Rok bez kota
Rok temu opuściła mnie kotka Jennifer zaadoptowana z miejscowości Walhain w Walonii pod imieniem Kraquinette, znana potem jako Jennifer de Walhain.
Do dziś nie wiem, co zabiło czteroletniego kota w ciągu kilku dni. Podejrzewam fip, ale tutejsi weterynarze nie przyłożyli się do wnikliwej diagnostyki. Jennifer była kotem nieobsługiwalnym i dopiero bardzo osłabiona pozwoliła się zawieźć tramwajem do doktora. Pomagał mi przejęty Jot. I padał deszcz, który wróżył dalszy bieg wydarzeń.
Brakuje mi tego cętkowanego futerka muśniętego kolorami jesieni, z pięknym, pręgowanym ogonem, wygiętym jak laseczka. Miała zielone oczy, długie wąsy, a gdy ziewała, kładły się jej uszka. Palce miała czarne z wyjątkiem jednego, różowego.
Śpij, Jennifer.
Dodaj komentarz