Promocja ograniczona w czasie
Przekwitły akacje. Kwitną bujnie lipy i jaśminy. Słodycz tych aromatów miesza się w ciepłym powietrzu i miesza nam w głowach.
Szybko, zaraz skończy się ta promocja!
Blog zastępczy, szary, pakowy, gat. II. / Albonubes: typowa szatynka.
Przekwitły akacje. Kwitną bujnie lipy i jaśminy. Słodycz tych aromatów miesza się w ciepłym powietrzu i miesza nam w głowach.
Szybko, zaraz skończy się ta promocja!
Pięć lat temu opuściła ten świat Zo., moja przyjaciółka, piękny, dobry człowiek. Tęsknię, pamiętam. Z nią będą mi się zawsze kojarzyć złote mniszki, które kwitną wiosną.
Puściłam Jotowi jedną z moich ulubionych piosenek z jednego z moich ulubionych filmów. - Czy to Elvis Presley? - pyta mój Jot, dziecko dwudziestego pierwszego wieku. - To Dean Martin - wyjaśniam.
Dean Martin śpiewa piosenkę "My rifle, my pony and me" w filmie "Rio Bravo" (1959) leżąc, z kapeluszem nasuniętym na twarz, jakby od niechcenia. Śpiewa kowbojską balladę gładkim jak jedwab, idealnie czystym barytonem z wibrato. "No more cows to be ropened". Żadnych krów do przywiązania. Można odwiesić kapelusz.
Głos aktora nie tylko koi, ale dotyka czegoś istotnego w słuchaczach, może dlatego, że "Rio Bravo" jest skromnym filmem o przyjaźni i współpracy, o przezwyciężaniu nałogu i o sprawiedliwości. Kiedy byłam dzieckiem, zrobił na mnie - obejrzany w TV - wielkie wrażenie. A muzyka zwłaszcza. Podwójna płyta Deana Martina była ostatnim prezentem, jaki dałam na święta mojemu ojcu.
"Troje moich towarzyszy: moja strzelba, mój koń i ja". Ciepłe wieczorne powietrze dotyka twarzy; wciągasz w nozdrza zapach ogniska i stajni. Samotność i bycie w pełni sobą jednocześnie. Foletowe światło w wąwozie. Balsamiczny wieczór.
Czego i Czytelnikom życzę.
Nie było mnie tam półtora roku; teraz pojechałam, po raz kolejny, z akcją informacyjną o Unii Europejskiej, jak poprzednio.
Ale też jadłam pyszne rzeczy, piłam pyszne rzeczy.
Spotkałam się z młodzieżą z Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie kiedyś pracowałam, z uniwersytetu SWPS, gdzie pracują przez mnie wyszkolone kadry, z Uniwersytetu Pomorskiego, którego władze dawno temu uczyłam tłumaczeń, a także pewnego liceum ze Słupska.
W przerwie między wizytami i rozmowami z młodzieżą wystąpiłam na konferencji w Gdańsku:
przy okazji zwiedzając odrobinę Oliwę. Śliczne miasto Gdańsk, wygodna komunikacja, dobre jedzonko zachwyciły mnie zwyczajnie.
Będąc w Ustce, miałam okazję przejść się wzdłuż poszarpanego sztormami brzegu, po wydmach i pachnącym żywicą lasem. Jadłam dorsza, jadłam ciasto z rabarbarem. Byłam goszczona jak księżniczka.
Równie świetnie mi było w Warszawie, gdzie miałam zajęcia na Wydziale Lingwistyki, gdzie mogłam spędzić parę godzin z bibliotece uniwersyteckiej, pospacerować po Saskiej Kępie, zjeść lody w ulubionym towarzystwie mojej drogiej, od lat zresztą, Ka.
Kiedy tak siedziałam w BUW-ie, minęła mnie grupka francuskojęzycznych; przez sekundę poczułam się jak w domu.
Wyprawę odbyłam pociągiem; do Warszawy wszystko grało, ale powrót okazał się wyczerpujący. Nie zdążyłam na ostatnie połączenie w Kolonii, miałam więc dodatkowe dwie godziny; poszłam na kawę i szarlotkę. Do domu dotarłam bardzo późno i z przygodami. W pociągu doszło do kradzieży; obsługa otoczyła złodzieja i czekała na przyjazd policji.
Wszędzie się spieszyłam, spocona, z językiem na wierzchu, zmęczona i niedospana, ale ostatecznie zadowolona, bo młodym podobały się moje wystąpienia, bo młodzi reagowali znakomicie na poezję, którą też ze soba przywiozłam. Czyli coś tam ma sens.
Jestem nawet całkiem pewna, że wiele rzeczy, w tym moich wysiłków ma sens. Dlatego że po moich zajęciach podeszła do mnie jedna czy druga osoba, mówiąc, że "to najlepsze zajęcia, na jakich byłam", "to było zupełnie inne od wszystkiego". Bardzo to podnoszące na duchu, ale też jakoś smutne, bo wiedząc, że jestem inna, wiem, że jestem zawsze sama.
W zasadzie nie chce mi się wypowiadać, zatem przytoczę własny wpis sprzed roku:
Tak się robi, podle, politykę i fejm.
Czasem myslę, że czasy nie są dla mnie, że w takim świecie nie ma dla mnie miejsca.
I żal, że nikt mnie nie pocieszy.