Walonia
Doturlałam się wczoraj wieczorem koleją do Namuru, gdzie dziś rozpoczęła się konferencja anglistyczna. Ja występuję jutro po południu, więc nadal grzebię w prezentacji, która jest stroną internetową. Jak wszyscy wiedzą, ppt nienawidzę, zaczęłam więc zakładać strony związane z wystąpieniami. Co pozwala mi gromadzić w jednym miejscu potrzebne materiały, które potem łatwiej jest przekształcić w spójny tekst.
Powietrze jest ohydnie wilgotne, prawie 100%. Mimo bezchmurnego nieba ta wilgoć wbija się pod ubranie. Zapomniałam, że jestem bardzo blisko dużej rzeki.
Wczoraj kolacjowałam w pizzerii mieszczącej się na parterze hotelu. Bardzo byłam zadowolona z porcji makaronu jak dla drwala i kieliszka lekkiego białego wina. Pojadałam więc dobrze, choć przeszkadzał mi gwar rozmów, zwłaszcza że panowie Francuzi przy stoliku obok rozmawiali o polowaniu i strzelaniu. Najpierw myślałam, że mówią o strzałach na bramkę, ale szybko się rozczarowałam, gdy alkohol coraz bardziej wpływał na głośność rozmowy i łątwiej rozróżniałam słowa.
Jutro muszę wymeldować się z rana, żeby pójść na uniwersytet około dziesiątej, więc zaczęłam szukać przechowalni bagażu. Zaklepałam z góry skrytkę - robię tak od czasu wrześniowego urlopu w Hiszpanii, bo spacer z walizką przy moich zmęczonych stawach to niepotrzebny wysiłek. W gruncie rzeczy takie drobiazgi tworzą rzeczywistość. Nie chcę się przeciążać; i tak przepracowałam dzisiaj pół dnia, czyli wysiłek (mentalny) podjęłam. Spo-wal-niam obecnie wszystkie czynności, które z takich czy innych powodów podejmuję...

Dodaj komentarz