Wielkie zamieranie, wstęp
Jesień to zamieranie, śmierć różnych form życia. Życie jednak broni się dzielnie, a nawet mi rozkwita. Wczoraj deszcz zasilił moje balkonowe rośliny, a ja tylko patrzę, ile jeszcze będą się broniły.
Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.
Jesień to zamieranie, śmierć różnych form życia. Życie jednak broni się dzielnie, a nawet mi rozkwita. Wczoraj deszcz zasilił moje balkonowe rośliny, a ja tylko patrzę, ile jeszcze będą się broniły.
Pada sobie od dwóch dni. Rano w płuca wciągam rześkie powietrze i idę w świat cały. Jest przyjemnie chłodno, a nawet można lekko zmarznąć, więc lepiej spać przy zamkniętym oknie.
W pracy dziś wystąpiłam z prezentacją podczas pewnego spotkania. Zawsze jest to dla mnie potężny stres; nie zmienia się nic mimo upływu lat i treningu, jaki życie mi zgotowało. I tak, na godzinę przez wystąpieniem, z nerwów byłam zmuszona pobiec do ubikacji w wiadomej sprawie. Śmiech mnie ogarnął: stara kobieta, a jak małe dziecko. Potem, kiedy już mówiłam do mojego grona słuchaczy, umysł tradycyjnie zaćmiewała mi mgła mózgowa, język kołowaciał, a słowa uciekały. Oczywiście dałam radę, byłam przygotowana i tak dalej, tym niemniej fascynująco przedziwne jest, jak bardzo mnie, po dziesiątkach lat, stresują takie zwyczajne sytuacje. Nie cierpiałam zawsze egaminów ustnych; wychodząc z nich, miałam wrażenie, że zrobiłam z siebie debilkę.
Ale tak o sobie nie można mówić.
Zrobiłam, co mogłam, najlepiej jak w danej chwili mogłam. I już. Jestem z siebie za-do-wo-lo-na.
Kiedy wyszłam z pracy i stanęłam na przystanku, obok mnie przejechał samochód z rejestracją zawierającą skrót, który przypadkiem oznacza miejsce, gdzie pracuję.
Nie chce mi się nawet pisać o piłce nożnej w wykonaniu polskiej kadry. Ta gromadka - zbieranina - wyczerpała zasoby mojej cieprliwości oraz sympatii. Na szczęście pamiętam mistrzostwa z 1982 roku; kiedyś graliśmy jak ludzie, nie wyżelowane patałachy.
Moim zdaniem futbol stał się ofiarą zbyt dużych pieniędzy zbyt szybko zarabianych. Na klubach i zawodnikach pasożytują działacze, podpowiadacze i ustawiacze zakładów. A kibice się łudzą, że oni (piłkarze) grają naprawdę. A oni człapią, byle do końca meczu.
Od lat bowiem twierdzę, że gdyby nasze orły troszkę pobiegały, popróbowały nazwiązać walkę, nikt nie miałby do nich pretensji. Ot, rzeklibyśmy, przeciwnik był lepszy, ale nasi się starali...
Wracam dziś z przegranego meczu drużyny Jota. I muszę uczciwie powiedzieć, że obie drużyny młodzieżówki najniższej ligi belgijskiej zagrały technicznie lepiej, a i biegały więcej niż dorosła reprezentacja Polski. Ta konstatacja jest w istocie bardzo smutna.
Przecież zaledwie rok i trzy miesiące temu byliśmy oboje świadkami - na dawnym stadionie Heysel, dzisiejszym stadione króla Badouina, w ramach Ligi Narodów - jak Belgowie leją nas sześć do jednego. Wystarczyło, że tworzyli zgraną drużynę.
A teraz czekamy (nie)cierpliwie na wybór nowego trenera polskiej kadry. Nie będzie miał biedak lekkiej pracy.
Zgodnie z zapowiedziami pogoda trochę nam odpuściła. Mamy jakieś 22 stopnie i da się oddychać. Co prawda nie należy przyspieszać kroku, bo na czoło wychodzi wtedy lepki pot, ale i tak jest lepiej.
Od wielu dni powietrze jest bardzo zanieczyszczone i trochę to odczuwam, jak to astmatyk: pokasłuję.
Powoli, powoli próbuję odnaleźć siły fizyczne.
Dzisiaj urodziny mistrza mowy polskiej, Juliana Tuwima.