Fatalis
Ogarnia mnie fatalizm
Niechęć chęci
Skłonność analiz
Pogarda niemania siły
Bezwład niedowładca
Spadam w różne stany
Jestem rozdwojeń
W mysleń i bojeń
Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.
Ogarnia mnie fatalizm
Niechęć chęci
Skłonność analiz
Pogarda niemania siły
Bezwład niedowładca
Spadam w różne stany
Jestem rozdwojeń
W mysleń i bojeń
Za mną wymagający, ciężki tydzień. To czas kumulacji i kulminacji różnych zobowiązań w pracy, na kursach językowych i na studiach. W ciągu kilku dni musiałam przejść rozmowę w sprawie ewentualnej zmiany pracy, napisać raport z praktyk zawodowych, przygotować się do egzaminu skończyć na czas pracę z długim tekstem. Oczywiście są to wszystko zobowiązania, które sama na siebie wzięłam i które (być może nawet klnąc i złorzecząc, ale trudno) musiałam wypełnić. Ponieważ jestem w formie, wydawało mi się, że to nic wielkiego, ale potem, po zakończonym tygodniu, poczułam ciężar wysiłku ostatnich dni. Ten wysiłek to cena rozwoju, na jaki zdecydowałam się w ubiegłym roku. Tym niemniej, pozostaje kwestia praktyczna: jak się zregenerować? Najlepiej odespać (z czym od zawsze mam problem, ale jest już nieco lepiej). Albo zająć głowę czymś innym. W ten sposób, szukając czegoś innego do poczytania wśród swoich materiałów, znalazłam swój stary tekst, opublikowany niegdyś w "Nowym Zagłębiu". Zaskoczyło mnie, jak rezonuje on dzisiaj ze mną, z tym doświadczeniem, jakie nabyłam od roku jego publikacji. A tekst ten, który udostępniam poniżej, dotyczy ZŁA, jak pisze o nim hiszpańska pisarka Espido Freire.
"Espido Freire to dwa nazwiska, którymi urodzona w Bilbao pisarka podpisuje swe książki. Imion (Maria Laura) nie używa. Idąc na spotkanie, które odbyło się 5 lipca tego roku [2013], nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że to jedna z najbardziej znanych postaci współczesnej literatury hiszpańskiej. Ta zaliczana wciąż do młodego pokolenia (rocznik 1974) anglistka, redaktorka, była śpiewaczka operowa, była bulimiczka i niedoszła prawniczka, jest laureatką wielu ważnych nagród literackich, takich jak otrzymana za książkę „Mrożone brzoskwinie” nagroda Premio Planeta. Debiutowała w 1998 r. powieścią Irlandia, a w tym roku wydała dzieło łączące cechy analizy literackiej i specyficznego poradnika – Los malos del cuento. Cómo sobrevivir entre personas tóxicas. (Czarne charaktery z baśni. Jak przeżyć wśród toksycznych osób).
W książce autorka dzieli negatywne postaci znane z baśni, ale także legend, mitów i przypowieści biblijnych na wiele kategorii ze względu na łączące je archetypiczne cechy. Następnie przytacza przykłady podobnych do wzorca patologii znane z kronik policyjnych czy codziennego doświadczenia – Espido Freire przyznaje, że materiał ma charakter autobiograficzny i rozmaite typy psychopatów, agresorów i osób trudnych oraz toksycznych, jakie sama spotkała na swej drodze.
Mamy więc wampiry, wilkołaki i ogry, smoki, wiedźmy, złe macochy oraz teściowe i siostry przyrodnie, psychopatów (jak Sinobrody – opisany przez Freire jako odrażający pedofil i morderca), złowrogich krewnych i sąsiadów (tu sklasyfikowano opowieść o księżniczce Oślej Skórce, przedmiocie kazirodczej fascynacji swego ojca oraz o synu marnotrawnym) i narcyzów. Dalej następuje analiza ofiar i wreszcie streszczenie baśni, mitów i legend.
Przytoczone historie budzą zarówno uśmiech (bo to często klasyczne, ukochane baśnie z dzieciństwa), jak i przerażenie; autorka demaskuje ich psychologiczny sens oraz często współczesną realizację, tj. opartą na podobnym wzorcu psychologicznym zbrodnię.
Kim jest na przykład w uniwersalnym znaczeniu wilk, który napada na Czerwonego Kapturka? „To sadysta z natury. Napawa się przewidywaniem, cierpieniem ofiary, z którą rozpoczyna czasem perwersyjne gierki, które mają przedłużyć odczuwaną przez niego przyjemność. Mógłby równie dobrze pożreć Kapturka w lesie; ale ze zwykłego zabójstwa nie czerpie się tyle przyjemności, co ze strachu, torturowania, gwałtu czy podstępu. (...) Wilk chce, by dziewczynka wiedziała, że to właśnie on ma nad nią władzę, i to on właśnie ją zabija.”
Gdzie możemy spotkać współczesne wilki? „Las może być w rzeczywistości miejscem pracy. Wilk, którego łączy z innymi negatywnymi postaciami z baśni egoizm, brak empatii i konieczność uzyskania natychmiastowej gratyfikacji, może intensywnie zazdrościć Kapturkowi koszyczka i nie ustanie, dopóki mu go nie odbierze. (...) Obelgi, prześladowania, groźby – ucieknie się do wszystkiego.”
Do smoka z kolei porównuje autorka Breivika, „fundamentalistę religijnego i ideologicznego, narcyza uwiedzionego przez skrajną prawicę, który lubił przebierać się w mundury, a potem fotografować.” (...) „Smok Breivik miał pełną świadomość swoich zamiarów i z metodycznym spokojem oraz wielką przyjemnością wprowadził je w czyn (...). Pragnął zabijać i to zrobił.”
Podczas niezmiernie ciekawego spotkania autorką z widowni padło wiele zasadniczych pytań, na które Espido Freire ze swadą odpowiadała.
Skąd zło? Może być wrodzone, może wyuczone przez naśladowanie otoczenia. Okrucieństwo psychiczne i brak empatii również stanowią formę zła. Złego charakteryzuje właśnie brak empatii. Nie uczy się on na błędach, idzie za kaprysem, żądzą – seksu, pieniędzy, sukcesu itp. Ofiary osób toksycznych znoszą często złe traktowanie, ponieważ wydaje im się, że to, co się przydarza, jest normą. Gdy jednak ostatecznie zdamy sobie sprawę, że jesteśmy ofiarą toksycznej osoby, nie powinniśmy mieć jednak poczucia winy, ale poczucie odpowiedzialności – albowiem cała wina spada na złego. W przeciwieństwie do osoby toksycznej, jej ofiara obdarzona jest „empatią kompulsywną”, musi zatem pomagać, poświęcać się i wybaczać, zapominając o sobie.
Jednym z najważniejszych i najbardziej nośnych przedstawień osoby toksycznej w literaturze jest wampir. Jest on prefiguracją psychopaty, osoby skrajnie aspołecznej, która żeruje na swej ofierze. Espido Freire zauważyła, że niezwykle popularna ostatnio książkowa i filmowa wampirza saga może być odczytywana jako przykład złej edukacji młodych dziewcząt; uczy się je, by nie uciekać przed wampirem, lecz poświęcić się dla toksycznego związku. Postać wampira jest atrakcyjna i stąd przemawia do młodzieży, która jest przecież „w całości sterowana hormonalnie” i na bakier z logiką...
Dlaczego więc czynimy zło? Ponieważ możemy, odpowiada pisarka. Ponieważ to nic nie kosztuje. Toksyczne osoby, psychopaci i inni są jak maszyny do zaspokajania swoich żądz, a w skrajnych przypadkach nawet do zabijania. „Psychopata jest maszyną zaprojektowaną tak, by przetrwała bez względu na koszty, wliczając w to zniszczenie społeczeństwa, jeśli stanie ono na jego drodze,” czytamy w rozdziale pt. „Psychopaci. Ci, którzy mogą cię zabić.”
Za wysyp toksycznych osób pisarka [winą] obarcza częściowo wychowanie i obecną sytuację gospodarczą. Wyrastają kolejne pokolenia jedynaków, którym nie stawia się granic. To pokolenie kultury obrazkowej, podczas gdy jeszcze poprzednie pokolenie kierowało się myślą. Młodzi ludzie są więc impulsywni i nastawieni na natychmiastowe zaspokojenie swoich potrzeb; brak im za to refleksji; funkcjonują niejako dwubiegunowo, tj. albo coś budzi ich akceptację, albo jest odrzucane – bez stanów pośrednich. Nasze społeczeństwo, czytamy w książce, „stymuluje współzawodnictwo, egoizm, konsumpcjonizm i natychmiastową gratyfikację, jest pożywką dla psychopatów.”
Szczególne ostrzeżenie kieruje Freire do kobiet. Analizując historię o Pięknej i Bestii pyta: „Jak to możliwe, że Piękna - wesoła, dobra, słodka - która kocha książki i przyrodę, zgadza się naprawiać posępną Bestię? Z tego samego powodu, dla którego Jane Eyre zakochuje się w swym posępnym pracodawcy, i kocha go jeszcze bardziej, gdy ten traci wzrok i rękę. Z powodu kobiecej fascynacji kanaliami”.
Espido Freire podkreśla ponownie pod koniec książki, że nie uprawia w niej analizy literackiej dla samej sztuki: „Potwory, czarownice, złe macochy, wampiry istnieją. Otaczają nas na co dzień; znajdujemy je wśród naszych krewnych, wśród przeżywanych przez nas miłości, w biurze, na końcu każdej ulicy. Rzecz w tym, że tak ich nie nazywamy; wolimy mówić o manipulatorach, psychopatach, rodzinach dysfunkcyjnych lub traumach czy kompleksach. I nie spotykamy ich w lesie czy na cmentarzu bądź w ciemnych komnatach złowrogich zamków”.
Strzeżmy się zatem."
dla Zo.
Wcale nie umarłam tylko
musiałam się schować
i leżę cichutko
nic mnie nie wywabi
z brukselskiego bruku
i z ardeńskich wód
w każdym z tych miejsc
gdzieśmy płakały
gdzieśmy się bawiły...
wybuchające stacje i lotniska
amatorskie bomby
nie zawrócą mnie;
nie zawrócą mnie
nienawistne komentarze
udawany żal
pod wpisami o życiu
które będzie trwało
w tle
tak się cieszę
że byłam
poza tym
nie zapomnij mnie
a będę była
W kwietniu spotkałam się wirtualnie z młodzieżą jako wykładowca. Młodzież ta studiuje kierunki filologiczne i o językach właśnie chciała słuchać. Zadawała pytania, słuchała odpowiedzi i znowu zadawała… Przez długą i przyjemną chwilę wydawało mi się, że wróciłam do sali wykładowej albo że prowadzę ćwiczenia na uniwersytecie. Za czym bardzo tęsknię. Tym niemniej, kiedy minęły dwie godziny spotkania, zdałam sobie sprawę, że chciałabym powiedzieć im jeszcze tyle rzeczy… miałam przecież przygotowane notatki. Dlatego właśnie powstaje ten wpis. Dla Was, drodzy tłumacze! Chciałabym, byście wiedzieli, co następuje. Są to rady, a rad się nie słucha; i tak do wszystkiego musicie dojść sami:
Moim zdaniem nie ma tekstu zbyt łatwego i zbyt trudnego do przetłumaczenia. Jeśli wydaje się za trudny – potrzebujecie tylko więcej praktyki; jeśli zbyt łatwy – chyba gdzieś tkwi pułapka i być może czegoś nie dostrzegacie.
Rozmawiajcie z klientami, zachęcam Was. Klient powie Wam, czego oczekuje, a Wy jemu – co możecie dostarczyć, w jakim terminie i za ile. Bawi mnie do dziś moja własna przygoda z tłumaczeniem dokumentów pojazdu sprowadzonego ze Stanów Zjednoczonych, którego kolor określono jako cactus mica. Oględziny w Google’ach nie na wiele się zdały, bo na różnych ekranach kolor prezentował się różnie, gdzieś między zielenią a szarością. Po długich rozterkach zadzwoniłam wreszcie do klienta i poprosiłam go o ocenę koloru samochodu, który stał zresztą pod jego domem. Słysząc niepewne „eeee”, poprosiłam o interwencję jego żonę (kobiety mają z reguły lepszą percepcję barw). I tak ustaliłyśmy kolor, który następnie ubrałam w słowa. Oszczędziłabym czasu, dzwoniąc do klientów od razu po nabraniu wątpliwości.
Jako tłumacze od początku ufajcie swoim umiejętnościom; będą one rozwijać się w czasie.
Tłumaczenie można opisać jako most albo prom kursujący między dwiema wyspami. Zrozumienie tekstu wyjściowego i jego przełożenie na język docelowy to proces, z rzadka raczej błysk objawienia. Dużą rolę gra tu intuicja. Jeżeli tłumaczenie nie chce do Was przyjść, prześpijcie się z tym, a wówczas Wasz mózg znajdzie połączenie i przywoła, co wydaje się potrzebne albo podrzuci Wam ekwiwalent czy najlepiej pasujące słowo. Tłumaczenie pisemne jest diachroniczne, pozwala zatem na refleksję i autokorektę.
Język jest środkiem komunikacji i ekspresji, ale może także być źródłem zachwytu i piękna. Jednak w standardowych tekstach typu umowy nie liczcie na wiele. Właśnie przypomniałam sobie tłumaczenie umowy dla wielkiego wydawnictwa, gdzie znalazłam zdanie siedemnastokrotnie złożone.
Jestem przekonana, że ludzie za dużo mówią, jak również - dzięki łatwemu dostępowi do internetu – za dużo piszą. Większość produkcji mówionej i pisanej jest całkowicie miałka, pozbawiona znaczenia i zbędna. Osobiście staram się pomyśleć zanim się wypowiem, więc w efekcie mówię niewiele; dzięki temu uchodzę za osobę niezwykle mądrą lub niespotykanie głupią. Większość tekstów, jakie istnieją, jest złej jakości i musimy się z tym pogodzić. Tłumaczenie źle napisanego tekstu jest męczarnią. Tłumaczenie dobrze napisanego tekstu jest czysta przyjemnością, nawet jeśli zawiera on trudne i nieznane słownictwo. Taki tekst tłumaczy się niemal sam. W ubiegłym roku kupiłam dwujęzyczne wydanie „Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego” Adama Mickiewicza; tłumaczenie polskiego tekstu na hiszpański jest po prostu znakomite. Oczywiście, tłumaczenie nie może raczej przewyższyć oryginału – musimy pracować z tym, co mamy, a rzadko jest to tekst klasy Mickiewicza.
Regularny dopływ nowych, urozmaiconych zleceń zapewnia tłumaczowi stanowisko tłumacza na etacie w biurze tłumaczeń i jest to chyba najlepsza szkoła zawodu; większe ryzyko biorą na siebie wolni strzelcy.
Dla mnie tłumaczenie jest docieraniem do jądra znaczenia, obwąchiwaniem słów, próbą rozbijania zdań na cząstki; jest analizą, a następnie składaniem w procesie syntezy. Tłumaczenie jest aktem twórczym. Aby tłumaczyć, nie musicie doskonale opanować danego języka; umiejętność tłumaczenia przenosi się między językami. Tłumaczenie to podróż od języka źródłowego do języka docelowego, ale co dzieje się po drodze? To właśnie tajemnica. Albo, praktycznie biorąc, nieskończona liczba malutkich wyborów i decyzji dotyczących ekwiwalentów, gramatyki i składni. Kiedy zaczynałam tłumaczyć, przerażało mnie to, że jeden wybór prowadzi do kolejnego, ponieważ zrozumiałam, że gdy już się coś zapisało, był to akt nieodwracalny. Oczywiście można zrewidować własne tłumaczenie i dokonać korekty, ale nie będzie to już wtedy to samo tłumaczenie. Jedna zmiana poruszy lawinę.
Nie jestem lingwistą, jestem filologiem, co się tłumaczy „kochający słowa”. Mam do słów duży szacunek i staram się ich nie nadużywać. Zachęcam Was, byście uważali na słowa, ale także – byście byli twórczy.
Mieszkam w trójjęzycznym kraju i jestem matką dwujęzycznego nastolatka. Zalety dwujęzyczności obejmują podwyższoną inteligencję i podwójne słownictwo, ale ma to swoją cenę. Jest jeden język, który dominuje i w miarę upływu czasu przejmuje dowodzenie: język wykładowy u dzieci starszych, język placu zabaw u dzieci młodszych. Dwie kompetencje osoby dwujęzycznej nie są więc identyczne. Tłumaczenie ustne czy pisemne nie jest wcale oczywistością dla osoby dwujęzycznej; wymaga rozwinięcia dodatkowych umiejętności i zdobycia wykształcenia.
Na koniec mała refleksja - co ciekawe, istnieje taki zwrot jak „opanować język” (w stopniu takim to a takim). Moim zdaniem to przezabawne i bardzo aroganckie stwierdzenie, bo to język nad nami panuje, nie my nad nim. Zwłaszcza, gdy jesteśmy zdenerwowani, źli, zmęczeni i nie możemy się wysłowić: słowa, które wreszcie nadchodzą są tak potężne, że kontrolują nas, dotykając w nas czegoś bardzo głęboko ukrytego. Słowa często używają nas.
Tragedia w sensie greckim polega na napięciu czy pęknięciu między koniecznością a zobowiązaniem. To właśnie tragiczny wybór między czymś, co jest złe, i czymś, co się źle dla nas skończy.