Prawie lato.
Kolejny tydzień przeszedł do historii. Czas płynie coraz prędzej - im jestem starsza, Ziemia kręci szybciej, a doba trwa krócej. Godzę się z tym, bo nie mam wyboru. Czas płynie, cieknie, pędzi. Dopiero była sobota - dziś znowu jest sobota.
A wczoraj piątek: wyjątkowo praca w biurze, co oznacza, że rano wsiadłam w pociąg i pojechałam na peryferie miasta. Wieczorem powrót; konduktor sprawdza bilety, próbuję z nim rozmawiać w języku, którego dopiero zaczęłam się uczyć. Jakoś się dogadujemy.
W tym tygodniu właśnie, na długo przez zapowiadanym terminem, dotarła do mnie bardzo dobra wiadomość o zdanym w ubiegłym tygodniu egzaminie. Rzecz o tyle ważna, że od tego egzaminu zależy moje życie zawodowe, a w zasadzie cała zawodowa przyszłość. Co za poczucie ulgi!.. Nie miałam wiele czasu na przygotowanie się, nie znałam formatu tego egzaminu; miałam szczątkowe informacje od osoby, która zdawała podobny egzamin parę lat temu oraz właśne doświadczenie: doświadczenie dziesiątek egzaminów zdanych i dziesiątek przeprowadzonych.
Nie cierpię egzaminów.
Nie cierpię oceniania.
Nienawidzę mieć wysokiego tętna wywołanego stresem.
Cieszę się bardzo, że to już za mną, choć więcej jeszcze przede mną.
Dodaj komentarz