Zapach goździków i nie tylko
Podobno jest tak, że zapach odwołuje się do naszych najgłębszych, najpierwszych wspomnień, i że przez nos można dotrzeć wprost do mózgu. Wierzę w to, zwłaszcza, że zapachy wracają do mnie czasem niespodziewanie i spontanicznie - i przynoszą ze sobą wspomnienia, a wspomnienia przynoszą zapachy.
W dawych czasach przaśnego PRL bywałam przez rodzinę delegowana do zakupu kwiatów, zwłaszcza z okazji imienin, powiedzmy, brata mamy. Szło się do kwiaciarni po bukiet goździków z przybraniem. Sprzedawczyni (właścicielka kwiaciarni, bo to była prywatna inicjatywa) pakowała taką wiązankę w szary papier, który zabezpieczało się szpilkami. No i po rozpakowaniu kwiatów z papieru buchał w nos słodki zapach goździków. Który teraz dogania mnie w supermarkecie, gdy idę na zwykłe zakupy spożywcze - bo tutaj, w B., goździki cały czas są modne.
Kiedyś, zimą, szłam do stacji metra M., tej, która wybuchła w 2016 r., a przede mną szedł facet palący e-papierosa. W pewnej chwili buchnął mi w twarz kłąb papierosowego dymu o zapachu waty cukrowej. Wślizgnął się szybko do odległych zakamarków mojego mózgu i przywołał błyskawicznie (i nieoczekiwanie) wspomnienie animowanego filmu "Barbapapa". Olśniło mnie w tamtym momencie, że nazwa filmowych stworów z mojego dzieciństwa (które uwielbiał mój brodaty ojciec, zawzięty palacz), wzięła się od zwrotu "barbe à papa", czyli wata cukrowa, a dosłownie - tatusiowa broda. I tak to w sekundę zapach połączył w jedną logiczną całość nieoczekiwany bodziec i odległe wspomnienia, rozwiązując zagadkę, która pozornie nie domagała się rozwiązania, ba! o której istnieniu nie wiedziałam.
Trzeba mieć nosa.
Dodaj komentarz