W poszukiwaniu zaginionej kawy
W środę poczułam się odmłodzona, a zaraz potem strasznie stara. Zadzwoniono do mnie bowiem ze Sztabu Generalnego (czytaj z biura dyrektora) z prośbą-poleceniem, abym odnalazła zaginioną kawę. Otóż biuro dyr. zamówiło kawę i przekąski, które nie dotarły do sali zebrań mieszczącej się w moim bdynku; gdzie mogły być?
Natychmiast poczułam się o dziesięć lat młodsza, ponieważ dziesięć lat wcześniej moja praca polegała w dużym stopniu na dystrybucji napojów i przekąsek wśród ekspertów europejskich; z dużą ulgą zmieniłam pracę na taką, w której używam raczej mózgu. Wszelako tropienie zaginionych przekąsek wymaga sporego sprytu. Biuro dyrekcji podało mi domniemany adres, pod którym znajdowała się zaginiona kawa z przekąskami; obiecałam je prędko odzyskać.
W rzeczywistości chodziło o sprawdzenie lokalu naprzeciwko. Popędziłam tam bez kurtki; deszcz mżył, nawet nie padał. Wpadłam i wyjaśniłam panu strażnikowi, czego szukam. Był bardzo przejęty. Sprawdziliśmy dwa miejsca, gdzie mogły być przekąski. – Ja pani pokażę, gdzie jest kawiarnia – obiecał z emfazą i powiódł mnie schodami na pierwsze piętro. Gdzie zgodnie zobaczyliśmy, że zagubiona kawa i przekąski czekają. – Proszę zabrać, ile pani może. Proszę się nie spieszyć. A votre aise – mówił przejęty.
Doręczyłam pierwszą część zamówienia (papierowe kubki, sztućce, serwetki) i wróciłam z australijską koleżanką po (cięższą) resztę. Panowie (obaj młodzi, piękni z Afryki Północnej) rzucili się ponownie na pomoc, otworzyli mi drzwi „techniczne”, życzyli wszelakiego powodzenia.
Kiedy wszystko już dotarło na miejsce, mogłam odetchnąć i usiąść ponownie za biurkiem, zrozumiałam w czym rzecz, i od razu poczułam się staro. Chodzi o to, że panowie z recepcji przejęli się moją sytuacją tak mocno, bo skojarzyłam się im z ich matką, zaś arabska matka to najwyższa instancja i należy jej słuchać.
Obawiam się, że mogę być jeszcze starsza, bo przecież nawet mama Mbappe jest młodsza ode mnie.
Dodaj komentarz