Tamara, Marusia, Tamar
Tożsamość
Przed drugą wojną światową Będzin, jedno z najstarszych miast Zagłębia Dąbrowskiego, zamieszkany był w znacznej części przez ludność pochodzenia żydowskiego. Trudniła się ona handlem, przemysłem, drobnym rzemiosłem. Żydzi osiedlali się na terenie Zagłębia już od XIV wieku, zaś sam Będzin – ich główne skupisko w regionie - nazywany był „Jerozolimą Zagłębia”. W czasach nam bliższych, na początku XX w., wielu mieszkańców Będzina pochodzenia żydowskiego angażowało się politycznie na poziomie lokalnym i centralnym: wiceprezydent miasta, działacz syjonistyczny dr Salomon Weinzieher , był też bezpartyjnym posłem na sejm II RP.
W czasie II wojny światowej większość będzińskich Żydów trafiła do tutejszego getta, a stamtąd do obozów śmierci. Nieliczni, którzy przeżyli, rozpierzchli się po całym świecie - od Izraela po Australię. Byli wśród nich politycy, artyści, ludzie pióra... Dziś żyje ich jeszcze ponad tysiąc; wielu z nich skupia Światowa Organizacja Żydów z Zagłębia .
Pisząc te słowa wypełniam w moim pojęciu obowiązek upamiętnienia tych, których już nie ma.
Tamara, Marusia, Bogusia
Tamara Cyglerówna, znana w dorosłym życiu pod nazwiskiem drugiego męża jako Tamar Dror, przyszła na świat 14 marca 1935 r. w Będzinie jako jedyne dziecko Samuela (Szmula, Samka) Zieglera – malarza, i jego żony Racheli (Ru) Ehrlich – doktor stomatolog. Rachela urodziła się 2 sierpnia 1897 r. w Będzinie; w latach 20. ukończyła stomatologię w Warszawie. Samuel pochodził z rodziny kupieckiej. Studiował malarstwo w Krakowie i grafikę w Hamburgu, a następnie kształcił się w Paryżu. Był bardzo zaangażowany w działalność artystyczną (grupa „Blok” w Sosnowcu, „Jung Idysz” w Łodzi) i polityczną; dużo wystawiał w kraju i za granicą. Był też współautorem zdobień w będzińskiej synagodze, która została spalona przez nazistów 8 września 1939 r. - wraz z modlącymi się w niej ludźmi.
Rodzice Tamary, Samuel i Rachela, poznali się w Paryżu w 1932 r., tam również wzięli ślub, natomiast miesiąc miodowy spędzili w Wenecji.
W roku 1936 artysta wyjechał do Palestyny, gdzie chciał kontynuować karierę. Jednak gdy jego tamtejsza pracownia spłonęła, wrócił do Polski. Choć Samuel uczył rysunków w będzińskim gimnazjum Fürstenbergów, ciężar utrzymania rodziny spoczywał głównie na jego żonie, która była wziętą dentystką, znaną także z tego, że biedniejszych pacjentów przyjmowała za darmo. Wydaje się, że rodzina Cyglerów żyła na dobrym poziomie; mała Tamara miała bowiem bonę (najpierw Niemkę, a potem Polkę - w jej wspomnieniach nazywaną „panną Jadzią”); uczęszczała też na lekcje gry na skrzypcach. Cyglerowie mieszkali przy głównej ulicy Będzina, alei Kołłątaja, pod numerem 37, gdzie Rachela miała gabinet, a Samuel pracownię. Kamienica ta nie przetrwała do naszych czasów.
Podczas wojny rodzina Cyglerów znalazła się w będzińskim getcie. Samuel i Rachela zostali ostatecznie wywiezieni do Auschwitz, skąd Samuel trafił do Mauthausen. Tam właśnie, na krótko przed wyzwoleniem obozu, otrzymawszy informację o śmierci swojej rodziny, popełnił samobójstwo: rozgryzł mianowicie truciznę, którą żona przed laty umieściła w jego zębie. Informacja, która doprowadziła do tej tragicznej decyzji, była tylko częściowo prawdziwa: chociaż rzeczywiście Rachela zginęła w 1943 r. w komorze gazowej Auschwitz, to ich córka Tamara przeżyła wojnę.
Twórczość Samuela Cyglera została odkryta na nowo w latach 90. XX wieku. Ma on dziś swoją salę w Muzeum Zagłębia mieszczącym się w Pałacu Mieroszewskich w Będzinie.
O swoim ojcu Tamara pisze tak:
"Wspomniałam chwile, gdy stałam blisko ojca, kiedy pracował przed sztalugami z paletą w ręku. Wdychałam ostry zapach farby olejnej, mocny zapach terpentyny! Do dziś, jeśli wpadnie mi w nozdrza woń terpentyny, spływa na mnie poczucie pogodnego spokoju; świat staje się normalny; staje się bezpieczną oazą. Mam przyjaciół malarzy, których lubię odwiedzać, aby znowu wdychać te zapachy." (Zielona Papuga:34)
O sobie samej Tamara pisze zaś następująco:
"Dostałam na imię Tamara po rosyjskiej księżniczce, którą ojciec poznał w Paryżu w latach 20. Wszyscy mówili na mnie „Marusia”, co było zdrobnieniem od Tamara/Tamarusia; byłam dzieckiem z miasta. Jednak w swojej nowej roli jako Bogusława zostałam wywieziona na wieś pod Częstochowę i razem z innymi dziećmi pasłam tam krowy." (ZP:35)
Tak w dramatycznym skrócie Tamara Dror opisała zmianę tożsamości, dzięki której udało jej się przeżyć pod nazistowską okupacją.
Powyższe słowa, podobnie jak reszta cytatów, na których opiera się niniejsza praca, pochodzą ze szczupłej książeczki pt. „A green parrot. The unearthed memories of a Jewish child under Nazi occupation” („Zielona papuga. Odkryte wspomnienia żydowskiego dziecka pod nazistowską okupacją”). Książka napisana została w języku angielskim, przy czym częściowo stanowi tłumaczenie z języka hebrajskiego.
Wspomnienia te mają kilka warstw. Fakt, że książka w ogóle powstała zawdzięczamy Henrietcie Altman, kuzynce Marusi zwanej Kitią. Jak pisze we wstępie do książki Mordecai Paldiel, dyrektor Instytutu Jad Waszem w Jerozolimie,
„Kitia Altman, kuzynka Tamar w odległej Australii nie mogła i nie chciała zapomnieć o Geni Pająk, Polce, która dała schronienie małej Tamar i umożliwiła jej przetrwanie. [Myślałem] o determinacji Kitii, by nazwisko tej kobiety zostało uwiecznione w annałach Jad Waszem poprzez uznanie jej za sprawiedliwą wśród narodów świata. Zważywszy, że wówczas Tamar odmawiała wspominania swojej strasznej przeszłości, to na Kitii spoczął obowiązek przekazania tej historii w długim, pełnym faktów i poruszającym sprawozdaniu, co doprowadziło do zasadzenia w w Jad Waszem w 1982 r. drzewka dla Geni Pająk.” (ZP:7)
Na książkę składa się więc powyższa przedmowa autorstwa dyrektora Instytutu Jad Waszem, wstęp i załączniki autorstwa Henrietty Altman, wspomnienia Tamar Dror z lat 90. XX wieku oraz dwa świadectwa złożone przez nią w lipcu i grudniu 1945 r., znacząco różniące się w opisie i interpretacji jej wojennych przeżyć.
Jak już wspomniano, w czasie wojny rodzina Cyglerów, podobnie jak wielu mieszkańców Będzina i okolic żydowskiego pochodzenia, znalazła się w będzińskim getcie. Tak o tym miejscu pisze Tamara:
„Otwarte getto będzińskie leżało na obrzeżach samego miasta i życie tam stawało się coraz trudniejsze. Brakowało żywności. Pewnego dnia ogłoszono wielką deportację. Nawet zaświadczenie o zatrudnieniu – zwykle ratujące życie – tym razem nie mogło pomóc. Przewieziono nas na stadion miejski, gdzie przed wojną grało się w piłkę nożną. Było gorąco i duszno, a zgromadzono tam tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci . Zobaczyłam niemowlę w wózku – porzucone […] Zapędzono nas na dworzec kolejowy i wepchnięto do zatłoczonych wagonów bydlęcych. Powiedziałam do matki: - Mamusiu, nie jedźmy z nimi, wyskoczmy. I tak zrobiliśmy.” (ZP:31)
Samuel Cygler otworzył drzwi wagonu i wyskoczył pierwszy. „Rozległy się strzały. Matka wzięła mnie pod pachę; dosłownie pchnęła drzwi tak, by je szerzej otworzyć i wyskoczyłyśmy. Sturlałam się po nasypie, a za mną moja matka” (ZP:23). Żołnierze strzelali do uciekinierów, ale chybili. Jednak w wyniku ucieczki Marusia miała krwawiącą ranę na głowie. Zachowując spokój, Rachela zdecydowała: „[To] nic poważnego. Pójdziemy sobie na spacer wśród tych pięknych pól”. Tamara kontynuuje: „I tak się stało. Szłyśmy i szłyśmy. Znalazłyśmy staw, z którego napiłyśmy się i gdzie się umyłyśmy. Pole lśniło od kwiatów. Było lato, 22 czerwca 1943 roku, a ja miałam osiem lat.” (ZP:32)
Co się stało potem? W swoim drugim świadectwie z grudnia 1945 r. Tamara wspomina, że po ucieczce Rachela zorientowała się że dotarły w pobliże sosnowieckiego getta na Środuli. Matka zabrała Tamarę do znajomego sosnowieckiego lekarza. Doktor Szeftel zaś „opatrzył [jej] ranę na głowie i stwierdził, że nie była to ,prawdziwa rana postrzałowa, a zwykłe zadrapanie’. Tej nocy wróciłyśmy do Będzina na piechotę, by dołączyć do ojca. Po kilku dniach zjawiła się Genia i poszłam ,na próbę’ zamieszkać u rodziny Pająków.” (ZP:32)
Mimo że udało się odroczyć wyrok, jasne było, że rodzina znalazła się w wielkim niebezpieczeństwie. Dlatego też Cyglerowie, przewidując najgorsze, 20 lipca 1943 r. zdecydowali się powierzyć swoje jedyne dziecko polskiej rodzinie.
Kim była Genowefa Pająk?
„Była przystojną, serdeczną osobą o sercu przepełnionym miłością. Przyszła na świat w biedzie i mieszkała w lepiance wśród górników. Podczas wojny pracowała w fabryce szyjącej mundury dla armii niemieckiej i tam właśnie po raz pierwszy spotkała Żydów. Tam poznała moją piękną, inteligentną i błyskotliwą kuzynkę Kitię.” (ZP:38)
Henrietta również pracowała w fabryce mundurów (gdzie indziej we wspomnieniach nazywanej warsztatem, szopem). Choć dzieliło je wiele: wiek, wykształcenie (Kitia właśnie skończyła szkołę), pochodzenie, status społeczny (Kitia była przedstawicielką zamożnej klasy średniej), kobiety zaprzyjaźniły się. Genia uwielbiała Kitię i usłyszawszy od pewnej znajomej o nadchodzącej likwidacji getta zaoferowała, że przechowa Kitię do końca wojny (ZP:90). Wówczas kuzynka Tamary odpowiedziała następująco:
„Jestem młoda, silna i jakoś dam radę przeżyć wojnę, ale mam w rodzinie ośmiolatkę; jest ładna i bystra, i bardzo ją kocham. Nie ma szans na przeżycie, ponieważ Niemcy planują najpierw zlikwidować żydowskie dzieci. Przyjmij ją, Geniu, zamiast mnie – uratuj ją.” (ZP:38)
Genowefa Pająk zgodziła się i w ten sposób stała się opiekunką Tamary Cygler. Przyszła po nią do getta, aby wziąć ją do siebie na próbę – by sprawdzić, jak ułoży się relacja Tamary z jej dziećmi. Tamara od razu jej zaufała: „Szybko pożegnałam się z rodzicami, którzy nieoczekiwanie wybuchnęli płaczem. Byłam zaskoczona, nie wiedząc, co mogło być tego powodem, skoro miałam pozostać u Geni przez kilka dni. Nigdy więcej nie zobaczyłam swoich rodziców.” (ZP:39)
Tamara zatem zamieszkała u rodziny Pająków, w dzielnicy górniczej. W swoich wspomnieniach z 1945 r. podaje jako adres ulicę Kam[i]enną 34, czyli obrzeża będzińskiego getta, tzw. Kamionkę (ZP:74). Pająkowie mieli troje dzieci w wieku od lat czterech do dwunastu. Tamara pisze, że traktowały ją dobrze „czyli ignorowały [ją] i zajmowały się swoimi sprawami”. Domek rodziny Pająków był biedny i prawie pozbawiony mebli, ze znajdującą się na dworze wygódką. Jak wspomina Tamara, wszystko wydawało jej się „brzydkie i liche”. Z tą brzydotą i nędzą chatki kontrastowała znajdująca się tam „klatka z zielona papugą” (ZP:40). Papuga ta okaże się znacząca dla losów dziewczynki.
Brzydotę dnia codziennego przełamuje tylko odświętny porządek niedziel, które wiążą się z wyjściami do kościoła w lepszych ubraniach. W kościele, który Marusia znała już z potajemnych wizyt w towarzystwie swojej bony, panny Jadzi, dziewczynka modli się o szybkie zakończenie wojny. Ksiądz, który „łagodnie się od niej uśmiecha”, niedawno ją ochrzcił. (ZP:41)
Genowefa Pająk, pragnąc zalegalizować pobyt żydowskiej dziewczynki w swoim domu, nie tylko organizuje jej chrzest, ale także zgłasza ją władzom okupacyjnym jako swoje pozamałżeńskie dziecko, rzekomo wychowywane dotąd przez jej ciotkę w Generalnym Gubernatorstwie. Było to konieczne, jako że Marusia osiągnęła wiek, w którym podlegała obowiązkowi szkolnemu. Dzięki zgłoszeniu będą jej też przysługiwać racje żywnościowe, ale załatwienie tego wiąże się z ogromnym ryzykiem dla Genowefy i wymaga od niej nie lada odwagi - oraz łapówki w postaci boczku, sera i wódki, jaką przedsiębiorcza kobieta wręcza niemieckiemu urzędnikowi. Brawurowe wysiłki Genowefy kończą się sukcesem i tak oto Tamara Cygler zwana Marusią oficjalnie staje się Bogusią Pająk. (ZP:102)
Pobyt Marusi Cygler u niewątpliwie troszczącej się o nią, a nawet kochającej ją opiekunki, którą zresztą nazywa „mamusią”, wiązał się z wieloma niebezpieczeństwami. Kilka dni po tym, jak dziewczynka została przekazana pod opiekę Genowefy Pająk, doszło do groźnego incydentu, w wyniku którego Gestapo zainteresowało się adresem, pod którym przebywała dziewczynka. Jej opiekunka, rozumiejąc powagę sytuacji, każe Marusi nocą udać się pod jeden z adresów w Będzinie, pod którymi mieszkają znajomi jej matki. Osoby te to „Basia” oraz „pan B.” - koledzy Racheli ze studiów medycznych. Pod żadnym z tych adresów dziecko nie uzyskuje pomocy; przeciwnie, straszy się je Gestapo. Osamotniona dziewczynka postanawia przeczekać noc pod ławką na skwerze. Nad ranem wraca do domu Pająków, wspina się na stryszek i zasypia wtulona w ciepłe króliki. Po latach napisze tak: „Nigdy nie zapomnę tej nocy.” Ale zaraz potem dodaje: „Nie osądzam ludzi, którzy w niebezpieczeństwie, nie ryzykują własnym życiem i życiem swoich rodzin.” (ZP:47)
Tuż po tym incydencie Marusia zostaje na około dwa miesiące wysłana do mieszkającej w Dąbrowie Górniczej znajomej związanej z niemieckim żołnierzem; gdy kończą się pieniądze, Genowefa zabiera Marusię znowu do siebie.
Wkrótce potem dziewczynka zostaje dla bezpieczeństwa wywieziona na wieś. Miejscowość ta to Wręczyca pod Częstochową , gdzie Marusia spędza dwa lub trzy miesiące i gdzie towarzyszy jej skrajny głód, a jej zajęciem jest pasanie krów.
Następny adres Marusi to Wojkowice Komorne, gdzie zamieszka u rodziny szwagra Genowefy Pająk, Józefa, dyrygenta orkiestry, ożenionego z Niemką o imieniu Gertruda. To bezdzietne małżeństwo ma psa, z którym dziecko lubi się bawić. Zostaje u nich przez siedem lub osiem miesięcy, przy czym Genowefa odwiedza ją u szwagra raz w tygodniu. Marusia uczy się tutaj od pana domu gry na pianinie; pani domu daje jej lekcje niemieckiego, ale również zmusza do pracy przy prowadzeniu domu. Wkrótce jednak umiera na raka. Jest koniec 1944 r.; Marusia zapada na tyfus - Genowefa zabiera dziecko z powrotem do siebie, sprowadza do chorej kolejno sześciu lekarzy. Dziewczynka ciężko choruje przez ponad dwa miesiące.
Podczas choroby ma miejsce pewne wydarzenie lub jego wizja: otóż, jak wspomina Marusia,
"nasza zielona papuga wyleciała z klatki. Wszyscy próbowali ją łapać; biegali po pokoju, wspinali się na stół, ale zielona papuga nie dała się złapać i odleciała (…) Rozwinęła skrzydła i wyleciała przez otwarte okno - i znikła. Prze głowę przeszła mi myśl: jestem jak ta zielona papuga (…) Wyzdrowiałam z tyfusu (…) Wzrokiem omiotłam pokój - papuga była w klatce. - Czy ona odleciała? - spytałam Genię. - Nie, nigdy." (ZP:29)
Nie minął miesiąc, odkąd Marusia/Bogusia wyzdrowiała, gdy w domku państwa Pająków miało miejsce przeszukanie, a w jego efekcie aresztowanie pana domu - Gestapo znalazło u niego bowiem części od motocykla i oskarżyło go działalność partyzancką. Tydzień później (wedle pierwszego świadectwa) lub następnego dnia (wedle drugiego świadectwa) do Zagłębia weszło wojsko radzieckie.
Po zakończeniu wojny kuzynka Marusi, Kitia Altman, wyzwolona z obozu śmierci Auschwitz, a następnie wywieziona przez Czerwony Krzyż do Szwecji, kontaktuje się telegraficznie z Genowefą Pająk, ta zaś, szczęśliwa, że przyjaciółka przeżyła, przekazuje Bogusię pod opiekę matce Kitii. Wkrótce dziewczynka wyjeżdża do Warszawy, by zamieszkać z kuzynką Frejką Sternik. Tam będzie uczęszczać do szkoły i tam właśnie, w lipcu i grudniu 1945 r. złoży oba świadectwa zawarte w książce.
Tamar Dror
Dalsze losy Tamary Cygler związane są z Palestyną/Izraelem, dokąd – przez Francję - wyjechała w wieku 11 lat, by zamieszkać ze swoją ciotką Dorą, siostrą Ru. Szukając własnej tożsamości i – wedle słów swojej kuzynki – cierpiąc jednocześnie na zespół stresu pourazowego – przenosi się do kibucu Shvaim pod Tel-Awiwem. Wychodzi za mąż jako siedemnastolatka, rozwodzi się, ponownie wychodzi za mąż i zostaje matką dwóch synów. Zakłada w Shvaim Szkołę dla Dorosłych - miejsce, gdzie można rozwijać swoje hobby i zainteresowania. Wraz ze swoim mężem Amnonem Tamar obraca się wśród elity intelektualnej Izraela.
Po wojnie Genowefa Pająk nigdy więcej nie zobaczyła Tamary, natomiast pozostawała przez wiele lat w kontakcie listownym z Kitią Altman, nazywającej ją „cichą bohaterką”, która bez wahania ponownie zaryzykowałaby dla Tamary swoje życie (ZP:105) Genowefa Pająk zmarła po długiej chorobie w r. 1974. Dzięki staraniom Henrietty w roku 1982 r. została upamiętniona jako sprawiedliwa wśród narodów świata i otrzymała swoje drzewko, które odtąd rośnie w Jad Waszem.
Choć było to dla Genowefy bolesne i niezrozumiałe, Tamara wyparła całkowicie traumatyczne wspomnienia z czasów okupacji oraz swoją przedwojenną tożsamość i w związku z tym nie utrzymywała żadnego kontaktu z opiekunką z czasu wojny. Jak pisała Henrietta Altman, Tamara „nie chciała mieć przeszłości” (ZP:86). Tym niemniej po latach to przeszłość odnalazła ją – a mianowicie w r. 1991 Tamara otrzymała list z będzińskiego Muzeum Zagłębia, informujący ją o przygotowaniach do wystawy prac jej ojca i zawierający prośbę o pomoc w uzyskaniu wszelkich niezbędnych informacji (ZP:18). Było to dla niej wydarzenie o charakterze przełomowym, które przywołało wojenne wspomnienia oraz – wywołało powrót do jej pierwotnej tożsamości. Tamara ujmuje to krótko: ”Próbowałam o tym wszystkim zapomnieć, ale nie było to możliwe” (ZP:21). W miesiąc po swoich 58. urodzinach, w kwietniu 1993 r., Tamara odwiedza Będzin wraz z dziesięciorgiem krewnych ze strony matki (Erlichów). Jest to dla nich okazja do odwiedzenia znanych miejsc: terenu getta, fabryki Rossnera itd.
Otwierając wówczas wystawę w Muzeum Zagłębia, w tym wystawę 55 prac Samuela Cyglera, Tamara zwróciła się do publiczności następującymi słowami:
„Mieszkańcy Będzina i szanowni goście! Jestem głęboko wzruszona tym, że stoję tu dzisiaj przed wami. Pragnę podziękować panu prezydentowi Raczyńskiemu i pani Ale[ks]andrze Daab, dyrektor Muzeum [Zagłębia] w Będzinie. Te dwie piękne wystawy to wynik ich inicjatywy i niestrudzonych wysiłków. Jedna z nich to wystawa dzieł mojego nieżyjącego ojca.” (ZP:28).
Podsumowując swoją wizytę w późniejszym liście do kuzynki, pisze:
„Otwarcie było nadspodziewanie fantastyczne! To, co zaplanowano jako oficjalne wydarzenie stało się czymś bardzo wzruszającym dzięki kustosz Ale[ks]andrze Daab, tak bardzo zainteresowanej pracami mojego ojca. (ZP:22) O samej wyprawie pisze, że była „jednocześnie smutna i wesoła (…) Byliśmy razem szczęśliwi i być może to bycie razem roztopiło smutek”. (tamże)
Tamar Dror, nazywana w dzieciństwie Marusią, zmarła wkrótce po swojej wizycie w Polsce w wyniku udaru. Miała 58 lat.
W posłowiu do wspomnień, jakie nam zostawiła, następujące przesłanie wydaje się najważniejsze:
„Przez te lata, kiedy odbudowywałam swoje życie i przebudowywałam swoją indywidualność, brakło mi odwagi, by powiedzieć sobie: ty jesteś Marusia Cygler, jedyne dziecko Ru Cygler, dentystki, i Samka Cyglera, malarza. Przeżyłaś! Nie jesteś taka jak inni: jesteś zieloną papugą. Byłaś bezlitośnie prześladowana i skazana na śmierć, ale przeżyłaś – z odwagą i smutkiem (…) Więzi powstałe między ludźmi nie są towarami przechodzącymi z rąk do rąk, opartymi na zasadzie wytwarzania i konsumpcji, dawania i brania. Takie więzi darowuje się hojnie z miłością – i odbiera wdzięcznie z podziękowaniami. Wszystko, co otrzymałam, przekazałam na swój sposób dalej. Dedykuję moją historię wszystkim tym wspaniałym ludziom – Żydom, Polakom, a nawet Niemcom, których ścieżki przecięły się z moimi”. (ZP:62)
Dodaj komentarz