, Warszawa 1980
Świrszczyńska, Anna, Jestem baba, Warszawa 2000

Netografia

https://bookhaven.stanford.edu/2017/09/julia-hartwig-the-grand-dame-of-polish-poetry-1921-1917/ (dostęp: 11.03.2023)
https://czwartemiejsce.com/2020/07/19/nie-stawiam-swiatu-horoskopow (dostęp: 20.03.2023)
https://teatrnn.pl/leksykon/ (dostęp: 20.03.2023)
https://www.worldliteraturetoday.org/praise-unfinished-julia-hartwig (dostęp: 11.03.2023)

 

 
27 listopada 2023   Dodaj komentarz
literatura i język  

Tamara, Marusia, Tamar

Tożsamość

 

Przed drugą wojną światową Będzin, jedno z najstarszych miast Zagłębia Dąbrowskiego, zamieszkany był w znacznej części przez ludność pochodzenia żydowskiego. Trudniła się ona handlem, przemysłem, drobnym rzemiosłem. Żydzi osiedlali się na terenie Zagłębia już od XIV wieku, zaś sam Będzin – ich główne skupisko w regionie - nazywany był „Jerozolimą Zagłębia”. W czasach nam bliższych, na początku XX w., wielu mieszkańców Będzina pochodzenia żydowskiego angażowało się politycznie na poziomie lokalnym i centralnym: wiceprezydent miasta, działacz syjonistyczny dr Salomon Weinzieher , był też bezpartyjnym posłem na sejm II RP.

W czasie II wojny światowej większość będzińskich Żydów trafiła do tutejszego getta, a stamtąd do obozów śmierci. Nieliczni, którzy przeżyli, rozpierzchli się po całym świecie - od Izraela po Australię. Byli wśród nich politycy, artyści, ludzie pióra... Dziś żyje ich jeszcze ponad tysiąc; wielu z nich skupia Światowa Organizacja Żydów z Zagłębia .

Pisząc te słowa wypełniam w moim pojęciu obowiązek upamiętnienia tych, których już nie ma.

 

Tamara, Marusia, Bogusia

 

Tamara Cyglerówna, znana w dorosłym życiu pod nazwiskiem drugiego męża jako Tamar Dror, przyszła na świat 14 marca 1935 r. w Będzinie jako jedyne dziecko Samuela (Szmula, Samka) Zieglera – malarza, i jego żony Racheli (Ru) Ehrlich – doktor stomatolog. Rachela urodziła się 2 sierpnia 1897 r. w Będzinie; w latach 20. ukończyła stomatologię w Warszawie. Samuel pochodził z rodziny kupieckiej. Studiował malarstwo w Krakowie i grafikę w Hamburgu, a następnie kształcił się w Paryżu. Był bardzo zaangażowany w działalność artystyczną (grupa „Blok” w Sosnowcu, „Jung Idysz” w Łodzi) i polityczną; dużo wystawiał w kraju i za granicą. Był też współautorem zdobień w będzińskiej synagodze, która została spalona przez nazistów 8 września 1939 r. - wraz z modlącymi się w niej ludźmi.

 

Rodzice Tamary, Samuel i Rachela, poznali się w Paryżu w 1932 r., tam również wzięli ślub, natomiast miesiąc miodowy spędzili w Wenecji.

 

W roku 1936 artysta wyjechał do Palestyny, gdzie chciał kontynuować karierę. Jednak gdy jego tamtejsza pracownia spłonęła, wrócił do Polski. Choć Samuel uczył rysunków w będzińskim gimnazjum Fürstenbergów, ciężar utrzymania rodziny spoczywał głównie na jego żonie, która była wziętą dentystką, znaną także z tego, że biedniejszych pacjentów przyjmowała za darmo. Wydaje się, że rodzina Cyglerów żyła na dobrym poziomie; mała Tamara miała bowiem bonę (najpierw Niemkę, a potem Polkę - w jej wspomnieniach nazywaną „panną Jadzią”); uczęszczała też na lekcje gry na skrzypcach. Cyglerowie mieszkali przy głównej ulicy Będzina, alei Kołłątaja, pod numerem 37, gdzie Rachela miała gabinet, a Samuel pracownię. Kamienica ta nie przetrwała do naszych czasów.

 

Podczas wojny rodzina Cyglerów znalazła się w będzińskim getcie. Samuel i Rachela zostali ostatecznie wywiezieni do Auschwitz, skąd Samuel trafił do Mauthausen. Tam właśnie, na krótko przed wyzwoleniem obozu, otrzymawszy informację o śmierci swojej rodziny, popełnił samobójstwo: rozgryzł mianowicie truciznę, którą żona przed laty umieściła w jego zębie. Informacja, która doprowadziła do tej tragicznej decyzji, była tylko częściowo prawdziwa: chociaż rzeczywiście Rachela zginęła w 1943 r. w komorze gazowej Auschwitz, to ich córka Tamara przeżyła wojnę.

 

Twórczość Samuela Cyglera została odkryta na nowo w latach 90. XX wieku. Ma on dziś swoją salę w Muzeum Zagłębia mieszczącym się w Pałacu Mieroszewskich w Będzinie.

 

O swoim ojcu Tamara pisze tak:

 

"Wspomniałam chwile, gdy stałam blisko ojca, kiedy pracował przed sztalugami z paletą w ręku. Wdychałam ostry zapach farby olejnej, mocny zapach terpentyny! Do dziś, jeśli wpadnie mi w nozdrza woń terpentyny, spływa na mnie poczucie pogodnego spokoju; świat staje się normalny; staje się bezpieczną oazą. Mam przyjaciół malarzy, których lubię odwiedzać, aby znowu wdychać te zapachy." (Zielona Papuga:34)

 

O sobie samej Tamara pisze zaś następująco:

 

"Dostałam na imię Tamara po rosyjskiej księżniczce, którą ojciec poznał w Paryżu w latach 20. Wszyscy mówili na mnie „Marusia”, co było zdrobnieniem od Tamara/Tamarusia; byłam dzieckiem z miasta. Jednak w swojej nowej roli jako Bogusława zostałam wywieziona na wieś pod Częstochowę i razem z innymi dziećmi pasłam tam krowy." (ZP:35)

 

Tak w dramatycznym skrócie Tamara Dror opisała zmianę tożsamości, dzięki której udało jej się przeżyć pod nazistowską okupacją.

 

Powyższe słowa, podobnie jak reszta cytatów, na których opiera się niniejsza praca, pochodzą ze szczupłej książeczki pt. „A green parrot. The unearthed memories of a Jewish child under Nazi occupation” („Zielona papuga. Odkryte wspomnienia żydowskiego dziecka pod nazistowską okupacją”). Książka napisana została w języku angielskim, przy czym częściowo stanowi tłumaczenie z języka hebrajskiego.

 

Wspomnienia te mają kilka warstw. Fakt, że książka w ogóle powstała zawdzięczamy Henrietcie Altman, kuzynce Marusi zwanej Kitią. Jak pisze we wstępie do książki Mordecai Paldiel, dyrektor Instytutu Jad Waszem w Jerozolimie,

 

„Kitia Altman, kuzynka Tamar w odległej Australii nie mogła i nie chciała zapomnieć o Geni Pająk, Polce, która dała schronienie małej Tamar i umożliwiła jej przetrwanie. [Myślałem] o determinacji Kitii, by nazwisko tej kobiety zostało uwiecznione w annałach Jad Waszem poprzez uznanie jej za sprawiedliwą wśród narodów świata. Zważywszy, że wówczas Tamar odmawiała wspominania swojej strasznej przeszłości, to na Kitii spoczął obowiązek przekazania tej historii w długim, pełnym faktów i poruszającym sprawozdaniu, co doprowadziło do zasadzenia w w Jad Waszem w 1982 r. drzewka dla Geni Pająk.” (ZP:7)

 

Na książkę składa się więc powyższa przedmowa autorstwa dyrektora Instytutu Jad Waszem, wstęp i załączniki autorstwa Henrietty Altman, wspomnienia Tamar Dror z lat 90. XX wieku oraz dwa świadectwa złożone przez nią w lipcu i grudniu 1945 r., znacząco różniące się w opisie i interpretacji jej wojennych przeżyć.

 

Jak już wspomniano, w czasie wojny rodzina Cyglerów, podobnie jak wielu mieszkańców Będzina i okolic żydowskiego pochodzenia, znalazła się w będzińskim getcie. Tak o tym miejscu pisze Tamara:

 

„Otwarte getto będzińskie leżało na obrzeżach samego miasta i życie tam stawało się coraz trudniejsze. Brakowało żywności. Pewnego dnia ogłoszono wielką deportację. Nawet zaświadczenie o zatrudnieniu – zwykle ratujące życie – tym razem nie mogło pomóc. Przewieziono nas na stadion miejski, gdzie przed wojną grało się w piłkę nożną. Było gorąco i duszno, a zgromadzono tam tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci . Zobaczyłam niemowlę w wózku – porzucone […] Zapędzono nas na dworzec kolejowy i wepchnięto do zatłoczonych wagonów bydlęcych. Powiedziałam do matki: - Mamusiu, nie jedźmy z nimi, wyskoczmy. I tak zrobiliśmy.” (ZP:31)

 

Samuel Cygler otworzył drzwi wagonu i wyskoczył pierwszy. „Rozległy się strzały. Matka wzięła mnie pod pachę; dosłownie pchnęła drzwi tak, by je szerzej otworzyć i wyskoczyłyśmy. Sturlałam się po nasypie, a za mną moja matka” (ZP:23). Żołnierze strzelali do uciekinierów, ale chybili. Jednak w wyniku ucieczki Marusia miała krwawiącą ranę na głowie. Zachowując spokój, Rachela zdecydowała: „[To] nic poważnego. Pójdziemy sobie na spacer wśród tych pięknych pól”. Tamara kontynuuje: „I tak się stało. Szłyśmy i szłyśmy. Znalazłyśmy staw, z którego napiłyśmy się i gdzie się umyłyśmy. Pole lśniło od kwiatów. Było lato, 22 czerwca 1943 roku, a ja miałam osiem lat.” (ZP:32)

 

Co się stało potem? W swoim drugim świadectwie z grudnia 1945 r. Tamara wspomina, że po ucieczce Rachela zorientowała się że dotarły w pobliże sosnowieckiego getta na Środuli. Matka zabrała Tamarę do znajomego sosnowieckiego lekarza. Doktor Szeftel zaś „opatrzył [jej] ranę na głowie i stwierdził, że nie była to ,prawdziwa rana postrzałowa, a zwykłe zadrapanie’. Tej nocy wróciłyśmy do Będzina na piechotę, by dołączyć do ojca. Po kilku dniach zjawiła się Genia i poszłam ,na próbę’ zamieszkać u rodziny Pająków.” (ZP:32)

 

Mimo że udało się odroczyć wyrok, jasne było, że rodzina znalazła się w wielkim niebezpieczeństwie. Dlatego też Cyglerowie, przewidując najgorsze, 20 lipca 1943 r. zdecydowali się powierzyć swoje jedyne dziecko polskiej rodzinie.

 

Kim była Genowefa Pająk?

 

„Była przystojną, serdeczną osobą o sercu przepełnionym miłością. Przyszła na świat w biedzie i mieszkała w lepiance wśród górników. Podczas wojny pracowała w fabryce szyjącej mundury dla armii niemieckiej i tam właśnie po raz pierwszy spotkała Żydów. Tam poznała moją piękną, inteligentną i błyskotliwą kuzynkę Kitię.” (ZP:38)

 

Henrietta również pracowała w fabryce mundurów (gdzie indziej we wspomnieniach nazywanej warsztatem, szopem). Choć dzieliło je wiele: wiek, wykształcenie (Kitia właśnie skończyła szkołę), pochodzenie, status społeczny (Kitia była przedstawicielką zamożnej klasy średniej), kobiety zaprzyjaźniły się. Genia uwielbiała Kitię i usłyszawszy od pewnej znajomej o nadchodzącej likwidacji getta zaoferowała, że przechowa Kitię do końca wojny (ZP:90). Wówczas kuzynka Tamary odpowiedziała następująco:

 

„Jestem młoda, silna i jakoś dam radę przeżyć wojnę, ale mam w rodzinie ośmiolatkę; jest ładna i bystra, i bardzo ją kocham. Nie ma szans na przeżycie, ponieważ Niemcy planują najpierw zlikwidować żydowskie dzieci. Przyjmij ją, Geniu, zamiast mnie – uratuj ją.” (ZP:38)

 

Genowefa Pająk zgodziła się i w ten sposób stała się opiekunką Tamary Cygler. Przyszła po nią do getta, aby wziąć ją do siebie na próbę – by sprawdzić, jak ułoży się relacja Tamary z jej dziećmi. Tamara od razu jej zaufała: „Szybko pożegnałam się z rodzicami, którzy nieoczekiwanie wybuchnęli płaczem. Byłam zaskoczona, nie wiedząc, co mogło być tego powodem, skoro miałam pozostać u Geni przez kilka dni. Nigdy więcej nie zobaczyłam swoich rodziców.” (ZP:39)

 

Tamara zatem zamieszkała u rodziny Pająków, w dzielnicy górniczej. W swoich wspomnieniach z 1945 r. podaje jako adres ulicę Kam[i]enną 34, czyli obrzeża będzińskiego getta, tzw. Kamionkę (ZP:74). Pająkowie mieli troje dzieci w wieku od lat czterech do dwunastu. Tamara pisze, że traktowały ją dobrze „czyli ignorowały [ją] i zajmowały się swoimi sprawami”. Domek rodziny Pająków był biedny i prawie pozbawiony mebli, ze znajdującą się na dworze wygódką. Jak wspomina Tamara, wszystko wydawało jej się „brzydkie i liche”. Z tą brzydotą i nędzą chatki kontrastowała znajdująca się tam „klatka z zielona papugą” (ZP:40). Papuga ta okaże się znacząca dla losów dziewczynki.

 

Brzydotę dnia codziennego przełamuje tylko odświętny porządek niedziel, które wiążą się z wyjściami do kościoła w lepszych ubraniach. W kościele, który Marusia znała już z potajemnych wizyt w towarzystwie swojej bony, panny Jadzi, dziewczynka modli się o szybkie zakończenie wojny. Ksiądz, który „łagodnie się od niej uśmiecha”, niedawno ją ochrzcił. (ZP:41)

 

Genowefa Pająk, pragnąc zalegalizować pobyt żydowskiej dziewczynki w swoim domu, nie tylko organizuje jej chrzest, ale także zgłasza ją władzom okupacyjnym jako swoje pozamałżeńskie dziecko, rzekomo wychowywane dotąd przez jej ciotkę w Generalnym Gubernatorstwie. Było to konieczne, jako że Marusia osiągnęła wiek, w którym podlegała obowiązkowi szkolnemu. Dzięki zgłoszeniu będą jej też przysługiwać racje żywnościowe, ale załatwienie tego wiąże się z ogromnym ryzykiem dla Genowefy i wymaga od niej nie lada odwagi - oraz łapówki w postaci boczku, sera i wódki, jaką przedsiębiorcza kobieta wręcza niemieckiemu urzędnikowi. Brawurowe wysiłki Genowefy kończą się sukcesem i tak oto Tamara Cygler zwana Marusią oficjalnie staje się Bogusią Pająk. (ZP:102)

 

Pobyt Marusi Cygler u niewątpliwie troszczącej się o nią, a nawet kochającej ją opiekunki, którą zresztą nazywa „mamusią”, wiązał się z wieloma niebezpieczeństwami. Kilka dni po tym, jak dziewczynka została przekazana pod opiekę Genowefy Pająk, doszło do groźnego incydentu, w wyniku którego Gestapo zainteresowało się adresem, pod którym przebywała dziewczynka. Jej opiekunka, rozumiejąc powagę sytuacji, każe Marusi nocą udać się pod jeden z adresów w Będzinie, pod którymi mieszkają znajomi jej matki. Osoby te to „Basia” oraz „pan B.” - koledzy Racheli ze studiów medycznych. Pod żadnym z tych adresów dziecko nie uzyskuje pomocy; przeciwnie, straszy się je Gestapo. Osamotniona dziewczynka postanawia przeczekać noc pod ławką na skwerze. Nad ranem wraca do domu Pająków, wspina się na stryszek i zasypia wtulona w ciepłe króliki. Po latach napisze tak: „Nigdy nie zapomnę tej nocy.” Ale zaraz potem dodaje: „Nie osądzam ludzi, którzy w niebezpieczeństwie, nie ryzykują własnym życiem i życiem swoich rodzin.” (ZP:47)

 

Tuż po tym incydencie Marusia zostaje na około dwa miesiące wysłana do mieszkającej w Dąbrowie Górniczej znajomej związanej z niemieckim żołnierzem; gdy kończą się pieniądze, Genowefa zabiera Marusię znowu do siebie.

 

Wkrótce potem dziewczynka zostaje dla bezpieczeństwa wywieziona na wieś. Miejscowość ta to Wręczyca pod Częstochową , gdzie Marusia spędza dwa lub trzy miesiące i gdzie towarzyszy jej skrajny głód, a jej zajęciem jest pasanie krów.

 

Następny adres Marusi to Wojkowice Komorne, gdzie zamieszka u rodziny szwagra Genowefy Pająk, Józefa, dyrygenta orkiestry, ożenionego z Niemką o imieniu Gertruda. To bezdzietne małżeństwo ma psa, z którym dziecko lubi się bawić. Zostaje u nich przez siedem lub osiem miesięcy, przy czym Genowefa odwiedza ją u szwagra raz w tygodniu. Marusia uczy się tutaj od pana domu gry na pianinie; pani domu daje jej lekcje niemieckiego, ale również zmusza do pracy przy prowadzeniu domu. Wkrótce jednak umiera na raka. Jest koniec 1944 r.; Marusia zapada na tyfus - Genowefa zabiera dziecko z powrotem do siebie, sprowadza do chorej kolejno sześciu lekarzy. Dziewczynka ciężko choruje przez ponad dwa miesiące.

 

Podczas choroby ma miejsce pewne wydarzenie lub jego wizja: otóż, jak wspomina Marusia,

 

"nasza zielona papuga wyleciała z klatki. Wszyscy próbowali ją łapać; biegali po pokoju, wspinali się na stół, ale zielona papuga nie dała się złapać i odleciała (…) Rozwinęła skrzydła i wyleciała przez otwarte okno - i znikła. Prze głowę przeszła mi myśl: jestem jak ta zielona papuga (…) Wyzdrowiałam z tyfusu (…) Wzrokiem omiotłam pokój - papuga była w klatce. - Czy ona odleciała? - spytałam Genię. - Nie, nigdy." (ZP:29)

 

Nie minął miesiąc, odkąd Marusia/Bogusia wyzdrowiała, gdy w domku państwa Pająków miało miejsce przeszukanie, a w jego efekcie aresztowanie pana domu - Gestapo znalazło u niego bowiem części od motocykla i oskarżyło go działalność partyzancką. Tydzień później (wedle pierwszego świadectwa) lub następnego dnia (wedle drugiego świadectwa) do Zagłębia weszło wojsko radzieckie.

 

Po zakończeniu wojny kuzynka Marusi, Kitia Altman, wyzwolona z obozu śmierci Auschwitz, a następnie wywieziona przez Czerwony Krzyż do Szwecji, kontaktuje się telegraficznie z Genowefą Pająk, ta zaś, szczęśliwa, że przyjaciółka przeżyła, przekazuje Bogusię pod opiekę matce Kitii. Wkrótce dziewczynka wyjeżdża do Warszawy, by zamieszkać z kuzynką Frejką Sternik. Tam będzie uczęszczać do szkoły i tam właśnie, w lipcu i grudniu 1945 r. złoży oba świadectwa zawarte w książce.

 

Tamar Dror

 

Dalsze losy Tamary Cygler związane są z Palestyną/Izraelem, dokąd – przez Francję - wyjechała w wieku 11 lat, by zamieszkać ze swoją ciotką Dorą, siostrą Ru. Szukając własnej tożsamości i – wedle słów swojej kuzynki – cierpiąc jednocześnie na zespół stresu pourazowego – przenosi się do kibucu Shvaim pod Tel-Awiwem. Wychodzi za mąż jako siedemnastolatka, rozwodzi się, ponownie wychodzi za mąż i zostaje matką dwóch synów. Zakłada w Shvaim Szkołę dla Dorosłych - miejsce, gdzie można rozwijać swoje hobby i zainteresowania. Wraz ze swoim mężem Amnonem Tamar obraca się wśród elity intelektualnej Izraela.

 

Po wojnie Genowefa Pająk nigdy więcej nie zobaczyła Tamary, natomiast pozostawała przez wiele lat w kontakcie listownym z Kitią Altman, nazywającej ją „cichą bohaterką”, która bez wahania ponownie zaryzykowałaby dla Tamary swoje życie (ZP:105) Genowefa Pająk zmarła po długiej chorobie w r. 1974. Dzięki staraniom Henrietty w roku 1982 r. została upamiętniona jako sprawiedliwa wśród narodów świata i otrzymała swoje drzewko, które odtąd rośnie w Jad Waszem.

 

Choć było to dla Genowefy bolesne i niezrozumiałe, Tamara wyparła całkowicie traumatyczne wspomnienia z czasów okupacji oraz swoją przedwojenną tożsamość i w związku z tym nie utrzymywała żadnego kontaktu z opiekunką z czasu wojny. Jak pisała Henrietta Altman, Tamara „nie chciała mieć przeszłości” (ZP:86). Tym niemniej po latach to przeszłość odnalazła ją – a mianowicie w r. 1991 Tamara otrzymała list z będzińskiego Muzeum Zagłębia, informujący ją o przygotowaniach do wystawy prac jej ojca i zawierający prośbę o pomoc w uzyskaniu wszelkich niezbędnych informacji (ZP:18). Było to dla niej wydarzenie o charakterze przełomowym, które przywołało wojenne wspomnienia oraz – wywołało powrót do jej pierwotnej tożsamości. Tamara ujmuje to krótko: ”Próbowałam o tym wszystkim zapomnieć, ale nie było to możliwe” (ZP:21). W miesiąc po swoich 58. urodzinach, w kwietniu 1993 r., Tamara odwiedza Będzin wraz z dziesięciorgiem krewnych ze strony matki (Erlichów). Jest to dla nich okazja do odwiedzenia znanych miejsc: terenu getta, fabryki Rossnera itd.



Otwierając wówczas wystawę w Muzeum Zagłębia, w tym wystawę 55 prac Samuela Cyglera, Tamara zwróciła się do publiczności następującymi słowami:

 

„Mieszkańcy Będzina i szanowni goście! Jestem głęboko wzruszona tym, że stoję tu dzisiaj przed wami. Pragnę podziękować panu prezydentowi Raczyńskiemu i pani Ale[ks]andrze Daab, dyrektor Muzeum [Zagłębia] w Będzinie. Te dwie piękne wystawy to wynik ich inicjatywy i niestrudzonych wysiłków. Jedna z nich to wystawa dzieł mojego nieżyjącego ojca.” (ZP:28).

 

Podsumowując swoją wizytę w późniejszym liście do kuzynki, pisze:

 

„Otwarcie było nadspodziewanie fantastyczne! To, co zaplanowano jako oficjalne wydarzenie stało się czymś bardzo wzruszającym dzięki kustosz Ale[ks]andrze Daab, tak bardzo zainteresowanej pracami mojego ojca. (ZP:22) O samej wyprawie pisze, że była „jednocześnie smutna i wesoła (…) Byliśmy razem szczęśliwi i być może to bycie razem roztopiło smutek”. (tamże)

 

Tamar Dror, nazywana w dzieciństwie Marusią, zmarła wkrótce po swojej wizycie w Polsce w wyniku udaru. Miała 58 lat.

 

W posłowiu do wspomnień, jakie nam zostawiła, następujące przesłanie wydaje się najważniejsze:

 

„Przez te lata, kiedy odbudowywałam swoje życie i przebudowywałam swoją indywidualność, brakło mi odwagi, by powiedzieć sobie: ty jesteś Marusia Cygler, jedyne dziecko Ru Cygler, dentystki, i Samka Cyglera, malarza. Przeżyłaś! Nie jesteś taka jak inni: jesteś zieloną papugą. Byłaś bezlitośnie prześladowana i skazana na śmierć, ale przeżyłaś – z odwagą i smutkiem (…) Więzi powstałe między ludźmi nie są towarami przechodzącymi z rąk do rąk, opartymi na zasadzie wytwarzania i konsumpcji, dawania i brania. Takie więzi darowuje się hojnie z miłością – i odbiera wdzięcznie z podziękowaniami. Wszystko, co otrzymałam, przekazałam na swój sposób dalej. Dedykuję moją historię wszystkim tym wspaniałym ludziom – Żydom, Polakom, a nawet Niemcom, których ścieżki przecięły się z moimi”. (ZP:62)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
21 listopada 2023   Dodaj komentarz
literatura i język  
< 1 2 3 4 5 6 7 8 9 >
Albonubes | Blogi